Do dziś pamiętam smak krwi na ustach, kiedy ludzie Rubensa podjechali na Ruczaj, zapakowali mnie do auta i wywieźli do jednej z posiadłości, by „pogadać bez świadków" jak to lubił mawiać ich szef.
Nigdy nie klęczałem przed nim dosłownie. Zazwyczaj siedziałem przy ich stole gdzie jedli, chlali i wciągali towar rechocząc i podniecając się gadką co zrobią, jak dorwą w swoje ręce Annę Szumicką. Rubens nigdy nie nazwał jej Gawrońską twierdząc, że ślub niczego nie zmienia. Nadal jest dupą Łukasza, którą należy nauczyć pokory bijąc, gwałcąc, zastraszając. A ściągnięciem jej na teren ich szeregu miałem się zająć ja osobiście, używając do tego „swego uroku osobistego".
Nigdy nie podjąłem się próby zbliżenia do Anny, nawet po tym, jak dostałem zdjęcia martwej prostytutki. Schyliłem łeb twierdząc, że co ma być to będzie. Jednakże, gdy Rubens skatował mnie za opieszałość twierdząc, że oferta jest na limicie czasowym, a ja mam Szumicką zabić, tak poszedłem w układy z Gawrońskimi silnie przekonany, że niżej jak pod Rubensem klęczeć mnie nie zmuszą.
Kultura szeregu Śródmieścia pokazała mi, że można działać obok siebie nie wyniszczając się wzajemnie. Pomogli mi, uratowali przed psycholem, tym silnie uwiązali poczuciem wdzięczności. Na klęczki upadłem sam zgadzając się chronić córkę tego, który mnie szantażował.
Luiza Paprocka, pokręcona dziewczynka z dobrego domu mocno odklejona od rzeczywistości i życia społecznego. Trzymana w ukryciu, szykowana na żonę jednego z zaufanych żołnierzy, by utrzymać tron. Okazała się być nagrodą za to co zrobił mi jej ojciec i narkotykiem przez to jaka była. Nie szukałem zemsty, nigdy! Nienawidziłem Rubensa całym sercem, ale od początku starałem się nie karać za to Luizy. Jedyne co, odtrącałem ją, separowałem. Często też sztorcowałem, a w rezultacie, ech, no wstyd, mówiłem coś robiąc jej atak na psychikę. Nie mogłem znieść, że jej oczy, tym samym samego Rubensa patrzą na mnie z ufnością. Wolałbym ją po prostu nienawidzić. Nie potrafiłem.
Kazano mi otoczyć ją opieką, a przez każde zbliżenie się do niej czułem, jak pancerz obojętności rozpływa się, odsłaniając tym mój pociąg do niej. Jej głos od początku działał na wszystkie zakończenia nerwowe, przez co unikałem z nią rozmów, telefonów. No i nie oszukujmy się, może i ona jest za chuda, ale... Luiza ma specyficzną urodę, nietuzinkową, wręcz abstrakcyjną jak na Polkę. Od początku to mnie do niej ciągnęło. I wiecie jak to się skończyło?
Mija tydzień, od kiedy przywilejem jest nazywanie ją swoją żoną. Mamy ostatni dzień września. Hańcza wielce obrażony wynajął coś w Centrum, separuje się. Cichy silnie przywiązany pokazuje całym sobą, że nie odwróci się ode mnie, od nas. Lusi od dwóch dni mocno wyciszona i nieobecna spędza czas na kanapie w salonie zazwyczaj głaszcząc Xenę. Ma do siebie żal, że straciła panowanie nad ciałem i umysłem doprowadzając Wandę do utraty przytomności. Śródmieście mądrze to wykorzystało. Odstawili poobijaną kobietę do domu w Wieliczce udając, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego.
- Myślałam, że ją zabiłam - szepcze jak siadam obok.
To stwierdzenie od dnia przesłuchania pada średnio co godzinę. Niewiele mówi, ale to powtarza jak mantra. A ja jak ostatni osioł nie wiem co mam wtedy powiedzieć. Po prostu ją przytulam.
- Czy naprawdę jestem taka jak ojciec? - Czuję chłód w zakończeniach nerwowych na wspomnienie Rubensa. - Tłukłam jej głową jak w amoku - dodaje płaczliwie. - Nie mogę przestać o tym myśleć.
- Fakt, że odczuwasz wyrzuty o czymś świadczy - wzdycham.
- Byłam gotowa ją zabić za to wszystko co mi zrobiła na przestrzeni lat, ale...- zawiesza się. - Wanda mnie nigdy nie tłukła. Karała mnie psychicznie, ale nigdy nie zadała bólu.
![](https://img.wattpad.com/cover/316932525-288-k411950.jpg)
CZYTASZ
4. MATOWANIE KRÓLA
RomansaCzwarta część cyklu "Z wyboru". Kraków. Wracamy do dnia, kiedy siedemnastoletnia Luiza, córka szefa szeregu Wieliczki, Rubensa, drogą wyboru obiecuje postawić się ojcu w zamian za ochronę od wrogiego szeregu. Śródmieście, czyli Anna i Kuba Gawrońs...