17

181 7 13
                                    

pov: Wyguś

- Ja ich do pionu zaraz kurwa postawie! - krzyknąłem wkurwiony, będąc w nobocoto z Januszem, Krzyśkiem, Tadkiem i Michałem, który właśnie nawijał wersy swojej nowej nutki za szybą i nas nie słyszał. - Co oni w ogóle sobie myślą?!

- Ale o co teraz chodzi? Bo ja już nie nadążam. - odpowiedział Szczepano, patrząc na mnie jak na debila.

Ten to w ogóle jest odklejony, a mówią, że to ja jestem.

Pfff.

- Chodzi o to, że Matczi i Zawistowski w ogóle teraz czasu ze sobą razem nie spędzają! Tak nie może być! - odkrzyknąłem znowu. No niech typ się w końcu ogarnie.

- Ale wiesz, że ludzie w zdrowych związkach nie spotykają się ze sobą cały czas, co nie? - zapytał Krzysiek, patrząc na mnie jak na idiotę.

No i kto tutaj jest idiotą, hm?

- Jasne, jasne, ale oni nawet parapetówki jeszcze nie zrobili, mimo tego, że mieszkają już razem jakiś miesiąc! - no kurwa, wkurwiłem się.

- Boże, z tobą to jak z dzieckiem...- odpowiedział załamany chyba Szczepan.

On jedynie może być załamany swoim zachowaniem, a nie moim.

Zjeb.

He he.

Nie no kocham typa.

- Janusz, no powiedzże coś! - dopowiedziałem wkurwiony, patrząc na Janka.

- Ogólnie niestety tutaj muszę się zgodzić ze Szczepanem, ale to prawda, że też domagam się parapetówy! - ehhh, żadnego oparcia w ludziach...

Usiadłem zrezygnowany na kanapie obok Tadka i już miałem w dupie resztę. Wziąłem ze stolika obok blanta i go odpaliłem.

Teraz to tylko na zioło mogę liczyć...

Gdzie jest kurwa ten Janusz, który razem ze mną jest główną shiperką? No bo jakoś teraz go tu kurwa nie widzę!

A ten jakby czytając mi w myślach się nagle odezwał:

- Wygi, to nie tak, że się z tobą nie zgadzam całkowicie, tylko faktycznie jest tak jak mówi Krzysiek, że w zdrowych relacjach ludzie nie uzależniają się od siebie tak, że nie potrafią bez siebie żyć.

- No niech wam będzie. - odpowiedziałem, nadal mając ich w dupie.

- Smutasy z was dzisiaj do chuja! Idę się odlać, bo przynudzacie. - powiedział nagle Tadeo, wstając z miejsca obok i rozciągając się przy tym jak jakiś niedojebany kot.

- Aha? - zapytał ironicznie Szczepano, spoglądając na wychodzącego Tadka. - Ja tylko prawdę mówię. - krzyknął za nim

Po chwili Michał wyszedł z kabiny i usiadł na miejscu, na którym przed chwilą siedział Tadek.
Wziął jointa z mojej ręki i się zaciągnął nim.

Jebany podkradacz.

Takie słowo chyba nie istnieje, ale jebać.

Zaraz po chwili wrócił Stanisławski z kibla i stanął obok mnie, opierając się o ścianę.

- Dobra, mordo, bo te zjeby cały czas tu coś pierdoliły o parapetówce w waszym nowym mieszkaniu. Domagają się jej krótko mówiąc. - odezwał się nagle do Matczaka Szczepan, odwracając się w jego stronę.

- No nie było ostatnio czasu, żeby ją zrobić, ale może w ten weekend się uda. - odpowiedział Matczi.

Tak jest!

Moja krew!

- No nareszcie coś ciekawego się dzieje! - wtrącił Tadeo, wymachując rękami w górę. - Bo już zaczynałem się czuć jak w jakimś domu spokojnej starości czy coś takiego.

- Nie wiem czy w takich miejscach staruszkowie palą sobie zioło kiedy chcą, ale niech ci będzie. - odpowiedział Tadkowi Walczuk, odrywając wzrok od monitora komputera.

- A chodzisz w takie miejsca? Nie? No właśnie. - bronił się Stanisławski.

Przesiedzieliśmy jeszcze jakiś czas, pieprząc cały czas o jakiś głupotach, gdy nagle odezwał się Matczi, spoglądając na ekran telefonu:

- O, właśnie przyjechał po mnie Mati. Naura. Do jutra, może. To cześć.

I wyszedł.

- Jakby nie mógł się pożegnać jednym słowem. - powiedział po chwili Szczepański.

- To Matczak, on już tak ma i ty powinieneś to wiedzieć najlepiej. - odpowiedziałem.

- Ta, no wiem właśnie.

Miłość rośnie wokół nas || mata x żabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz