pov: Wyguś
- Ja ich do pionu zaraz kurwa postawie! - krzyknąłem wkurwiony, będąc w nobocoto z Januszem, Krzyśkiem, Tadkiem i Michałem, który właśnie nawijał wersy swojej nowej nutki za szybą i nas nie słyszał. - Co oni w ogóle sobie myślą?!
- Ale o co teraz chodzi? Bo ja już nie nadążam. - odpowiedział Szczepano, patrząc na mnie jak na debila.
Ten to w ogóle jest odklejony, a mówią, że to ja jestem.
Pfff.
- Chodzi o to, że Matczi i Zawistowski w ogóle teraz czasu ze sobą razem nie spędzają! Tak nie może być! - odkrzyknąłem znowu. No niech typ się w końcu ogarnie.
- Ale wiesz, że ludzie w zdrowych związkach nie spotykają się ze sobą cały czas, co nie? - zapytał Krzysiek, patrząc na mnie jak na idiotę.
No i kto tutaj jest idiotą, hm?
- Jasne, jasne, ale oni nawet parapetówki jeszcze nie zrobili, mimo tego, że mieszkają już razem jakiś miesiąc! - no kurwa, wkurwiłem się.
- Boże, z tobą to jak z dzieckiem...- odpowiedział załamany chyba Szczepan.
On jedynie może być załamany swoim zachowaniem, a nie moim.
Zjeb.
He he.
Nie no kocham typa.
- Janusz, no powiedzże coś! - dopowiedziałem wkurwiony, patrząc na Janka.
- Ogólnie niestety tutaj muszę się zgodzić ze Szczepanem, ale to prawda, że też domagam się parapetówy! - ehhh, żadnego oparcia w ludziach...
Usiadłem zrezygnowany na kanapie obok Tadka i już miałem w dupie resztę. Wziąłem ze stolika obok blanta i go odpaliłem.
Teraz to tylko na zioło mogę liczyć...
Gdzie jest kurwa ten Janusz, który razem ze mną jest główną shiperką? No bo jakoś teraz go tu kurwa nie widzę!
A ten jakby czytając mi w myślach się nagle odezwał:
- Wygi, to nie tak, że się z tobą nie zgadzam całkowicie, tylko faktycznie jest tak jak mówi Krzysiek, że w zdrowych relacjach ludzie nie uzależniają się od siebie tak, że nie potrafią bez siebie żyć.
- No niech wam będzie. - odpowiedziałem, nadal mając ich w dupie.
- Smutasy z was dzisiaj do chuja! Idę się odlać, bo przynudzacie. - powiedział nagle Tadeo, wstając z miejsca obok i rozciągając się przy tym jak jakiś niedojebany kot.
- Aha? - zapytał ironicznie Szczepano, spoglądając na wychodzącego Tadka. - Ja tylko prawdę mówię. - krzyknął za nim
Po chwili Michał wyszedł z kabiny i usiadł na miejscu, na którym przed chwilą siedział Tadek.
Wziął jointa z mojej ręki i się zaciągnął nim.Jebany podkradacz.
Takie słowo chyba nie istnieje, ale jebać.
Zaraz po chwili wrócił Stanisławski z kibla i stanął obok mnie, opierając się o ścianę.
- Dobra, mordo, bo te zjeby cały czas tu coś pierdoliły o parapetówce w waszym nowym mieszkaniu. Domagają się jej krótko mówiąc. - odezwał się nagle do Matczaka Szczepan, odwracając się w jego stronę.
- No nie było ostatnio czasu, żeby ją zrobić, ale może w ten weekend się uda. - odpowiedział Matczi.
Tak jest!
Moja krew!
- No nareszcie coś ciekawego się dzieje! - wtrącił Tadeo, wymachując rękami w górę. - Bo już zaczynałem się czuć jak w jakimś domu spokojnej starości czy coś takiego.
- Nie wiem czy w takich miejscach staruszkowie palą sobie zioło kiedy chcą, ale niech ci będzie. - odpowiedział Tadkowi Walczuk, odrywając wzrok od monitora komputera.
- A chodzisz w takie miejsca? Nie? No właśnie. - bronił się Stanisławski.
Przesiedzieliśmy jeszcze jakiś czas, pieprząc cały czas o jakiś głupotach, gdy nagle odezwał się Matczi, spoglądając na ekran telefonu:
- O, właśnie przyjechał po mnie Mati. Naura. Do jutra, może. To cześć.
I wyszedł.
- Jakby nie mógł się pożegnać jednym słowem. - powiedział po chwili Szczepański.
- To Matczak, on już tak ma i ty powinieneś to wiedzieć najlepiej. - odpowiedziałem.
- Ta, no wiem właśnie.
CZYTASZ
Miłość rośnie wokół nas || mata x żabson
Fanfictionprzepraszam bardzo za to co tu powstało ❗️występują wulgaryzmy (dużo ich tam)❗️