19 ☀️ Katsuki ma dosyć

459 66 41
                                    

  — Nic. Nieważne — burknął od razu Katsuki, a Marie Chatier wywróciła oczami.

  — Mhm, tak. Niech zgadnę... — Wyciągnęła rękę i zatrzymała ją centymetry przed jego czołem, zaczynając poruszać palcami w jakimś tylko sobie znanym rytmie. — Problemy miłosne?

  Zgadła czy miała to całe Przeczucie? tak po mnie widać?, zastanawiał się zawstydzony teraz Katsuki, co chyba odcisnęło się na jego wyrazie twarzy albo spojrzeniu, kto wie, w każdym razie raczej sporo przekazało dziewczynie przed nim, która uśmiechnęła się triumfalnie.

  — Tak myślałam. Standardzik.

  — Bzdury.

  — Słuchaj, pieprzyć to możesz mnie, a nie mi — prychnęła z coraz bardziej drwiącym uśmiechem, który zaczynał porządnie irytować Katsukiego. No i po co on tu przyłaził, na co liczył?

  — Mój chłopak to dupek. Zadowolona? — wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby. Marie zmarszczyła brwi.

  — Większy niż ty? Ładne sobie dobierasz towarzy...

  — Normalnie nie jest, tylko teraz. Poza tym — zawiesił głos, żeby cisnąć w nią podszuką, która leżała obok niego.

  Marie parsknęła śmiechem, łapiąc ją w powietrzu.

  — O nie, pan bohater stosuje wobec mnie przemoc. — Wygięła usta w podkówkę, a potem przeciągnęła się leniwie. — Chcesz się gdzieś przejść? Siedzę tu od rana, zaraz się uduszę.

  Jeśli zeszła z tematu, bo zrozumiała, że Katsuki naprawdę nie chce o tym mówić, była najwyraźniej milsza i bardziej wyrozumiała niż to pokazywała. No, a w każdym razie mniej nieznośna.

  Zamiast odpowiadać, po prostu wstał i wyszedł z namiotu, a ona za nim, choć dopiero po krótkiej chwili, którą najwyraźniej zajęło jej przebranie się w bardziej przystępne ubrania.

  — Tak szybko? Jak było? — zapytała chytrze staruszka, która nadal siedziała na wiadrze przed namiotem i uśmiechała się szyderczo. Katsuki skrzywił się lekko na jej widok.

  — Mam unikać starych bab, podobno przynoszę ludziom pecha — powiedział głosem wręcz ociekającym jadem (a przynajmniej na to liczył). Kobieta zmarszczyła brwi i zaczęła pocierać podbródek, najwyraźniej próbując ocenić, czy ona do wspomnianych starych bab sie zalicza, czy nie.

   — Wychodzę na sekundkę. Duchy pragną chwili spokoju — wyjaśniła Marie Chatier, gdy na jej widok starucha wykrzywiła usta w niezadowolonym grymasie. — Nie miałaby pani ochoty popilnować namiotu i dopilnować, żeby nikt nie zakłócił ich odpoczynku? Być może dzisiaj będą przychylniejsze — zaszczebiotała dziewczyna, promieniując pewnością siebie, która z pewnością wywoływała pewnego rodzaju presję, która prawdopodobnie jeszcze się wzmogła po tym, jak odpowiedź nie nadeszła po pierwszych dziesięciu sekundach od zadania pytania.

  — Hm... Chyba mogę... Mialam robić mężowi obiad, ale nic się nie stanie, jak się go trochę przegłodzi. Może chociaż oponkę zrzuci, skoro nawet do fryzjera iść nie chce... Pokazać się z takim dzikusem na ulicy, oj, co ja z nim mam, co ja mam... — Kobieta załamała ręce nad swoją niewątpliwie tragiczną sytuacją, zarabiając sobie przy tym kilka fałszywie współczujących uśmiechów Marie Chatier. Katsuki zauważył, że gdy ta jest poiryowana, jej kocie źrenice jeszcze bardziej się zawężają, a na ten widok prawie się roześmiał. Prawie.

  — Wspaniale, duchy będą zachwycone. Chodźmy — Marie odezwała się do Katsukiego, idąc przodem. Pewnie lepiej znała okolicę, więc Katsuki, choć zazwyczaj po prostu nienawidził, jak ludzie szli przed nim, tym razem pozwolił się prowadzić. Nie chciał tak szybko stracić swojego jedynego towarzystwa, poza tym... Gdzieś tam, z tylu głowy kiełkował pomysł, że, czysto teoretycznie, gdyby tak przeprowadził tę dziewczynę do akademika i specjalnie pokazał Eijiro... Może udałoby się wzbudzić jego zazdrość? Strasznie lamerska zagrywka, ale tonący brzytwy się łapie, a Katsuki z każdą kolejną kłótnią i zignorowaniem czuł się coraz bardziej jak taki rozbitek właśnie.

  Początkowe kilka minut ich spaceru zajęło przepychanie się między głośnym tłumem, a gdy wreszcie udało im się wydostać z gąszczu spoconych ciał, Marie Chatier wydawała się być jeszcze bardziej zdenerwowana od Katsukiego.

  — Nic nie mają do roboty w domach, gnieżdżą się na ulicach jak pieprzone...

  — Dla ciebie to dobrze przecież — wszedł jej w słowo Katsuki, którego teraz zaczynało irytować nawet jej narzekanie. Z drugiej strony jednak, trzeba przyznać, sam miał wielką ochotę to robić i pewnie tak właśnie by się to skończyło, gdyby Marie go nie uprzedziła.

  — A spieprzaj, takich faktycznie przychodzących jest dosłownie grupka, tłumy mi łaski nie robią — burknęła, na co nie znalazł odpowiedzi, wywrócił więc tylko oczami.

  — Idziemy się napić — oznajmił po chwili bezcelowego włóczenia się w ciszy po nieco mniej zatłoczonych uliczkach, po czym skierował się w stronę najbliższej restauracji. Dziewczyna najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo poszła za nim, z czego po cichu nieco się ucieszył, a przynajmniej cieszył się do momentu, w którym wszedł do środka i zobaczył, kto tam jest.

  — Co tak stoisz, rusz się — pośpieszyła go Marie, gdy stanął jak wryty w drzwiach, blokując przejście i zastanawiając się intensywnie, czy zamiast wchodzić do środka nie powinni raczej uciekać gdzie pieprz rośnie.

  Z drugiej strony jednak przecież to byłoby strasznie niemęskie i tchórzowskie zachowanie, a Shoto Todoroki siedzący spokojnie przy stoliku pod oknem nie był przyczyną, dla której Katsuki potencjalnie mógłby się tak zachować.

  — Znasz tego faceta z blizną. — To nie zabrzmiało jak pytanie, więc Katsuki uniósł jedną brew, zerkając na dziewczynę z ukosa, oczekując wyjaśnień.

  — Przeczucie. Unikasz go? Idziemy gdzie indziej?

  — Nie, tu. To moje miejsce, frajer nie będzie tu siedział — prychnął Katsuki, mimo że pierwszy raz był w tej restauracji. Co w ogóle ten kretyn w niej robił?! Lokal faktycznie był dość blisko UA, ale to przecież tak naprawdę niczego nie usprawiedliwialo.

  — Chodzi z tobą do klasy?

  — Ta. Nie patrz na niego.

  — No wiesz, jest taki całkiem, całkiem — mruknęła z uśmiechem Marie Chatier, a Katsuki nagle poczuł przemożną ochotę, żeby udusić ją tu i teraz, na miejscu.

  Usiedli w odległości mniej więcej dwóch stolików od Todorokiego, pod ścianą, a Katsuki nieco naiwnie miał nadzieję, że mimo tego chłopak go nie rozpozna.

  — Co zamawiasz? — zagadnęła go Marie i dopiero wtedy sięgnął po ozdobną beżową kartę menu.

  — Coś ostrego, czekaj...

  — Bakugo? Jesteś z dziewczyną?

  Tak wyglądał początek katastrofy, prawda? Marie Chatier chyba też to wyczuła, bo cicho zachichotała, mrużąc oczy.

  — Ta, pierdol się — burknął Katsuki, a stojący teraz przy ich stoliku otworzył szeroko oczy.

  — A co z Kirishimą? — wycedził konspirancyjnym szeptem, a Marie Chatier zaśmiała się jeszcze raz, bo naturalnie usłyszała każde jedno słowo.

  — Czekaj, wiesz o Kirishimie? — Katsuki zmarszczył brwi, a Todoroki wyraźnie się zmieszał, nie okazał się jednak być na tyle głupi, żeby protestować.

  — Powiedział mi wszystko w ferie.

  — Wszystko?

  — Tak...

  Marie patrzyła na nich z umiarkowanym zainteresowaniem, najwyraźniej zastanawiając się, o co właściwie im chodzi. Katsuki stwierdził, że nie będzie na tyle wspaniałomyślny, żeby faktycznie cokolwiek jej wytłumaczyć.

  Ach, więc Kirishima rozpowiadał o nich wszystkim bez jego zgody? Todoroki wiedział o wszystkim już od dawna, tak?

  — Wychodzimy — stwierdził wściekły, a Marie Chatier nie protestowała, na odchodne puszczając Todorokiemu oczko, na co Bakugo zareagował odruchem wymiotnym, podczas gdy sam Todoroki najwyraźniej średnio rozumiał, co właściwie się dzieje. Zdążył tylko krzyknąć: ,,Czekaj!", zanim wyszli z restauracji.

,,I'm not his boyfriend", czyli jak ukryć to, co zdarzyło się w ferie ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz