Rozdział 25 ~ Czuję się pokonana

13 1 3
                                    

*John pov*

Nie wiem czego się spodziewać, ale to zdecydowanie będzie jedna z dwóch najtrudniejszych rozmów dzisiaj. Nie wiem jak do tego podejść. To zdecydowanie męczące. Że akurat wpadli na tak głupi pomysł. Jakby nie mogli zostawić mnie tutaj w spokoju.

-Mów- odpowiedział po chwili James i czekał aż mu wszystko wyjaśnię.

-Eh... Moja cudowna rodzinka wymyśliła, że powinienem się zmienić. Nie powiedzieli tego wprost, ale chcą dla mnie innej przyszłości niż ja sobie wybrałem- zacząłem.

-To znaczy? Nie chcą byś był sportowcem na jednej z lepszych uczelni?- spytał zdziwiony, bo zawsze takie mieliśmy plany.

-Nie. Chcą bym poszedł w ślady ojca i dziadka-

-Ale oni byli wojskowymi-

-Właśnie, a ta szkoła to właśnie szkoła wojskowa. Będę kształcony na żołnierza, a z czasem się okaże, gdzie skończę-

-Przecież to chore. Nie ma żadnego sensu. Jest połowa roku, co oni chcą tym osiągnąć?- zdenerwował się.

-Szczerze?- westchnąłem -Chcą zniszczyć mój związek z Lukiem. Nie podoba im się, że spotykam się z chłopakiem, szczególnie takim. Albo będę hetero, albo skończę w tej gównianej szkole-

-Pojebane-

-Nic do nich nie dociera. Nie rozumieją, że orientacji się nie wybiera, tylko z nią rodzi, a serce nie sługa. Kocham go i nie chce zostawiać samego. Tak samo z wami, jesteście moimi bracholami- mówiłem ze smutkiem i czułem jak łzy zbierają się w moich oczach.

-Musimy ich przekonać, by pozwolili ci zostać- westchnął -Coś wymyślimy. Wspólnie-

-Chciałbym w to wierzyć i mieć nadzieję, ale wiem, jacy są. Już wszystko postanowili i nic nie zmieni ich zdania. Choćby ziemia się zatrzęsła, a niebo rozwarło na pół, oni nadal pozostaną przy tym głupim wyjeździe- mówiłem ze łzami spływającymi po moich policzkach.

Nie wierzę, że tak się mazgaje, ale trudno. Te emocje są silniejsze ode mnie. Moja męska duma może teraz cierpieć ile chce, w końcu to wszystko straciło znaczenie. Zaraz mnie tu nie będzie, a każdy zapomni o tych łzach.

James nic już nie odpowiedział, tylko odrobinę przysunął i przytulił. Nie było niczego męskiego w tym uścisku, ale nam to nie przeszkadzało. Jebać stereotypy.

Będę tak nieznośny w tej nowej szkole, że odeślą mnie z powrotem. Będą się mnie wstydzić wszyscy, którzy spotkają mnie na tym wyjeździe. Rodzice już nigdy nie wpadną na nic tak głupiego, gdy ich publicznie upokorzę. Skończy się wymyślanie głupot i zamknę sobie drogę to tego czego tak naprawdę nie lubię.

Nigdy nie chciałem być twardy i bezuczuciowy. Znaleźć żonę, z którą będzie mnie łączył jedynie seks i dzieci, których i tak bym nie kochał, bo mężczyzna nie może kochać. Musi być bezuczuciowym bucem, który znęca się nad wszystkimi, bo zarabia najwięcej.

Tak jak ojciec...

-A wy co tu robicie?- spytał czyiś głos, więc się od siebie oderwaliśmy. Przed nami stała Lou z wielkim uśmiechem.

-Rozmawiamy- odparł James i się uśmiechnął.

-Jak uważacie... Widzieliście Chada? Nie mogę go nigdzie znaleźć, a nie odbiera telefonu-

-Mamy zaraz trening. No właśnie. Trening!- krzyknął i zerwał na równe nogi.

-Spokojnie zdążymy- mruknąłem i ruszyłem za pozostałą dwójką, która zdążyła już popędzić przed siebie.

Enchanted All Too WellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz