Rozdział 7

94 18 4
                                    

Alex otworzyła oczy. Wszystko ją bolało. Obudziła się nie gdzie indziej, jak w samochodzie, tym razem jednak na miejscu pasażera.

– Niedługo to tutaj zamieszkam – mruknęła niewyraźnie.

– Obudziłaś się. – Usłyszała dobrze znany głos. Spojrzała szybko na kierowcę i odetchnęła z ulgą.

– To ty – szepnęła uradowana. – Już się bałam, że znowu ktoś mnie wsadzi do bagażnika i na tyle zdałby się moja ucieczka...

Głowa bolała ją jeszcze bardziej niż po pierwszej pobudce. Mięśnie błagały o wygodniejszą pozycję, a całe ciało pragnęło snu. Rozejrzała się po wnętrzu pojazdu i spostrzegła, że to nie był ten sam, którym przyjechali do sklepu. Zmarszczyła brwi.

– Co to za samochód?

– Miałaś kluczyki od tamtego. – Spojrzał na nią wymowie. – Przekupiłem pierwszego, lepszego faceta z dobrą furą i voilà!

Szatynka nie miała najmniejszych wątpliwości w prawdziwość tych wydarzeń. Nawet potrafiła sobie wyobrazić zaistniałą sytuację.

– A co ze starym?

– Już i tak był zmasakrowany.

Dziewczyna wywróciła oczyma i odwróciła głowę. Auto nie wyglądało na tanie. Ciekawe skąd miał tyle pieniędzy? Czy miało to coś wspólnego z kwotami zapisanymi w dziwnych teczkach, które trzymał w domu? Musiała się tego dowiedzieć jak najszybciej. Odruchowo zerknęła w boczne lusterko i przerwała swoje przemyślenia. Po chwili szybko otworzyła klapkę chroniącą przed słońcem i spojrzała w umieszczone w niej szklane zwierciadło.

– Jak ja wyglądam...

Tu nie chodziło o włosy, czy makijaż, ale o twarz ubrudzoną krwią z rany, która przy nawet najmniejszym uderzeniu mogła się ponownie otworzyć. Włosy powypadały z ułożonego niegdyś kucyka, a kilka kosmyków zlepiło się, przez zaschniętą krew. Na rękach miała mnóstwo zadrapań, a w niektórych miejscach zaczynały powstawać kolorowe siniaki. Wyglądała... co najmniej źle. Kierowca także nie oszczędził sobie uwagi na jej temat.

– No, na pewno nie jak księżniczka.

***

– Auć! – szatynka syknęła po raz enty. – Może trochę delikatniej?

Siedząc na jednym z krzeseł barowych przy wyspie kuchennej, starała się skupić na czymkolwiek innym, niż na oczyszczanej przez bruneta ranie na jej głowie. Ale, jak na złość, ból nie pozwalał jej uciec myślami.

– Trzeba odkazić. Nie wierć się tak to będzie mniej bolało – mruknął niezadowolony.

– Jakby to było takie proste. Ała! – Kolejny raz syknęła.

– Dostałaś drugi raz? Wcześniej rana wydawała się być mniejsza. – Zauważył brunet przyglądając się naciętej skórze.

– Mhm. Dostałam z łokcia od kierowcy. – Wzdrygnęła się na samo wspomnienie wycelowanej broni. Wtedy adrenalina i determinacja nie pozwalały na głębszą refleksję, jednak teraz docierało do niej, że tak naprawdę mogła stracić życie. A miała tylko jedno.

– Tego chudego? – Mężczyzna chwycił kolejną gazę, a tę poprzednią, zabrudzoną odrzucił na bok.

– Mhm – szatynka mruknęła w odpowiedzi, nie wysilając się na słowa.

Nastało milczenie, lecz nie było ono w żaden sposób niezręczne. Każdy był pogrążony w swoich działaniach. Brunet skupiony oczyszczał ranę, a szatynka uciekała myślami.

Nieskończona liczba przypadkówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz