Uwaga! Wyrwane z kontekstu, więc się nie przejmujcie, nie wnikajcie jak coś nie pasi, przypominam, że pisałam to ponad rok temu
Znacie to uczucie, gdy otoczenie oczekuje od was perfekcji? Kiedy według przeznaczenia powinniście być doskonali pod każdym względem? Gdy sami od siebie wiele oczekujecie... Lub gdy na początku robicie dobre wrażenie, a później pokazujecie prawdę? Ja znam to aż za dobrze... Witam, Longg Kanzen, kwami doskonałości i największa oferma w całym Paryżu, jak nie Francji. Kto by pomyślał, że ktoś kto z definicji powinien być idealny, w rzeczywistości jest zaprzeczeniem ideału...
Kg - Longg, twój budzik dzwoni od kilku minut! - usłyszałem jak drzwi pokoju się otwierają i dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Gwałtownie podniosłem się z biurka, na którym leżały zeszyty i wyłączyłem budzik. Dobra, może go słyszałem przez sen, ale to nie brzmiało wtedy zbyt groźnie.
Kg - Idziemy do pracy. Poradzisz sobie?
Lg - Tak, czemu miałbym sobie nie poradzić... - obróciłem się w stronę Kagami, która opierała się o futrynę, co było błędem, gdyż spadłem z fotela pod biurko.
Kg - No właśnie - brunetka zaśmiała się, po czym podeszła do mnie i podała mi rękę, żebym mógł wstać. - Dobrze, to postaraj się nie zginąć, bo ja za ciebie odpowiadam - dziewczyna wyszła zanim zdążyłem odpowiedzieć. Westchnąłem ciężko. Kolejny okropny dzień. Jeeej!
Wziąłem z szafy ubrania i poszedłem do łazienki się ogarnąć. W lustrze widziałem, że na twarzy odbił mi się ślad zeszytu, na którym zasnąłem. Kiedy czesałem swoje czerwone włosy, rzęsa nieszczęśliwie wpadła mi do oka. Wdrapałem się na umywalkę, żeby być bliżej lustra i ją wyciągnąć. Kiedy w końcu się udało, wróciłem do pokoju z załzawionymi oczami i sprawdziłem godzinę. Była już 7:42. Szybko wrzuciłem do plecaka rzeczy z biurka, w tym wilgotne chusteczki i ubrany w czarną koszulkę, jeansy w tym samym kolorze i czerwoną marynarkę, wyszedłem z mieszkania, prawie zapominając o zamknięciu drzwi, po czym ruszyłem w stronę szkoły. Znowu nie będę miał zadania z chemii, nad którym siedziałem do późna. Kagami mnie zabije. Mogę się tylko modlić, żeby Ariana obroniła mnie przed tą jej szablą. Pewnie zastanawiacie się kim jest Ariana. To bliźniaczka Adriena, której przez 11 lat nie było w Paryżu i aktualnie dziewczyna Kagami.
Po prawie 10 minutach dotarłem do szkoły, gdzie od razu udałem się do szatni zmienić buty. Miałem dosłownie chwilę do dzwonka, ale nie byłbym sobą, gdybym nie poszedł jeszcze do łazienki umyć ręce. A przy okazji wyrzuciłem do kosza rozrzucone na podłodze ręczniki papierowe, wyczyściłem klamkę i umyłem ręce jeszcze raz. Tylko przyjaciele wiedzą o mojej mizofobii... Kiedy skończyłem, było już po dzwonku, korytarz był pusty, więc pobiegłem w stronę sali, gdzie miałem pierwszą lekcję. I tak biegnąc wpadłem na coś lub kogoś i upadłem na podłogę, podobnie jak mój plecak. A dopiero myłem ręce!
Ss - Wszystko w porządku? - usłyszałem znajomy głos i podniosłem głowę. Przede mną stał Sass, mój turkusowowłosy przyjaciel, o brązowych, hipnotyzujących oczach. Zarumieniłem się na jego pytanie.
Lg - Tak... - odwróciłem wzrok, chcąc wstać i szybko dostać się do klasy.
Ss - Wiesz, że odwołali wam dwie pierwsze lekcje?
Lg - Co?
Ss - Barkk wysłała ci wiadomość - poinformował, a ja od razu wyciągnąłem telefon z kieszeni. Rzeczywiście.
Lg - Ughhh... Spieszyłem się i nie widziałem jej...
Ss - Znowu nie umiałeś zrobić zadania z chemii i męczyłeś się z nim do 3 w nocy, zamiast po prostu zadzwonić do mnie, mam rację? - chłopak kucnął koło mnie i przyłożył mi chusteczkę do nosa. Zdziwiony wziąłem ją do ręki i zobaczyłem krew. Ewidentnie nawet nie zauważyłem, że krew leci mi z nosa. Brawo ja. - Dobra, idziemy do pani Lydii - wstał i pociągnął mnie za rękę, zmuszając, żebym też wstał.
Lg - Nie, Sass! To naprawdę zły pomysł - próbowałem się wyrwać, ale turkusowowłosy jest dużo silniejszy ode mnie. Dobrze, że korytarz był pusty, bo to musiało wyglądać naprawdę niepoważnie. Sass jest wysoki, umięśniony, przystojny... A ja? Jakby chciał mógłby mną rzucić bez większego problemu. I jeszcze sprzeciwiam się, jakbym miał jakieś szanse. Po kilkunastu metrach przestałem robić z siebie większego idiotę niż jestem i grzecznie pozwoliłem przyjacielowi zaprowadzić się do szkolnej pielęgniarki.
Ly - Longg... - westchnęła z rozbawieniem kobieta, gdy tylko zobaczyła nas w drzwiach. - Ty chyba naprawdę mnie lubisz. To już piąty raz w tym miesiącu.
Lg - Nie z własnej woli - odpowiedziałem, dalej trzymany przez Sassa.
Ly - Tak, wiem... Siadaj - nakazała. Mówiłem już, jestem bardziej pechowy niż Plagg. W zeszłym tygodniu oberwałem piłką w głowę na wf i zemdlałem. Innego razu poparzyłem się jakąś substancją na chemii, choć nadal uważam, że pani Mendeleiev wprowadziła mnie w błąd. Więc tak, jestem jednym z najczęstszych gości pani Lydii.
Przez następne kilka minut siedziałem z zimnym okładem na karku, czekając aż krwawienie ustanie. Sass cały czas mi towarzyszył. Co prawda chodzi do innej klasy, ale wiem, że też zaczyna dziś lekcje później. Znam jego plan lekcji na pamięć. Poza tym jest przewodniczącym swojej klasy. U nas przewodniczącą jest Barkk, czemu Kaalki jest przeciwna, ale to już inna sprawa.
Kiedy wreszcie pozwolono mi wyjść, może nie byłem aż tak osłabiony, ale Sass wziął mój plecak i pomógł mi iść. Zaprowadził mnie do pokoju samorządu, co trochę mnie zaskoczyło, bo z tego co mi wiadomo tylko Wayzz i Nooroo mają klucze.
Ss - Wayzz mi je zostawił, bo miałem coś zrobić - wyjaśnił, otwierając drzwi. Weszliśmy do środka, po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wcześniej byłem tu może tylko raz, przez chwilę. Usiadłem na kanapie, a brązowooki poszedł do swojego plecaka. - Zakładam, że znowu zapomniałeś o śniadaniu.
Lg - Uh nawet jeśli tak, to co? - nie zamierzałem dawać mu tej satysfakcji z posiadania racji.
Ss - To, że znowu mi zemdlejesz - rzucił mi jabłko, a ja spojrzałem na niego. - Spokojnie, jest umyte, nie otrujesz się.
Lg - Dzięki - zarumieniłem się, mając nadzieję, że przyjaciel tego nie zauważył, ale jestem prawie pewien, że zauważył. Chłopak usiadł przy stole i zajął się wypełnianiem jakichś dokumentów. Kilka minut później skończyłem jeść. Po otrzymaniu pozwolenia od Sassa, bo przecież jestem bardzo poszkodowany i nie mogę się ruszać, poszedłem wyrzucić ogryzek i przy okazji umyć ręce. Kiedy wróciłem, turkusowowłosy chował dokumenty do teczki, czyli skończył. Usiadłem z powrotem na kanapie, a on po chwili usiadł na krześle na przeciwko mnie.
Ss - Długo jeszcze będę musiał cię pilnować? - spojrzałem na niego zdziwiony, nie do końca rozumiejąc. - Żebyś nie zginął.
Lg - Wcale nie musisz mnie pilnować - odwróciłem wzrok, udając obrażonego, na co przyjaciel roześmiał się.
Ss - Muszę.
Lg - Bo się naprawdę obrażę - zagroziłem.
Ss - I kto wtedy będzie ci pomagał z chemią?
Lg - Nie pomagasz mi...
Ss - Ale mogę - oznajmił, a ja nie wiedziałem jak się dalej bronić, dlatego przez dłuższą chwilę siedzieliśmy tak, patrząc sobie w oczy. W końcu dotarło do mnie co się tu dzieje i zarumieniłem się odwracając wzrok. Sass tylko zaśmiał się w odpowiedzi i wstał. Podszedł do mojego plecaka i zaczął tam grzebać, a ja wpatrywałem się, nie rozumiejąc, ale nie przerywałem mu. Wyciągnął z niego ten nieszczęsny zeszyt z chemii i szybko znalazł to cholerstwo. - To nie jest takie trudne.
Lg - Dla mnie jest.
Ss - Okej... - usiadł bardzo blisko mnie na kanapie i położył na stoliku przed nami pustą kartkę, na której po chwili zaczął pisać coś... Chyba równania. - Więc słuchaj.
I tak oto spędziliśmy resztę wolnego czasu przed lekcjami. Turkusowowłosy tłumaczył mi tą chemię od siedmiu boleści, a ja starałem się skupiać na tym co mówi... A nie na nim.
![](https://img.wattpad.com/cover/289175484-288-k781072.jpg)
CZYTASZ
Księga one-shotów - Miraculous
FanficPrzedstawiam Księgę, w której jak nazwa wskazuje znajdziecie one-shoty. Prawdopodobnie większość będzie o tematyce Trixxllen, ale mam nadzieję, że inne również się tu znajdą. Wywiady chyba też tu będą. Na razie to chyba tyle. Nie nastawiajcie się...