Rozdział 3

109 14 75
                                    

Wstanie rano, nie należało do najprzyjemniejszych. Biodro lekko mnie szczypało, a po zerknięciu na nie, okazało się, że mam sporego siniaka, który przybrał zielono-fioletowy kolor. Obrzydlistwo. Przebrałem się z piżamy w t-shirt, jeansy i bluzę, czyli dokładnie to, co miałem dzień wcześniej na sobie. W kuchni postanowiłem zrobić sobie mleko ryżowe z chrupkami. Wyciągnąłem z lodówki karton i wlałem jego zawartość do miski. Odstawiłem mleko na miejsce, a miskę wstawiłem na półtorej minuty do mikrofali. W tym czasie naszykowałem chrupki i łyżkę. Gdy tylko ciszę zagłuszyło pikanie urządzenia, wyciągnąłem naczynie z podgrzaną cieczą i usiadłem do stołu. Nasypałem chrupek do mleka i lekko podtopiłem łyżką, by były zmiękczone, ale nadal chrupiące.

Po odżywczym śniadaniu poszedłem do łazienki. Włączyłem moją playlistę z piosenkami Taylor i zacząłem szykować do szkoły. Zrobiłem podstawową pielęgnację składającą się z płynu micelarnego, żelu do twarzy, toniku, kremu do ust i kremu do twarzy. Włosy rozczesałem i postawiłem na żel do góry. Umyłem zęby i skorzystałem z toalety.

W pokoju popsikałem się perfumami ze słodką nutą cynamonu i heliotropu, po czym chwyciłem torbę i popędziłem schodami w dół, by zdążyć. Nałożyłem brązowo-cieliste buty w typie kozaków z czarnymi podeszwami i założyłem zieloną parkę. Zamknąłem dom na klucz i wsiadłem do auta, przy którym czekał Chad. Zielonolimonkowe maserati cicho zamruczało przy odpaleniu.

Jak dnia poprzedniego, znów jechaliśmy do szkoły, słuchając Taylor. Chłopak już marudził coś pod nosem, ale muzyka zagłuszała go.

Dzisiaj mieliśmy aż sześć lekcji, więc czternasta dwadzieścia kończyliśmy. Jak ja lubię czwartki. Szczególnie dwa wf i geografie, i fizyke, no ale jakoś trzeba to przetrwać. Lub spalić szkołę.

Dzisiaj ten sprawdzian z nawet nie wiem czego, ale Chad jak zwykle ogarniał temat, więc da mi spisać. Ważne, by bufon uczący zapomniał okularów i będzie po sprawie.

Po moim ładnym zaparkowaniu, na naszym standardowym miejscu wysiedliśmy z auta na szkolnym parkingu i ruszyliśmy do kostnicy, to znaczy szkoły.

Ruszyliśmy do naszych szafek, ale kilka kroków od nich stał James Diamonds. Spojrzałem na niego przez chwilę, ale opuściłem wzrok i ruszyłem dalej, ignorując go. Wczoraj nabił mi siniaka, więc dzisiaj nie zasługuje na chociaż trochę mojej uwagi. Jak zwykle miał te swoje blond włosy ułożone do góry, niebieskie tęczówki jak niebo o wschodzie słońca, jednak dzisiaj zakryte okularami przeciwsłonecznymi, malinowe usta i spod zwykłej koszulki przebijały się jego mięśnie. O dziwo nie był głupi, a przynajmniej na to nie wskazywały jego oceny. Nie znałem go zbyt dobrze, bo nie mieliśmy zbytnio wspólnych znajomych, w końcu on był z drugiej klasy, a ja z pierwszej. Tyle w temacie niezwracania na niego uwagi. Cóż, stanowił pewną elitę, ale nie zagrażał mi. Właściwie dzięki zajmowanej przez niego pozycji i braku zainteresowania innymi, moja pozycja ukrywania tożsamości była bezpieczna.

Gdy dotarliśmy do szafek, które mieliśmy obok siebie, wyciągnęliśmy z nich potrzebne na dzisiaj rzeczy. Kilka minut zajęło mi przegrzebanie wszystkiego i dotarcie do odpowiednich podręczników, ale gdy tylko mi się to udało, zamknąłem szafkę i ruszyliśmy pod salę od gegry, idealnie w momencie zadzwonienia dzwonka.

Po godzinie spędzonej na liczeniu słów w książce, bo nic ciekawszego nie było do roboty, w końcu zadzwonił dzwonek zwiastujący przerwę. Typiara od globusa nie miała siły przebicia, więc wszyscy po prostu wyszli.

Jednak po dziesięciu minutach przerwy przyszedł czas na fizykę. Kto zapragnął się zabić? Ja!
Chad klepał mi z pamięci jakąś regułkę, a ja tylko modliłem się do wszystkich bóstw świata o zdanie tego gówna.
W końcu to, co dobre zawsze szybko się kończy, więc i przerwa minęła szybko.
Stary pryk wtoczył się do klasy i rozdał sprawdziany, ale potem zostawił okulary na rogu biurka i jakoś nawet nas nie widział.

Enchanted All Too WellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz