8. Luiza

1K 119 140
                                    

Pierwszego dnia po powrocie od Ani i Kuby zaczynam rozumieć, że zmiana w Bienio jest zauważalna i niezbywalna. Hańcza na mój widok w kuchni robi ponurą minę i sam ścisza ostry rap dobiegający z telewizora. Remik bez słów podaje omlet, a Przemo przebywając we wspólnych pomieszczeniach zachowuje się jakby miał mnie w dupie, czyli standard, ale pozorny. Za każdym razem spina mięśnie jak wygłupiałam się z Remikiem. Chociaż doskonale wie, że między mną, a nim to tylko braterstwo.

Z jednej strony powiecie, czego się można spodziewać po wyniosłym królu Ruczaju. Lecz ja nie chcę się niczego po nim spodziewać. Tylko to dostać.

Zgodnie z ustaleniami, Przemo zawozi mnie codziennie do Ani na naukę, której tak naprawdę jest coraz mniej. Zazwyczaj leżymy plackiem na tarasie. W południe zajmujemy się córką Izy i Daro, która ma charakterek, że ciężko jest nam dwóm ją upilnować.

Wieczorami gram w karty z Remikiem, albo w mini piłkę nożną na polu. Wszystko idzie ku dobremu.

Do matur zostało zaledwie cztery dni, ale jak to Daro powiada „Nerwy w konserwy, matura to bzdura", więc już się nie przejmuję. Jak nie zdam, to zostanę utrzymanką Bienio (żart, żart).

Siedzimy właśnie w kuchni po porannych ćwiczeniach rozciągających. Remik wprowadził nową zasadę uaktywniania organizmu do życia, żeby mięśnie pobudzić do działania. Nie mam w sobie wystarczająco odwagi, by się przyznać, że moje mięśnie mają się całkiem dobrze każdej nocy, gdy oplatam nogi wzdłuż bioder Przemo, jak mnie pieprzy pod ścianą.

- O której dziś jedziesz do Śródmieścia? - zagaduje. Remik nie używa imion typu Ania, Kuba. Nie mówi na nich nawet Gawrońscy. To jest szereg Śródmieścia, koniec.

- Jak Bienio wstanie, to pojedziemy - odpowiadam przegryzając bagietkę.

- Taki przemęczony, jakby nocami chodził na dupy zamiast spać - cmoka.

Zaczynam się krztusić, aż ręce unoszę, by treść z buzi swobodnie przepłynęła. Remik marszczy brwi, ale daje mi się wykaszleć. Siada obok, wyciąga rękę z herbatą bym popiła i dalej mi się przygląda.

- A jak twoje problemy z zasypianiem? - zagaduje.

- Normalnie - wzruszam ramionami. - Zasypiam po kilku zmianach pozycji. - na końcówce słów uśmiecham się głupkowato mając zupełnie inne zmiany pozycji, niż te do snu.

- Martwisz mnie Lusi - kwituje spokojnym głosem.

- Bo zaczęłam sypiać bez problemów? - pytam zaskoczona.

- Bo sypiasz z Bienio - odpowiada twardo. Ze wszystkich sił staram się przywdziać maskę wielkiego zaskoczenia, ale to go nie satysfakcjonuje. - Uważaj jak tańczysz mała, bo parkiet bywa śliski - dorzuca wstając.

Więcej tematu nie rusza. Miałam nadzieję, że aż tak po mnie nie widać. Hańcza chyba nie zauważył. Może Remik coś słyszał, w końcu mieszka piętro wyżej, a te nasze maratony łóżkowe niewiele z łóżkiem mają wspólnego. Często kończy się to w łazience, a akustyka w sam raz do potęgowania dźwięków.

Do kuchni schodzi Bienio w samym ręczniku i ociekającą wodą z włosów, co skrapla się na i tak mokrym ciele. Rumienię się nieznacznie, bo czuję wzrok Remika na sobie.

- Dzień dobry państwu - odzywa się Bienio. Zawsze ta sama forma przywitania, klasycznie.

Mruczę swoje „dzień dobry" dłubiąc widelcem po omlecie. Remik rzuca „siema" w eter i milkniemy wszyscy.

- Jak chcesz swoje śniadanie, to jest w patelni - Remik wskazuje na kuchenkę indukcyjną. - Możesz dojeść po Lusi, bo uśmierciła swój omlet dzióbiąc go widelcem, zamiast zjeść.

4. MATOWANIE KRÓLAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz