Rozdział XVI Zdrada

248 21 10
                                    

Jest i kolejna część, jeżeli to nie problem to zostawcie ślad. Rozdział jest wyjątkowo długi, dajcie mi znać, co o tym sądzicie, zawsze mogę takie jednak dzielić.

     Rey czuła jednocześnie strach i podekscytowanie, gdy wchodziła za Benem do transportowca. Po wielu dniach miała opuścić Najwyższy Porządek, ale mimo wszystko towarzyszyły jej obawy.
     Nie zamierzała pozwolić, aby rozdzielono ją z Benem, ale zdawała sobie sprawę z zagrożeń. Popełnił wiele zbrodni i obawiała się, że będą chcieli go zabić, a na to nie zamierzała pozwolić.
     Żałowała, że mimo iż siedział zaledwie kilkanaście centymetrów od niej, nie mogła go pocałować. Chciałaby się choćby w niego wtulić, ale i to było poza jej zasięgiem.
     Oparła się wygodniej w fotelu, współczuła swoim przyjaciołom. Ben poprzedniego dnia jakoś ukrył ich pod podłogą, niestety nie mogli zostać wypuszczeni przed dotarciem do celu, ku ich nieszczęściu podróż miała zająć kilkanaście godzin.
     ­– Pamiętaj Erin o skupieniu, nie rozpraszaj się.
     Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie ostatni raz nazywał ją fałszywym imieniem, zdecydowanie wolała, gdy nazywał ją Rey. Lubiła brzmienie swojego imienia w jego ustach. Chwycił ją za dłoń, ścisnęła lekko jego palce, patrząc mu w oczy.

     Ben patrzył uważnie na Rey, niepokoiło go rozproszenie i napięcie. Sam nie miał najlepszego nastroju, czuł obawy związane z przyszłością. Wchodząc na ten statek, znalazł się na drodze bez odwrotu, był na niej już wcześniej, ale to było przekroczenie granicy. Nie chciał zawracać, ale nadal miał obawy.
     Nie wiedział, jak spojrzeć w oczy matce i wujowi, oraz tym wszystkim, przeciwko którym walczył. Nie pragnął natychmiastowego wybaczenia, nie wierzył w takie rzeczy, próba miała być szczególnie trudna.
     Zacisnął palce na ręce Rey, siedziała przy nim. Było to słodko-gorzkie, mogli go nie zaakceptować, nie chciał, aby cierpiała za jego błędy, odciągać ukochaną od świata, do którego powinna należeć.
     Mówiła mu, że nie wiedziała, czego pragnęła, ale Ben wiedział, że była idealnym Jedi. Bał się, że będzie musiał ją opuścić.
     – Mistrzu? – spytała cicho.
     Stłumił westchnięcie, ukrył emocje i nie mogła ich wyczuć, ale Rey była przerażająco przenikliwa. Pokręcił głową, nie mogli o tym tu rozmawiać.

     Zbliżali się do lądowania, Ben położył dłoń na ramieniu Rey i ścisnął je. Była mu za to wdzięczna, czuła rosnący niepokój. Chciałaby się w niego wtulić, poczuć bicie serca.
     – Pamiętaj o procedurach. Tu nie ma miejsca na błąd. Skaczesz, dopiero wtedy, gdy wyląduję na ziemi.
     – Tak Mistrzu.
     W rzeczywistości nie miało to tak wyglądać. Miała skoczyć jednocześnie z Benem, trzymając się przy skoku blisko jego ciała. Na radarze mieli wyglądać na jeden obiekt. Ją mieli grać Finn i Poe. Musieli im zaufać i dać się przechwycić tuż przed upadkiem, spadochron nie wchodził w grę, ponieważ Kylo nigdy go nie używał.
     Rey odsłoniła panel podłogowy. Przyłożyła palec do ust, każąc im zachować ciszę i pomogła się wydostać z niewielkiej wnęki.
     Zagadką dla niej pozostawało, jak Ben ich tam upchnął, najwyraźniej nauczył się kilku umiejętności od ojca przemytnika.
     Zewnętrzne drzwi rozsunęły się, Rey owiało chłodne, nocne powietrze. Chwyciła się mocno Bena, objął ją ręką, przyciskając do swojego ciała. Poczuła niepokój Finna, pokręciła głową, aby go uspokoić. Cieszyła się z tej bliskości, namiastki przytulenia.
     Lecenie w powietrzu, wtulając się w Bena, było niesamowite. Czuła się całkowicie pewnie, wiedziała, że jej nie puści.

     Rey wylądowała gładko na ziemi, od razu się odwróciła, aby przejąć komandora. Wcześniej z Benem podzielili się, jednak nie poinformowali o tym dwóch skoczków.
     Nie miała problemu ze złapaniem pilota, odłożyła go na ziemię. Czuła jego zadowolenie, nieco wymieszane ze strachem.
     Poe, w przeciwieństwie do Finna, uśmiechał się, twarz ciemnoskórego była wykrzywiona grymasem przerażenia.
     – Niezły desant, niemal nie do wykrycia. Choć... Trzeba mieć durastalowe jaja.
     Parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Miała ochotę go podpuścić.
     – To nie jest straszne. Nie wiedziałam, że boisz się wysokości. Może trzeba to gdzieś zgłosić? Jako pilot stanowisz zagrożenie.
     – Nie odważysz się – powiedział – zresztą? Czy ja mówię, że to było przerażające? Kwestia doświadczenia.
     ­– Wymówki i wymówki – powiedziała – po prostu mi nie ufasz.
     – Małpia-jaszczurka – odpowiedział, powodując śmiech. Pokręciła głową i poprawiła plecak.

Nadzieja REMAKE |Reylo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz