Rozłąka nigdy nie była łatwa, a w szczególności w młodym wieku. Ledwo skończone pięć lat, a już zmuszona byłam do opuszczenia Hawkins z ojcem. Nigdy nie zrozumiem jakim cudem rozwód podzielił rodzeństwo na tak długi okres czasu. Oczywiście widywaliśmy się z Dustinem pare razy do roku, pisaliśmy do siebie listy i rozmawialiśmy przez telefon bite godziny, ale nie tak powinna wyglądać relacja brat-siostra. Powinniśmy wychowywać się nawzajem, rozśmieszać, plotkować, a nawet bić, jednak nie było nam to dane.
Moje siedemnaste urodziny. Dzień bardzo długo przeze mnie wyczekiwany. Dzień, w którym ziściła się umowa z moim ojcem i w końcu mogłam wyjechać z tego przeklętego miejsca i zamieszkać z moją rodziną. Jej lepszą częścią.
Jechałam do miasta, które dla większości mieszkańców było „miastem zmorą", jednak ja nigdy nie mogłam zrozumieć dlaczego ludzie, aż tak nie lubią tutaj mieszkać. Hawkins naprawdę było ładne. Alejki, drogi i budynki, które są bardzo przyjemne dla oka. Może i bywałam tutaj okazjonalnie, ale obiektywnie stwierdzam - tutaj jest ślicznie. A może winą była „wieś", w której mieszkałam z ojcem po rozwodzie rodziców?
***
Zaczął się przedostatni tydzień wakacji.
Przekraczając granice miasta miałam w głowie tysiąc planów na zajęcia z mamą i tysiąc więcej na spędzenie czasu z Dustinem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że wyrwałam się z uścisku tego człowieka, który przez te dwanaście lat stale niszczył mi życie.
Pędząc ile sił w nogach jechałam przez drogi Hawkins, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Byłam tak zdeterminowana i podekscytowana, że nie miałam nawet czasu na podziwianie ciągle narastających zmian w tym mieście. Podnosząc raz na jakiś czas głowę, aby zobaczyć nazwę ulicy ujrzałam dom, do którego zmierzałam.
Zwolniłam. Nie chciałam psuć ani sobie, ani im niespodzianki, dlatego zaparkowałam domek dalej i wysiadałam z auta kierując się do drzwi na piechotę. Drewniana konstrukcja domu wciąż wyglądała tak samo. Jedyne co było w mojej pamięci, a zostało zmienione przez ostatnie miesiące to drzwi wejściowe. Czerwone drzwi zostały zastąpione nowymi w jaśniejszych odcieniach.
Omijając największe strugi światła wydobywającego się zza szyb podeszłam do wejścia i zapukałam. Wiedziałam, że mama jest w salonie, więc bez problemu usłyszy moje ciche pukanie. Oczywiście nie musiałam długo czekać, bo już po chwili drzwi uchyliły się, a mniej więcej na wysokości mojej twarzy ukazała się twarz mojej mamy.
- O mój święty Boże... - zaczęła jednak nie pozwoliłam jej skończyć. Mocno ją przytuliłam, a kiedy się odsunęłam przyłożyłam jej palec do ust, aby nie wygadała, że to ja.
- Co się stało mamo? - usłyszałam krzyk Dustina z domu.
- Nic nic kochany. Po prostu listonosz rozwalił moje piękne kwiaty przy drodze. - powiedziała i weszła do domu, a ja za nią. - Jak się cieszę, że Cię widzę. - powiedziała szeptem i pokazała palcem gdzie mam iść.
Praktycznie na paluszkach skierowałam się do pokoju młodego. Dustin siedział przy biurku i tworzył jakieś niestworzone cuda. W tle grała cicha muzyka z odtwarzacza, więc mogłam niespostrzeżenie wpełznąć do środka i usiąść na łóżku.
Siedziałam w ciszy dosłownie krótką chwile dokładnie patrząc na mojego młodszego brata. Wyrósł na dużego chłopaka z pięknymi włosami, że aż kusiło dotknąć i się pobawić. Wyklinałam w myślach dzień, w którym opuściłam go i to, że nigdy nie wróciłam na stałe. Na szczęście dzisiaj się to zmieni. Przynamniej mam taka nadzieje.
Kiedy kaseta skończyła grać Dustin podniósł głowę patrząc na swoją kolekcje przy jego szafce. Gdy już złapał następną do ręki z chęcią wymienienia powiedziałam:
- Spróbowałabym tą. Podobno najgorętszy album tego roku.
Chłopak z niedowierzaniem wypisanym na twarzy odwrócił się w moją stronę i patrząc na kasetę, potem na mnie, a potem znów na kasetę rzucił się w moje objęcia i przytulił.
- Mar... - uściskał mnie tak mocno, że prawie mnie udusił. - Nie wierze. Przyjechałaś. Naprawdę przyjechałaś.
- Też cię dobrze wiedzieć Dusty. Nawet bardzo dobrze.
***
- I wtedy Eddie wskoczył na stół i zaczął chodzić tam i z powrotem. Wszyscy się na niego patrzyli, a ten tylko zaczął się głośno śmiać! - krzyknął Dustin z taką ekscytacja w głosie, że o mało co nie straciłam bębenków.
- Powiem Ci, że nieźle się tam bawicie.
- I do tego zrobił to w ostatni dzień przed wakacjami. - zaśmiał się i westchnął. - Spodoba Ci się ta szkoła. Mówię Ci. - dodał i podszedł do lodówki po wodę. - Coś potrzebujesz? Wodę, sok, kanapkę, tosty?
- Spokojnie Dusty. Wiem gdzie co jest. - powiedziałam i dodałam. - Idę po swoje rzeczy. - wstałam z miejsca. - Mam Cię gdzieś podrzucić czy coś? - zapytałam. W końcu to ja przyjechałam z nieoczekiwaną wizytą, więc wszyscy mogli mieć swoje plany, a ja nie miałam zamiaru ich niszczyć.
- W zasadzie... - zaczął. - O ile możesz... Bo wiesz...
- Dustin.
- Ale będziesz tu jak wrócę? - dopytał zanim zdradził mi lokacje, na co ja tylko kiwnęłam głową przytakując. - Obiecujesz?
- Nawet osobiście Cię odbiorę. - powiedziałam.
Gdy w jego oczach zaświeciły się dwie małe żaróweczki ze szczęścia, pobiegł po swój plecak i praktycznie nie patrząc na mnie wybiegł z domu. Pokręciłam sama do siebie głową i złapałam za kluczki.
- Chcesz mi powiedzieć dokąd mam jechać młody? - zapytałam.
- Salon gier. - podskoczył aż z radości. - Poznasz moich przyjaciół: Willa, Mike'a, Lucasa, Mad Max.
- Mad Max?
- Tak. - powiedział. - Nowa... - zawahał się. - koleżanka.
Nie dopytywałam. Jestem zdania, że jak będzie chciał powiedzieć, a znam na tyle swojego brata, to i tak powie.
Zaprowadziłam Dustina do samochodu i wraz z jego nawigacja pojechaliśmy pod salon gier. Po drodze chłopak opowiadał mi niestworzone historie niczym z gier, opisywał mi swoich przyjaciół i streścił poprzedni rok szkolny, na co ja tylko się śmiałam.
***
Podróż nie była długa. Jechaliśmy z dziesięć minut praktycznie samą linią prostą, aż zza budynków wyłonił się znak „Salon gier". Wjechałem na parking i stanęłam na jednym z wolnych miejsc. Dustin wybiegając z auta podziękował i rzucił godziną o której mam się zjawić z powrotem.
Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi z wymalowanym uśmiechem na twarzy i odpaliłam silnik z myślą o odjechaniu, gdy wraz z głośnym piskiem opon na parking wjechał niebieski Chevrolet. Zatrzymał się centralnie przed drzwiami salonu. Drzwi pasażera otworzyły się, a z auta wyszła rudowłosa dziewczyna, która do złudzenia przypomniała tą z opowieści Dustina.
- Mad Max? - zapytałam samą siebie.
Dziewczyna trzymając deskę w ręce odwróciła się do kierowcy i pokazała mu środkowy palec. Ten tylko wyciągnął papierosa z paczki i go podpalił. Rozglądając się dookoła zatrzymał wzrok na moim samochodzie, następnie podniósł wzrok na miejsce kierowcy tym samym nawiazując ze mną kontakt wzrokowy. Cały czas patrząc na mnie zaciągnął się swoim papierosem i odjechał niemalże z tym samym piskiem opon, z którym przyjechał zostawiając delikatny ślad na asfalcie.
- Ewidentnie Mad Max. - odpowiedziałam sobie na swoje pytanie i wróciłam do domu.
•••
Mam nadzieje, że pierwszy się wam spodobał. Miłego dnia <3
Twitter - #memoriesPL
~ nat
CZYTASZ
Memories || Billy Hargrove
FanfictionPo siedemnastych urodzinach Margaret wszystko miało stać się łatwiejsze. Przyjazd do Hawkins czy poznanie nowych, wspaniałych ludzi wyglądało jak rozpoczęcie nowego etapu życia, z którego dziewczyna nie będzie chciała zrezygnować. Co trzeba przyznać...