•16•

67 10 20
                                    

Chłopcy oderwali się od siebie ustami, jednak Gerard nadal trzymał ręce na ramionach Franka, a obydwaj opierali się o siebie czołami.

To musiało się stać!
I jakież to szczęście!

Miłosna opowieść o zakochanych w sobie przyjaciołach wprost z dennego filmu czy książki. Słaba fabuła, łatwa do rozgryzienia.

Może i słaba oraz łatwa, jednak w realu nie jest z tym tak łatwo - nie zawsze się udaje. Nie każdy dostaje odwzajemnienie ukochanego w tym cudnym uczuciu...

A Frank z Gerardem... Im się udało, to przepiękne!

*****

Frank wracał do domu z uśmiechem, który nie znikał z jego ust.
To... Było takie niespodziewane. Właśnie minął cały strach, a on i Way... odkryją się na nowo w całkiem nowej relacji.

Miłość to jednak piękna rzecz.

W końcu znalazł się pod drzwiami swojego domu i je otworzył. Zobaczył standardowy już obraz - Linda w kuchni, Frank senior na kanapie w salonie oglądając telewizję. Z kuchni było także cichutko słychać włączone radio.

Mama Franka również bardzo uwielbiała muzykę. Często odpalała ją sobie w telewizji przy sprzątaniu (tak było jej wiele przyjemniej robić porządki), jednak najczęściej włączała radio stojące na lodówce w kuchni właśnie.

Nastolatek przywitał się z rodzicami i zabierając banana z miski leżącej na kuchennym blacie, powędrował schodami do swojego pokoju.

Przebrał się w piżamę i odstawił gitarę na jej miejsce. Chwycił za telefon i postanowił napisać do Jamii w między czasie zajadając się owocem.

Frank:
Jamia! Nie uwierzysz, aaa

Jamia:
Co takiego? Wygrałeś w totka czy przekonałeś Mikesa, że jednorożce nie istnieją?

Frank:
Wiele lepiej niż to. Pamiętasz o co się u Ciebie radziłem

Jamia:
Czekaj-

Jamia:
UDAŁO CI SIĘ Z GEE?!

Frank:
A no można tak powiedzieć. I nawet ja nie musiałem nic robić pierwszy

Jamia:
O, hej, to dobrze. Ale aaaa, gratulacje i powodzenia <3

Jamia:
I dobranoc, bo ja już się kładę

Frank:
Wielkie dzięki za wszystko. Jasne, branocka.

Mały punk - który przy okazji w swojej pastelowej koszulce i krótkich spodenkach wyglądał mało punkowo - również postanowił się położyć i spróbować zasnąć.

Och, sen to marnowanie cennego czasu.

*****

Leżał właśnie na materacu swojego łóżka mając słuchawki w uszach. Słuchał muzyki i nadal z kimś pisał, pomimo tego, że był środek nocy (a dokładniej wpół do 3 nad ranem).

A pisał z Gerardem dokładniej. Jeszcze raz zapewnili się, że chcą tego związku, a później temat sam rozwinął się na tak wiele godzin.

Gerard:
Hej, już po 2 xD
Może pójdziemy spać?

Frank:
Ale to jeszcze wcześnie! Poza tym - jutro nie ma szkoły, bo jest sobota

Gerard:
Racja, ale ja chyba się położę pomimo bycia wampirem. 3 godziny snu to też coś, prawda?

Frank:
Prawda

Frank:
I jak wolisz. Dobranoc <3

Gerard:
Miłego spędzania reszty nocy nie na spaniu ;)

Frank odłożył telefon obok siebie. Zamknął oczy i nadal zatapiał się w dźwięki muzyki w swoich słuchawkach.

Nie zasnął już do ranka, a gdy nadeszła godzina 7:45 postanowił w końcu ruszyć się z łóżka.

Za oknem mglistą i pochmurną pogodę przecinał dźwięk padającego deszczu.
Czyż taka pogoda nie jest cudna?

Jest, i to okropnie cudowna.
Wszystko otacza tajemnicza i magiczna aura. Wieczorem... och, wieczorem jest właściwie tym bardziej pięknie.

W nocy leżąc już w pokoju można wsłuchiwać się w uderzenia kropel wody o parapety, okna, dachy, chodniki...

Perkusja deszczowego miasta

Ach, no ale! Był dopiero poranek. Zwykły, sobotni poranek.

Gdy Frank ubrany i uczesany - wyjątkowo bez makijażu, na który był zbyt leniwy - zszedł na dół, zaraz po zjedzeniu śniadania dostał od mamy "zadanie bojowe".
Miał udać się do sklepu na zakupy.

Miodowooki zarzucił na siebie czarną ramoneskę i założył rękawiczki bez palców. W końcu po tym wyszedł z domu.

Ogarnęło go rześkie, wilgotne powietrze, w którym krople deszczu tańczyły walca.
Mgła nadal delikatnie unosiła się nas ziemią tworząc już prawie że przezroczystą, lecz nadal widoczną zasłonę.

Frank przemierzał więc tak miasto zbytnio nie zważając na innych ludzi. Po co miałby to robić?

Miał jedynie pójść do sklepu, zakupić produkty z listy napisanej przez Lindę i wrócić do swojego domu.
Nie było w tym planie mowy na uwagę dla kogokolwiek, nie było także wzmianki o zachwycie tą oto pogodą.

Jednak czasami trzeba zauważać te małe, niby nic nie znaczące rzeczy.


••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Słów: 683

Taki nudny, ale luźny, sobotni rozdzialik

Do napisania!

I'll Kiss Your Lips... Again! | •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz