Pierwszego dnia po powrocie od Ani i Kuby zaczynam rozumieć, że zmiana w Bienio jest zauważalna i niezbywalna. Hańcza na mój widok w kuchni robi ponurą minę i sam ścisza ostry rap dobiegający z telewizora. Remik bez słów podaje omlet, a Przemo przebywając we wspólnych pomieszczeniach zachowuje się jakby miał mnie w dupie, czyli standard, ale pozorny. Za każdym razem spina mięśnie jak wygłupiałam się z Remikiem. Chociaż doskonale wie, że między mną, a nim to tylko braterstwo.
Z jednej strony powiecie, czego się można spodziewać po wyniosłym królu Ruczaju. Lecz ja nie chcę się niczego po nim spodziewać. Tylko to dostać.
Zgodnie z ustaleniami, Przemo zawozi mnie codziennie do Ani na naukę, której tak naprawdę jest coraz mniej. Zazwyczaj leżymy plackiem na tarasie. W południe zajmujemy się córką Izy i Daro, która ma charakterek, że ciężko jest nam dwóm ją upilnować.
Wieczorami gram w karty z Remikiem, albo w mini piłkę nożną na polu. Wszystko idzie ku dobremu.
Do matur zostało zaledwie cztery dni, ale jak to Daro powiada „Nerwy w konserwy, matura to bzdura", więc już się nie przejmuję. Jak nie zdam, to zostanę utrzymanką Bienio (żart, żart).
Siedzimy właśnie w kuchni po porannych ćwiczeniach rozciągających. Remik wprowadził nową zasadę uaktywniania organizmu do życia, żeby mięśnie pobudzić do działania. Nie mam w sobie wystarczająco odwagi, by się przyznać, że moje mięśnie mają się całkiem dobrze każdej nocy, gdy oplatam nogi wzdłuż bioder Przemo, jak mnie pieprzy pod ścianą.
- O której dziś jedziesz do Śródmieścia? - zagaduje. Remik nie używa imion typu Ania, Kuba. Nie mówi na nich nawet Gawrońscy. To jest szereg Śródmieścia, koniec.
- Jak Bienio wstanie, to pojedziemy - odpowiadam przegryzając bagietkę.
- Taki przemęczony, jakby nocami chodził na dupy zamiast spać - cmoka.
Zaczynam się krztusić, aż ręce unoszę, by treść z buzi swobodnie przepłynęła. Remik marszczy brwi, ale daje mi się wykaszleć. Siada obok, wyciąga rękę z herbatą bym popiła i dalej mi się przygląda.
- A jak twoje problemy z zasypianiem? - zagaduje.
- Normalnie - wzruszam ramionami. - Zasypiam po kilku zmianach pozycji. - na końcówce słów uśmiecham się głupkowato mając zupełnie inne zmiany pozycji, niż te do snu.
- Martwisz mnie Lusi - kwituje spokojnym głosem.
- Bo zaczęłam sypiać bez problemów? - pytam zaskoczona.
- Bo sypiasz z Bienio - odpowiada twardo. Ze wszystkich sił staram się przywdziać maskę wielkiego zaskoczenia, ale to go nie satysfakcjonuje. - Uważaj jak tańczysz mała, bo parkiet bywa śliski - dorzuca wstając.
Więcej tematu nie rusza. Miałam nadzieję, że aż tak po mnie nie widać. Hańcza chyba nie zauważył. Może Remik coś słyszał, w końcu mieszka piętro wyżej, a te nasze maratony łóżkowe niewiele z łóżkiem mają wspólnego. Często kończy się to w łazience, a akustyka w sam raz do potęgowania dźwięków.
Do kuchni schodzi Bienio w samym ręczniku i ociekającą wodą z włosów, co skrapla się na i tak mokrym ciele. Rumienię się nieznacznie, bo czuję wzrok Remika na sobie.
- Dzień dobry państwu - odzywa się Bienio. Zawsze ta sama forma przywitania, klasycznie.
Mruczę swoje „dzień dobry" dłubiąc widelcem po omlecie. Remik rzuca „siema" w eter i milkniemy wszyscy.
- Jak chcesz swoje śniadanie, to jest w patelni - Remik wskazuje na kuchenkę indukcyjną. - Możesz dojeść po Lusi, bo uśmierciła swój omlet dzióbiąc go widelcem, zamiast zjeść.
CZYTASZ
4. MATOWANIE KRÓLA
Roman d'amourCzwarta część cyklu "Z wyboru". Kraków. Wracamy do dnia, kiedy siedemnastoletnia Luiza, córka szefa szeregu Wieliczki, Rubensa, drogą wyboru obiecuje postawić się ojcu w zamian za ochronę od wrogiego szeregu. Śródmieście, czyli Anna i Kuba Gawrońs...