Mogłem podarować sobie ten pierdolony Stuttgart! Idiota, a człowiek debilem się rodzi i chyba debilem umiera. Z nadzieją oddaliłem się o 1000 kilometrów myśląc, że dystans spowoduje odwrócenie myśli. Nic nie pomogło.
Każdy aspekt pobytu był przesiąknięty Lusi i wspomnieniami o niej. Jej zdjęcie w kremowej sukience i nowym stylu wyglądu kasowałem i zapisywałem jako tapetę odblokowania ekranu katując się tym widokiem i katując się jego brakiem. Marcel chodził wkurwiony, bo ani ze mnie był kompan do pogadania, ani do wypicia.
- Mogłeś powiedzieć, że masz mnie w dupie, a przyjechałeś tylko pieprzyć nowe laski - syczy wielce urażony.
Nie komentuję, bo żadnej nie pieprzyłem. Owszem, obciągały i na tym się kończyła impreza. Kiedy to robiły, zamykałem oczy i odchylałem głowę wspominając kształt ust mojej małej dziewczynki do ochrony.
Po 12-tu dniach wracam do Krakowa nad ranem uprzednio wysłuchując dobrej rady młodszego brata - weź się ogarnij.
Podróż powrotna jest przesiąknięta mocną nutą Quebonafide, gdzie w każdym wersie doszukuję się związku z nią. Po dotarciu do Krakowa, wypijam kawę, witam z braćmi, wysłuchuję ich raportów odnośnie biznesów i idę do siebie.
Leżę bezcelowo na kanapie w salonie od kilku godzin i przewijam kolejny utwór Quebonafide z ReTo. Ostatnio ulubiona nuta- Half dead
„Mój danse macabre. Więc chodź do tańca, gdy krok to szansa i los nam gra. Mam duszę starca nie umiem walca, na palcach half (dead). Na palcach half (dead), na palcach half (dead)"
Na chwilę przed północą do mieszkania wchodzi Cichy bez pukania i ścisza muzę. Nawet na to nie reaguję. Pewnie chce spać, a ja tu tłukę dziś hip hop na ostro.
- Zadzwonisz do niej? - mierzy mnie wzrokiem.
- Do kogo? - mlaskam zmęczony.
- Do Lusi, a do kogo kurwa? - warczy. - Jest pod naszą opieką, tak czy nie? Wróciłeś, więc zabieraj ją od Śródmieścia.
Patrzę na niego zaskoczony. Sam ją kurwa oddał, na co zgody nie było, a teraz drze się na mnie?
- Japa Cichy - odpowiadam twardo. - Sam ją kurwa wywiozłeś.
- Bo chciała. Siłą ją miałem trzymać? Ty zawarłeś pakt z Gawrońskimi. Nie ma ciebie, decyduje ona i oni.
Cóż, to ma sens. Zamyślam się, no... ma to sens. Ale to nie zmienia sytuacji. Mam to w chuju. Nie wiem już kurwa jak ja mam się od tej małej myślami uwolnić, skoro ma tu wrócić, być na nowo. To jakiś pierdolony koszmar! Jeśli tak wyglądają uczucia, jeśli to co czuję to jakieś pojebane zauroczenie, albo miłość, to Alleluja kurwa, że pierwszy raz mam szansę poczuć ten smak. I oby ostatni! I niech mija szybko i idzie w pizdu, bo mi mózg rozjebie!
- Dzwoniłem rano do Qbeka. Zaproponował, żeby do matur została u nich, bo Anna uczy ją matematyki. Oprócz tego dostarcza jej rozrywkę w postaci zabawy za barem - tłumaczę spokojnie z lekko drgającą powieką.
Nie popieram. Luiza nie powinna pracować w takim miejscu. Powinna być ze mną, chroniona. Ale Qbek stwierdził, że jest, bo organizują prestiżowe imprezy. Stojąc za barem mają ją na oku, ona zaprzyjaźniła się z drugą barmanką. Nie odczuwa skutków zamknięcia przez restrykcje. Jest po części wolna. Niech tak zostanie.
- Dzwoniłeś do niej? - pyta cicho.
- Nie - odpowiadam opryskliwie.
Patrzy na mnie szukając chyba słów by się odgryźć. Zerkam w jego kierunku i kręcę ręką, by włączył nawijkę, ale milczy. Prycha tylko na koniec. No to pogadane. Jednak nie, bo się cofa i zaczyna na nowo.
CZYTASZ
4. MATOWANIE KRÓLA
RomansaCzwarta część cyklu "Z wyboru". Kraków. Wracamy do dnia, kiedy siedemnastoletnia Luiza, córka szefa szeregu Wieliczki, Rubensa, drogą wyboru obiecuje postawić się ojcu w zamian za ochronę od wrogiego szeregu. Śródmieście, czyli Anna i Kuba Gawrońs...