Rozdział 27 ~ Karmimy szczeniaczka, Wyznania i Klepanie tyłka

9 1 0
                                    

*Connor pov*

Poprzedni wieczór minął szybko, po kąpieli z Jamesem, po prostu przeszliśmy do łóżka i położyliśmy. Tym razem to on wtulił się we mnie i czułem jak opuszczają go wszystkie siły. Płakał, po prostu płakał, a ja gładziłem jego plecy, by jakkolwiek dodać mu otuchy. Bo może miał osiemnaście lat, ale to wcale nie sprawia, że problemy znikają, a uczucia nagle odbiera się całkiem inaczej. Może coraz mniej takich zwyczajnych rzeczy nas przytłacza i radzimy sobie z nimi, ale za to mamy świadomość, że są o wiele większe rzeczy, które nas czekają i nie będą tak łatwe, jak tamte. Ale utrata przyjaciela zawsze boli, nieważne ile lat się ma, jakie doświadczenie niesie w sobie i jak bardzo stara tego nie czuć.

James był potrzaskany, a ja próbowałem go złożyć. Nieśmiało pozwalałem mu na kolejne łzy, by oczyścił się ze swojej straty. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, aż zasnął. Wtedy złożyłem mały pocałunek na jego czole i objąłem ramionami. Wtuliłem jeszcze bardziej w niego i zasnąłem.

Ranek przywitał nas ciepłym słońcem, które było totalnym przeciwieństwem naszych nastrojów. James już nie płakał, ale też się nie uśmiechał. Jadł śniadanie w całkowitej ciszy, a ja wolałem zachować milczenie. Jakoś w połowie jedzenia dołączył Joe z Lukiem. Luke zbytnio nie chciał jeść, ale wmusiliśmy w niego miskę płatków. Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Nikt nie jest w nastroju do siedzenia na lekcjach, a jest jedno miejsce, gdzie każdy odzyska spokój i poczuje się lepiej.

-Ubierajcie się, jedziemy do raju- powiedziałem poważnie, a oni spojrzeli na mnie jak na debila -Już się tak nie gapcie tylko ruchy-

-Nie chce jechać do szkoły- jęknął Luke.

-Szkoła, raj, wybierz jedno- odpowiedziałem na to.

-Twoje pomysły są zawsze głupie- dodał Luke i wstał z krzesła.

-Nie marudź, tylko się szykuj- pogoniłem go.

Sam wstałem i ruszyłem do swojego pokoju. Przebrałem się z piżamy w jeansy i koszulkę ze wzorem żyrafy, po czym umyłem zęby. James też się przebrał i stanął za mną próbując ułożyć włosy. Niebieski t-shirt opinał się na jego ramionach, a czarne spodnie przylegały do nóg. Wyglądał dobrze, naprawdę dobrze i tylko sińce pod oczami były wspomnieniem poprzedniej nocy. Sam do końca jeszcze nie przetrawiłem tej sytuacji, więc wolałem nie poruszać tematu, który przyprawia wszystkich o łzy. Zamyśliłem się lekko, ale mimo to przyglądałem się każdemu jego ruchowi. Z każdą chwilą jego włosy przypominały te, które znałem na co dzień. Uniesione w górę, lekko zakręcone do tyłu. I było w tym coś takiego, że chciałem je dotknąć i już nie wyjmować z nich rąk.

-Co tak się przyglądasz?- spytał z łobuzerskim uśmiechem i zakończył poprawianie ostatniego pasma.

-Nie przyglądam się- burknąłem pod nosem, by odpuścił.

Skończyłem się ogarniać, więc podałem chłopakowi swoją szczoteczkę do zębów. Musiał czymś swoje umyć, a co to za różnica, skoro i tak się nie raz wymienialiśmy zarazkami przez pocałunki.

-Przyglądasz- rzucił jeszcze, gdy wychodziłem.

***

Wjechałem na podjazd i zaparkowałem, a trójka pasażerów rozglądała się dookoła. Luke i Joe byli ewidentnie pochłonięci widokiem, a blondyn obok mnie tylko się uśmiechnął. Wysiadłem, a oni zrobili to samo i ruszyliśmy do stajni. O tej godzinie nie było zbyt wiele osób z zewnątrz, ale pracownicy sumiennie wykonywali swoje obowiązki. Zielone uniformy były czyste, więc pewnie były z jakiegoś materiału nieprzyjmującego brudu.

-Hej- przywitała się z nami brunetka wychodząc z jednego z boksów.

Jej brązowe włosy jak zwykle pozostawały rozpuszczone i opadały na plecy lekko się falując. Wyglądała jak gwiazda. Ale co się dziwić, skoro stworzyła to królestwo dobrego humoru.

Enchanted All Too WellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz