Rozdział 20 ~ ON

31 4 52
                                    

*Luke pov*

Wstałem znacznie za późno, ale tak dobrze mi się spało. To znaczy, jak już zasnąłem, bo długo rozmyślałem, o tym co się stało. Przez to nie zdążę na autobus. Już po mnie...

Szybko się ubrałem i umyłem zęby. Przejechałem włosy szczotką i chwyciłem torbę z rzeczami do szkoły. Wyszedłem z pokoju, upewniając się, że mam telefon i klucze.

Na korytarzu i w salonie nikogo nie było, więc najprawdopodobniej wszyscy jeszcze spali. Cicho włożyłem buty i wyszedłem na ganek. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w stronę przystanku. Może następny autobus będzie niedługo.

Kilka minut później moja nadzieja umarła. Następny autobus był za jakieś pół godziny i jechał i tak nie pod szkołę. Więc ruszyłem na nogach w odpowiednim kierunku.

I jakby ten dzień nie był od samego początku okropny, to zaczęło padać. Na początku małe kropelki uderzały o ziemię i nie pozostawał po nich ślad, ale po jakiejś minucie, w której jedynie zdążyłem naciągnąć kaptur na głowę, lunął deszcz. Duże krople uderzały o wszystko na swojej drodze, a moje ubrania coraz bardziej przesiąkały wodą.

-Kurwa- powiedziałem pod nosem i rozejrzałem się po ulicy. Jakieś pojedyncze auto przejechało, a ja przeszedłem przez przejście dla pieszych i wskoczyłem na chodnik. Patrząc pod nogi, bo inaczej się nie dało przez deszcz, ruszyłem skrajem kostki w odpowiednią stronę -Niech ten dzień już się skończy- powiedziałem sam do siebie i kopnąłem jakiś kamień, który potoczył się na ulicę i uderzył w przejeżdżający pojazd.

Z przerażeniem spojrzałem, jak się zatrzymuje, a po chwili odetchnąłem, rozpoznając zielonoszarego mustanga. Deszcz uderzył jeszcze mocniej, a po mojej twarzy zaczęły spływać krople. Całe ubranie kleiło się do mnie, a ja byłem w stanie jedynie stać i patrzeć jak drzwi się otwierają.

-Wsiadaj!- dotarł do mnie krzyk zagłuszony przez ulewę. Ruszyłem w stronę pojazdu i wsiadłem. Zatrzasnąłem drzwi i poczułem, jak ciepłe powietrze otula moje zmarznięte ciało -Cześć- przywitał mnie i pocałował w policzek.

-H... Hej- zająknąłem się przez całą sytuację. Moje ciało zaczęło się trząść od różnicy temperatur.

Blondyn ruszył, a ja poczułem się bezpiecznie. Nie wiem, czemu ON tak na mnie działał, ale podobało mi się to.

-Jesteś cały przemoczony. Weź mój strój sportowy- uśmiechnął się do mnie i spojrzał na mnie kątem oka.

-Yhym- mruknąłem i sięgnąłem po jego torbę sportową. Wyciągnąłem z niej jego bluzę i położyłem na fotelu obok siebie. Odsunąłem krótkie spodenki na bok i natrafiłem na coś długiego. Spojrzałem i zakrztusiłem się śliną. Czy ten człowiek miał w torbie cały rulon gumek? Tak.

Odkaszlnąłem i zacząłem szukać dalej, jednocześnie próbując zapomnieć o gumkach. Myśli, że może być tam coś gorszego, wcale nie pomagały.
W końcu trafiłem na jakiś materiał i były to długie spodnie sportowe i koszulka z krótkim rękawkiem.

Zdjąłem swoją bluzę i rzuciłem na wycieraczkę. To samo po chwili spotkało moją bluzkę. Założyłem jego ubrania i zacząłem pozbywać się spodni. Nie było to łatwe, bo przylegały do ciała, a palce dygotały mi z każdą chwilą coraz bardziej. Jednak po dłuższej walce udało mi się uwolnić i założyć suche ciuchy.

Ciepło i suchość sprawiły, że moje ciało zaczęło zachowywać się normalnie. Przestałem dygotać jak galareta, a oddech powrócił do normy.
Nawet udało mi się zwrócić uwagę na fakt, że niebieskooki słuchał tej samej płyty co wczoraj.

Milczał, skupiając się na drodze, więc odwróciłem głowę w stronę szyby, a krople deszczu spływały po niej. Obraz miasta był rozmazany, a wszystko wydawało się szare i smutne. Pomimo że przyroda obudziła się do wiosennego życia, a zieleń spowiła tę dzielnicę, to promienie słońca coraz słabiej docierały. Włączone światła samochodu oświetlały drogę, a niebo coraz bardziej czerniało.
Z zakrętu wyjechał rozpędzony samochód, a błyskawica przeszyła niebo.

Enchanted All Too WellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz