W dniu, kiedy Anna Gawrońska obiecała mi, że się mną zaopiekuje do momentu, aż nie stwierdzę, że potrafię być samowystarczalna, cały mój świat narodził się na nowo. Lecz gdy poznałam Przemka, eksplodował ponownie.
Jako córka szefa szeregu Wieliczki nie miałam normalnego życia. Córki żołnierzy, to odrębna historia. Im przysługiwała pozorna wolność. Moim życiem była etykieta, której nie pojmowałam i potakiwanie w wykonywaniu rozkazów ojca, lub opiekunki. Opiekunka była zimną kobietą, szorstką, ale mnie nie biła, bała się.
Ojciec nie posiadał do mnie cierpliwości i wystarczającej samokontroli, by mnie nie ukarać. Nie jak córkę, na którą można wyciągnąć pas i złoić tyłek. Szydził, wyzywał, bił po twarzy. Najgorsze, jak robił to przy obcych pokazując, że nie zasługuję na szacunek. Miałam być jedynie dodatkiem. Cichym i pokornym.
I taką też osobą na przestrzeni lat się stałam zagłębiając się coraz bardziej w świecie stworzonym we własnej głowie.
Przemo zapytał skąd rany, lecz nie umiałam powiedzieć mu nic więcej jak o poczuciu, że dla nikogo ważna nie jestem. Tak jest prościej, połowiczna prawda. W głębi duszy każdy jego atak odbierałam niezmiernie personalnie. Fakt, Przemo mnie nie bił, ale na przestrzeni czasu zlewał, albo kpił. To bolało bardziej, jak cios w twarz.
Przechodzę właśnie na paluszkach przez salon, by go nie obudzić, jak zmierzam do kuchni. Z dołu dochodzi mocna muzyka, chyba psychorap, więc w pomieszczeniu znajduje się na pewno ten, którego lubię najbardziej, albo ten, którego nie dzierżę na potęgę. Oni wszyscy słuchają tej dziwnej muzyki głośno, jakby mieli wadę słuchu.
- Dzień dobry! - próbuję przekrzyczeć muzykę.
Uśmiecha się szczerze widząc mnie na ostatnim schodku. Jest jedyną osobą, od której czuję, że mu zależy. Z tej ekipy, jest najstarszy, ma 36 lat, tyle co Leszek Gajewski. Ciemne blond włosy i wiecznie śmiejące się pogodne niebieskie oczy.
- Chcesz omlet, czy jajecznicę? - Remik zaraz po pytaniu wyciąga patelnię.
Krzywię się, bo to jest zawsze to samo pytanie. Zawsze! A doskonale wie, co chcę.
- Zapomniałem, omlet przecież - zaczyna się śmiać.
Siadam przy stole i ściszam te rapowe brzmienie, bo mnie uszy od tego języka więdną. Remik zerka z zawodem w oczach, a ja zaczynam chichotać na tą minę.
- Bo disco polo puszczę, jak się nie uspokoisz!
Jemu mogę spokojnie powiedzieć taki tekst. Co innego Przemo, a nie daj Bóg Hańcza. On jest na serio jakiś dziwny i w stosunku do mnie zachowuje się jakby wiecznie miał problem.
- Co dziś robimy? - zagaduje.
Oczywiście, że każdy pobyt tu jest przepełniony osobą Remika. Przemo się mną nie interesuje. Mieszkając z nim w jednym mieszkaniu widuję go rzadziej, jak pozostałych chłopaków.
- Poszłabym gdzieś na spacer - rzucam smutno. - Ale obecna sytuacja, to jakaś porażka, więc zostaje nam dom.
Remik wzrusza ramionami. Ja robię to samo naśladując jego minę w podkówkę i wybuchamy śmiechem.
- Mam propozycję - patrzy entuzjastycznie. - Orżnę cię w karty jak ostatnio i posprzątasz mi mieszkanie w ramach zapłaty.
- O nie - stękam. - Ty zawsze mnie orżniesz.
- Dobrze, że nie zerżnie!
Do kuchni wchodzi Hańcza z głupkowatym wyrazem twarzy. Mam delikatne ciarki i spinkę mięśni gdy na mnie patrzy. Remik mierzy go wzrokiem, a ten tylko wzrusza ramionami dając jasno do zrozumienia jak bardzo ma to w dupie.
CZYTASZ
4. MATOWANIE KRÓLA
RomantizmCzwarta część cyklu "Z wyboru". Kraków. Wracamy do dnia, kiedy siedemnastoletnia Luiza, córka szefa szeregu Wieliczki, Rubensa, drogą wyboru obiecuje postawić się ojcu w zamian za ochronę od wrogiego szeregu. Śródmieście, czyli Anna i Kuba Gawrońs...