10.

36 3 2
                                    

Zostałam wyciągnięta na zakupy przez Wendy. Dlaczego się dałam? Obiecała postawić mi obiad i mamy coś do załatwienia, ale póki co to chodzimy od sklepu do sklepu już od dwóch godzin. Dziewczyna nic nie kupiła, oprócz butelki z wodą w automacie w galerii. Mój żołądek ożył i odzywa się co kilka minut, domagając się nakarmienia.

— Wen, mam dość! — jęczę, zatrzymując się na środku przejścia miedzy sklepami. — Chcę jeść!

— Jeszcze chwila — odpowiada spokojnie. — Zostało nam ostatnie miejsce.

Wywracam oczami, gdyż wiem, że nie odpuści. Przechodzimy przez całą galerię, aby dotrzeć do sklepu z... kostiumami.

— To potrwa wieczność.

— Nie, ja wiem dokładnie, co chce kupić. Ty jesteś niezdecydowana — zostawia mnie w tyle i wchodzi do pomieszczenia.

O imprezie w Alfa Pi  szumi od dłuższego czasu, a my do tej pory nie wybrałyśmy sobie strojów, a to już dzisiaj. Josh bardzo stara się, aby te Halloween było czymś niezwykłym, dlatego od rana siedzi w bractwie i ogarnia wszystko. Oczywiście, pomagają mu chłopaki, a także Meadow i Flora. Nam również przydzielono zadanie, jednak póki co Wendy skupiona jest na sobie. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie trwało to tyle czasu.

Podążam za nią w głąb sklepu. Zatrzymała się naprzeciwko kostiumu wróżki. Seksownej wróżki.

— Em, Louise wie, co chcesz założyć?

— Tak i jest bardzo za — chichocze, po czym bierze top i spódniczkę w kolorze różowym wraz ze skrzydłami, które mienią się na wszystkie kolory. — Moim zdanie tez powinnaś przebrać się za wróżkę.

Spoglądam na identyczny strój, tylko w kolorze liliowym. Będzie pasował do pasemek. Nie myśląc dłużej chwytam go i razem idziemy do kasy. Nie jest to tania rzecz, lecz na pewno będziemy dobrze wyglądać. Gorzej ogólnie ze mną, ponieważ nie wiem co zrobię z twarzą i włosami. Kasjerka pakuje nasze zakupy w białe papierowe torby, gdy już zapłaciliśmy.

— Co będzie miała na sobie Flora?

— Myślisz, że od kogo wiem o tym kostiumie? Ona pierwsza kupiła, ale niebieski.

— Fajnie! — podoba mi się ten pomysł, że będziemy wyglądać jak siostry. — Teraz idziemy na burgera, gdyż zaraz zjem swoją rękę! Potem musimy iść do marketu, bo Josh zabije nas, jeśli nie kupimy przekąsek i składników na poncz!!

Wendy nie ma nic do powiedzenia, dlatego tylko obejmuje mnie i kierujemy się do części z restauracjami.

Po powrocie nie wstępujemy nawet na chwile do akademika, gdyż wszyscy czekają na zakupy, o które prosił Josh. Jestem w ogromnym szoku, gdy widzę dekoracje przygotowane przez Alfa Pi. Wszędzie na oknach są sztuczne pajęczyny, przy wejściu stoją ogromne wyrzeźbione dynie (pewnie poprosili kółko artystyczne). Gdzieniegdzie zwisają pająki oraz czaszki. Podobnie wszystko wyglada w środku. Na blacie i stole rozłożyli obrusy we wzór z kości. Najbardziej rzuca się w oczy spory kocioł, który zajmuje swoje miejsce przy ścianie obok telewizora.

— Cześć! — wita nas Lowell. Dostrzega, że patrzę na kocioł. — Fajny, co nie? W nim Betty ma przygotować poncz.

— Wow... Sporo będzie tego ponczu. Mamy twoje zakupy — podajemy mu cztery, pełne torby.

— Nie wiem, jak wam się odwdzięczyć. Bez was musiałbym jechać na ostatnią chwilę.

— Mi wystarczy wolny pokój o północy — Wendy mruga do niego. — Chyba że Jose również chce, to zamówimy dwa.

— Co?

Josh patrzy na nas zdezorientowany.

— Nie... ja, em... postawisz mi kiedyś obiad.

COLLEGE - historia pogmatwana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz