3. Przemo

1.1K 117 106
                                    

Minęły dwa miesiące, od kiedy zawiozłem rozwydrzoną paniusię następnego poranka do internatu. Wysłuchałem batalii gróźb ze strony siostry Brigidy, że to ostatni raz, kiedy wziąłem kuzynkę (taką wersję przyjęliśmy z Gawrońskimi) pod opiekę bez uprzedzenia.

Normalnie, gdyby jakaś kobieta w taki sposób próbowała ze mną rozmawiać, załatwiłbym to inaczej. Poszedłbym na tak zwaną ugodę łóżkową, ale ona zakonnicą jest do cholery.

Rozumiem wytyczanie sobie granic w życiu, jeśli chodzi o coś, co jest dla zdrowia i życia niewskazane. Alkohol, papierosy, narkotyki, tłuszcze zwierzęce czy kofeina. Ale jak można rezygnować jawnie w imię miłości do Boga z czegoś, co jest naturalną próbą przeżycia gatunku, czyli dla mnie seks, dla innych rozmnażanie.

I teraz ta moja mała podopieczna idzie w tym samym kierunku. Teoretycznie, zapowiedziała, że zanim wstąpi do zakonu, planuje jeszcze jako pomoc sióstr wyjechać na misję humanitarną, ale jak wyleciała z tekstem, że chce posmakować życia, tak ostatkiem sił powstrzymywałem się, by jej nie zaproponować usługi nauczyciela, skoro etat ochroniarza mam zaliczony.

Wyjaśnijmy sobie na wstępie kim jestem. Otóż, nazywam się Bienio. Jestem szefem najmniejszej, ale bardzo spokojnej grupy nazywanej szeregiem Ruczaju. Mam prawie 33 lata, wygląd, kasę i klasę. Mówię to, bo nie jestem arogancki, tylko szczery. Jest jeszcze coś, o czym nikt nie wie, oprócz moich braci. Jestem kolekcjonerem!

Nie posiadam swojego typu urody kobiety, nie przywiązuję wagi do ich charakterów. Mam ściśle określone wymagania. Zawsze ma się różnić czymś od poprzedniej i być chętna do przygody. Nie zawieram z nimi umów, nie bawię się w związki, nie gadam z nimi, bo nie potrzebuję ich poznać. To jest zawsze czysty układ, którego układem nie nazwę, bo tu chodzi tylko o jeden stosunek do kolekcji.

Zapytacie, czy kobiety się na to godzą. Nie wiem, chyba tak, skoro chętnych nie brakuje. Nie przyzwyczajono mnie do odmowy, bo żadna nie ma w sobie śmiałości. Dlatego za pyskate laski, lub takie aktoreczki co niby lubią udawać ciężkie do zdobycia się nawet nie biorę.

A teraz nie odzywam się do jedynej kobiety w swoim życiu. Nie mojej kobiety. Ona jest moim obowiązkiem. Spłatą długu w stosunku do szeregu Śródmieścia za udowodnienie niewinności.

Mimo tego, iż Luiza Paprocka nie jest moją kobietą, jest jedyną, z którą rozmawiam, a raczej rozmawiałem. Przez własną głupotę pozbawiłem się nawet tego.

Lubię jej wojowniczą naturę i mądrą główkę. Doceniam jej szczerość, która bywa bezpośrednia, niekiedy personalna. Jedyna kobieta, co jawnie potrafi ze mnie kpić, bo ma odwagę to zrobić i zarazem usadzić. Dlaczego jej unikam? Nie umiem pojąć, dlaczego tylko jej na takie zachowanie pozwalam, chociaż mnie rozprasza, a jednocześnie nakręca.

W ataku wspólnej złości nakłaniała, bym ją uderzył, od czego byłem bliski, a w rezultacie ją pocałowałem, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie oszukujmy się, ale ja życie stracę, jeśli ta małolata poleci na kolanka do Gawrońskich i się poskarży, że nienależycie się nią zajmuję.

Jednakże minęło dwa miesiące, a nikt z szeregu Śródmieścia nawet nie wspomniał o moim haniebnym zachowaniu. To daje mi jawną informacje. Księżniczka Wieliczki nie jest kapusiem.

- Witaj Luizo - witam się uprzejmie dzwoniąc po długim milczeniu.

- Cześć Przemo - odpowiada grzecznie, jak zawsze.

Słysząc jej ciemny, spokojny głos po ponad dwóch miesiącach, czuję jak puls mi nieznacznie przyspiesza. Za niespełna dwa tygodnie Wielkanoc i jej koniec roku szkolnego, który uparła się dokończyć mieszkając w internacie pomimo tego, iż decyzją z 11-go marca naukę ma zdalną.

4. MATOWANIE KRÓLAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz