Rozdział IX Mistrz część 1.

245 19 16
                                    

     Uciekła do lasu, musiała ochłonąć i pobyć nieco sama. Rey wiedziała, że nie powinna tak bardzo się oddalać od zabudowań, ale musiała złamać zakaz. Ponownie.
     Znalazła odpowiadające jej drzewo i zaczęła się wspinać. Mimo że pień był niemal pozbawiony gałęzi, nie miała najmniejszego \problemu ze wspinaczką. Robiła to wielokrotnie, uwielbiała obserwować świat z góry, ukrywając się wśród liści, niewidoczna dla innych.
     Gałąź, na której chciała usiąść, zarwała się pod jej ciężarem. Rey krzyknęła, spadając. Usiłowała ułożyć ciało, tak jak ją nauczyli, aby jak najmniej się potłuc. Udało się... prawie.
     Uderzenie o ziemie wycisnęło z jej płuc powietrze. Walczyła o odzyskanie oddechu, poczuła ogarniający ją strach.
     Nie potrafiła powiedzieć, ile leżała pod drzewem. Ben nachylił się nad nią, widziała jego zmartwienie.
     ‒ Nic ci nie jest Rey?
     ‒ Wszystko w porządku ‒ stęknęła ‒ leżę i podziwiam drzewa.
     Nie chciała się przyznać do upadku.
     ‒ Kłamczuszek, wiesz, że nie powinno cię tu być?
     Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. Był znacznie wyższy, czasem wydawał Rey się wręcz ogromny. Miała wrażenie, że przyglądał jej się nadzwyczaj uważnie.
     ‒ A tym bardziej nie powinnaś chodzić po drzewach. Ile razy już obrywałaś za to?
     ‒ Wcale nie chodziłam... ‒ zaprotestowała.
     Padawan spojrzał na nią z góry groźnie.
     ‒ Mały kłamczuszek. No więc ile razy?
     ‒ Za dużo... Możesz nikomu nie mówić? Prooooszę...
     Nastolatek zmierzył ją ostrym spojrzeniem, grożąc palcem. Spojrzała w ziemię, Rey czuła jak jej policzki się rumienią. Obawiała się, że zaprowadzi ją za moment, do któregoś z Mistrzów, co nie mogło się skończyć dobrze. Nie po kolejnym ostrym napomnieniu.
     Ben uklęknął przy niej, aby ich spojrzenia znalazły się na podobnej wysokości.
     – Co cię boli?
     – Tutaj – wskazała prawą ręką górę ramienia i kawałek pleców, nie umiała nazwać tego obszaru.
     – Mocno?
     Pokręciła głową, ból powoli przechodził. Ben wyciągnął dłoń, delikatnie dotykając tego miejsca. Lekko syknęła, ale nie było źle.
     ‒ Co się stało? ‒ spytał.
     ‒ Reszta, na treningu nie poradziłam sobie, a teraz w czasie zabawy... No wiesz...
     Nie chciała o tym rozmawiać. Ben westchnął.
     ‒ Komu uciekłaś? ‒ spytał.
     ‒ Jake'owi ‒ wymamrotała.
     Roześmiał się i zmierzwił dłonią jej fryzurę.
     ‒ Znowu? A to mnie mają za tego nieodpowiedzialnego. Żeby mi to był ostatni raz ‒ pogroził jej palcem, wstając ‒ i nie próbuj mi wywinąć takiego numeru, gdy to moja kolej na opiekę nad wami.
     ‒ Dziękuję Ben.
     ‒ No, zmykaj mała. Bo jak Jake wreszcie się zorientuje, że cię nie ma, to nie będę mógł ci pomóc.
     ‒ Ej! Nie jestem mała! To ty jesteś ogromny!
     ‒ Jesteś mała, a teraz sio!
     Przebiegła kilka kroków w kierunku świątyni, ale zatrzymała się. Odwróciła się i pobiegła, aby przytulić Bena.
     ‒ Dziękuję, na tobie mogę polegać.

     Obudziła się, patrzyła w metalowy sufit, czuła się dziwnie. Rey ciągle była zatopiona we wspomnieniach. Luke mówił jej, że przyjaźniła się z Benem, ale dopiero teraz przypomniała sobie.
     Uczucie powracającego wspomnienia było dziwne, sprawiło jej nieco bólu, ale potem przyniosło spokój. Potarła skroń, dawno nie doświadczyła czegoś takiego, wcześniej widziała przeszłość jedynie przy pomocy Skywalkera i niemal nigdy tak wyraźnie.
     Życie w Świątyni było dla niej pustką, wielokrotnie Rey zdawało się, że te wszystkie opowieści jej nie dotyczą. Jakby słuchała o życiu kogoś innego.
     Przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, nastoletni Ben uroczo wyglądał z warkoczykiem i w jasnych szatach Jedi. Zastanawiała się kim był wspomniany Jake. Innym padawanem? W jej umyśle ziała pustka. Odsunęła to od siebie, czując narastający ból w skroniach. Skupiła się na czymś innym. Nie sądziła, że młody Solo krył jej wybryki przed innymi Jedi. Sądząc po jego słowach, jako dziecko musiała być rozrabiaką.
     Zacisnęła wargi, wracając do rzeczywistości. Tamten czas nie mógł wrócić, a powrót wspomnienia jedynie przyniósł pytania.
     Zaczęła nieco szybciej oddychać, czuła się wewnętrznie inaczej, zaczynało do Rey docierać, co się wydarzyło wczoraj. Czym się stała. Mrok skaził ją, jej działanie stało się czymś więcej, niż próbą przetrwania. Naprawdę stawała się Renem.
     Po policzku Rey spłynęła samotna łza, wybrała tę ścieżkę, aby inni w przyszłości nie musieli nią podążać, ale to ona zrobiła krok. Jedi ocaleją, jednak dla niej nie miało być ratunku, stała się tym, czego tak bardzo nienawidziła. I to ona musiała ponieść wszystkie konsekwencje.
     Wzięła głęboki oddech, przestała z tym walczyć i tak było już za późno. Poczuła przypływ energii, to jak Moc zareagowała na jej wezwanie.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz