•18•

74 9 38
                                    

Po kilkunastu minutach Gerard uspokoił płacz - Frank również.

17-latkowi naprawdę było szkoda chłopaka, bardzo mu współczuł, bo było to okropne. Jego historia... Och, tyle zcierpiał.

Tulili się. Zielonooki siedział nadal na udach Iero i wtulał się w jego ciepłe ramię, które pachniało przepięknymi perfumami Franka.

- Już dobrze? - zapytał mały punk z troską w głosie.
- Tak, bardzo dziękuję, Frankie...
- Nie ma za co, naprawdę... - przytulił go mocniej.

*****

- No to co, kochani? - trwała właśnie kolejna próba My Chemical Romance. Chłopcy mieli też opracowany cały pierwszy album i dwie piosenki dodatkowo, w tym You Know What They Do. - Zaczynamy? - zapytał Gerard.
- Jasne. - otrzymał odpowiedź wypowiedzianą chórem.
- Pięć, sześć, siedem i... - po liczeniu Boba wszystko ruszyło. Gitary idealnie komponowały się ze sobą, perkusja nadawała rytmu, a słowa piosenki wszystko dopełniały.

Muzyka.

Muzyka jest naprawdę magiczna.

Jest lekarstwem na wszystko.

Jest... Idealna w nieidealności świata.

Pod koniec spotkania chłopcy postanowili zagrać jeszcze piosenkę, którą prezentowali ostatnio Gerard wraz z Frankiem. Tym razem jednak z częściami pozostałych członków zespołu.

Za pierwszym razem nie wyszło za dobrze, brakowało zgrania.
Piosenka została jednak powtórzona - było wiele lepiej. Wszyscy bardzo się z tego cieszyli.

A gdy Gerard kończył każdy z refrenów, Frank tylko uśmiechał się pod nosem sam do siebie z wyraźnego powodu...

*****

- Matko, tak nienawidzę historii...! - krzyknął Ronnie, gdy cała grupa szła pod salę do owego przedmiotu.
- A kto lubi? - prychnął Frank. Może nie było by to takie złe, gdyby nauczyciel był znośny...
- Jeszcze nie ma co narzekać. - nagle wtrącił Gerard. - Nawet po skończonej hiście mamy dziś w planie jeszcze 5 lekcji. - wzruszył ramionami, a w duszy sam płakał.
- Ughhhh... - jęknął Biersack.
- Jeszcze nie ma co jęczeć, kochaniutki.~ - zalotny głos Ronnie'ego rozbawił wszystkich, prócz osoby, do której kierował swe słowa. - Będzie okazja po szkole?
- Pieprz się, Radke!
- No właśnie o to mi chodzi?
- Jesteście zboczeni! - skwitował Way.
- A Ty nie lepszy! - odpowiedział Andy.
- I masz całkowitą rację! - Gerard odwrócił się w tego stronę, puszczając mu oczko.
- Z kim ja chodzę do klasy... - rozmowę zakończył Ray.

*****

Lekcja historii. Zostało jeszcze 20 minut. 20. Jebanych. Minut.

Starszy Way siedział w swojej ławce całkowicie znudzony, podpierając głowę na łokciu. Popatrzył w swoją prawą - Frank również nie wydawał się zbytnio zainteresowany słowami historyka.

Usłyszał dziwne dźwięki i szelest z ławki obok. Popatrzył więc w prawo - Brendon odpakował plastikową rurkę i wbił ją w karton z mlekiem, po czym delikatnie i cicho zaczął je pić.
Gerard naprawdę nie chciał, by nauczyciel wkurzył się bardziej, niż już był, przez spóźnienie jednej z uczennic.

Jak najciszej wyrwał ze swojego zeszytu kartkę i podarł ją na mniejsze części. Na jednej z nich napisał  wiadomość długopisem. Złożył ją kilka razy.
Zastanowił się, jak podać ją Brendonowi tak, by nauczyciel tego nie zauważył. Wpadł na genialny pomysł.

Zielonooki ścisnął w dłoni karteczkę i zrzucił długopis pomiędzy ławki, udając, że było to przypadkiem.
Wstał z krzesła i kucnął, by podnieść sprzęt. Przy tym rzucił na ławkę kolegi kartkę i usiadł z powrotem na miejsce obok Iero.

Urie rozwinął papierek i przeczytał wiadomość od Gerarda.

Nie siorb tego mleka, by nasz kochany historyczek się nie wkurzył gorzej. Już wystarczająco nakrzyczał na Betty. Jak zauważy Cię - będzie przerąbane! Chłopie, myśl...

Brendon odwrócił skrawek karki i również napisał informację dla Gee. Ten jednak - bardziej ryzykując - rzucił ją wprost na stolik czarnowłosego.

No dobra, dobra. Ale jak na razie nic nie zauważył. Nie sraj żarem, Way.

Gerard popatrzył gwałtownie na Brendona, dostał odezajemnienie tego spojrzenia.

- Panie Way i Urie! - krzyknął nauczyciel. - Proszę uważać! Także rok później... - kontynuował lekcję, po krótkim upomnieniu chłopców.

- Choć tyle, że wyłącznie upomnienie... - pomyślał zielonooki.

*****

- Cześć, mamo! - przywitali się równo chłopcy, gdy weszli do domu.
- Cześć. Jak tam w szkole? - zapytała Donna.
- U mnie dobrze. - powiedział Gee.
- U mnie tak samo. - i od Mikey'ego nie było co czekać na wyczerpującą odpowiedź. Kobieta westchnęła głęboko.

Obydwoje z nastolatków usiedli przy stole w kuchni i zaczęli jeść obiad. Mama dosiadła się do nich.

- Mam coś dla Was... - położyła na stole kopertę i podsunęła synom. Mike wraz z Gerardem popatrzyli na siebie, a starszy ujął ją w dłonie.

Nazwą adresata było "My Chemical Romance".

- Cóż, ale trafiło do nas. - powiedział młodszy, gdy czarnowłosy otwierał kopertę. Wyciągnął z niej kartkę papieru i zaczął czytać w myślach.

Po niecałej minucie wypuścił papier z rąk. Wziął go Mikey, by również przeczytać to, co zdziwiło brata.
I on po kilkunastu sekundach nie dowierzał w treść koperty.

- Co się stało, chłopcy?
- Mamo... - zaczął Gerard. - MCR jest już nawet znane, grało koncerty w lokalnych barach, na małych scenach... Wiesz o tym. Ale... - co chwila przerywał. - to zaproszenie na zagranie na największej scenie New Jersey! Za 2 tygodnie!

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Słów: 760

Tak chaotycznie, i dużo się dzieje...

Do napisania!

I'll Kiss Your Lips... Again! | •Frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz