*Connor pov*
Poprzedni wieczór minął szybko, po kąpieli z Jamesem, po prostu przeszliśmy do łóżka i położyliśmy. Tym razem to on wtulił się we mnie i czułem jak opuszczają go wszystkie siły. Płakał, po prostu płakał, a ja gładziłem jego plecy, by jakkolwiek dodać mu otuchy. Bo może miał osiemnaście lat, ale to wcale nie sprawia, że problemy znikają, a uczucia nagle odbiera się całkiem inaczej. Może coraz mniej takich zwyczajnych rzeczy nas przytłacza i radzimy sobie z nimi, ale za to mamy świadomość, że są o wiele większe rzeczy, które nas czekają i nie będą tak łatwe, jak tamte. Ale utrata przyjaciela zawsze boli, nieważne ile lat się ma, jakie doświadczenie niesie w sobie i jak bardzo stara tego nie czuć.
James był potrzaskany, a ja próbowałem go złożyć. Nieśmiało pozwalałem mu na kolejne łzy, by oczyścił się ze swojej straty. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, aż zasnął. Wtedy złożyłem mały pocałunek na jego czole i objąłem ramionami. Wtuliłem jeszcze bardziej w niego i zasnąłem.
Ranek przywitał nas ciepłym słońcem, które było totalnym przeciwieństwem naszych nastrojów. James już nie płakał, ale też się nie uśmiechał. Jadł śniadanie w całkowitej ciszy, a ja wolałem zachować milczenie. Jakoś w połowie jedzenia dołączył Joe z Lukiem. Luke zbytnio nie chciał jeść, ale wmusiliśmy w niego miskę płatków. Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Nikt nie jest w nastroju do siedzenia na lekcjach, a jest jedno miejsce, gdzie każdy odzyska spokój i poczuje się lepiej.
-Ubierajcie się, jedziemy do raju- powiedziałem poważnie, a oni spojrzeli na mnie jak na debila -Już się tak nie gapcie tylko ruchy-
-Nie chce jechać do szkoły- jęknął Luke.
-Szkoła, raj, wybierz jedno- odpowiedziałem na to.
-Twoje pomysły są zawsze głupie- dodał Luke i wstał z krzesła.
-Nie marudź, tylko się szykuj- pogoniłem go.
Sam wstałem i ruszyłem do swojego pokoju. Przebrałem się z piżamy w jeansy i koszulkę ze wzorem żyrafy, po czym umyłem zęby. James też się przebrał i stanął za mną próbując ułożyć włosy. Niebieski t-shirt opinał się na jego ramionach, a czarne spodnie przylegały do nóg. Wyglądał dobrze, naprawdę dobrze i tylko sińce pod oczami były wspomnieniem poprzedniej nocy. Sam do końca jeszcze nie przetrawiłem tej sytuacji, więc wolałem nie poruszać tematu, który przyprawia wszystkich o łzy. Zamyśliłem się lekko, ale mimo to przyglądałem się każdemu jego ruchowi. Z każdą chwilą jego włosy przypominały te, które znałem na co dzień. Uniesione w górę, lekko zakręcone do tyłu. I było w tym coś takiego, że chciałem je dotknąć i już nie wyjmować z nich rąk.
-Co tak się przyglądasz?- spytał z łobuzerskim uśmiechem i zakończył poprawianie ostatniego pasma.
-Nie przyglądam się- burknąłem pod nosem, by odpuścił.
Skończyłem się ogarniać, więc podałem chłopakowi swoją szczoteczkę do zębów. Musiał czymś swoje umyć, a co to za różnica, skoro i tak się nie raz wymienialiśmy zarazkami przez pocałunki.
-Przyglądasz- rzucił jeszcze, gdy wychodziłem.
***
Wjechałem na podjazd i zaparkowałem, a trójka pasażerów rozglądała się dookoła. Luke i Joe byli ewidentnie pochłonięci widokiem, a blondyn obok mnie tylko się uśmiechnął. Wysiadłem, a oni zrobili to samo i ruszyliśmy do stajni. O tej godzinie nie było zbyt wiele osób z zewnątrz, ale pracownicy sumiennie wykonywali swoje obowiązki. Zielone uniformy były czyste, więc pewnie były z jakiegoś materiału nieprzyjmującego brudu.
-Hej- przywitała się z nami brunetka wychodząc z jednego z boksów.
Jej brązowe włosy jak zwykle pozostawały rozpuszczone i opadały na plecy lekko się falując. Wyglądała jak gwiazda. Ale co się dziwić, skoro stworzyła to królestwo dobrego humoru.
CZYTASZ
Enchanted All Too Well
RomanceKiedy drogi kilku osób się przetną, potrafi powstać z tego coś zabawnego. Dla świata osiem przypadkowych osób, dla losu osiem ofiar jego ulubionej gry zwanej 'życiem'. Charyzmatyczny James, porywczy Matt, nieśmiały Luke, skryty Connor, zabawny Chad...