Rozdział 21

52 7 2
                                    

Simon stukał palcem o blat biurka czekając na telefon od Bernsa, ten jednak zdawał się nie być typem człowieka punktualnego. Miał odezwać się po piętnastu minutach, a minęła już prawie trzecia godzina. Oczywiście nie omieszkał sam do niego dzwonić po wyznaczonym czasie, jednak po kilku próbach przestał, w obawie, że ze złości rzuci telefonem. Gdy poczuł wibrację urządzenia w kieszeni spodni, jak dziki wyjął urządzenie i odebrał połączenie.

– No i co, masz? – Usłyszał po drugiej stronie słuchawki.

– Tak. Przez te kilka godzin, jakoś dałem radę to ogarnąć – rzucił sarkastycznie i wywrócił oczami. Teraz mógł swobodnie rozmawiać nie bawiąc się w wysyłanie wiadomości, lub szyfrowanie słów, gdyż większość policjantów pojechała na patrol, a inni mieli pracę w innych sektorach. Aktualnie w pomieszczeniu był sam. – Właścicielem samochodu jest... – Spojrzał na kartkę samoprzylepną, na której spisał odpowiednie dane. – Octávio Santos. Z pochodzenia Brazylijczyk, mieszka przy 149-46 Powells Cove Blvd w Queens. Generalnie dziwny gość, jest właścicielem fitness klubu w...

– Poczekaj. – W tle dało się słyszeć stukanie palców o klawiaturę. – Ale to jest jakiś mąż tej kobiety, partner, ojciec, ktokolwiek?

– No właśnie szukałem wśród jego najbliższej rodziny jakiejś rudej, młodej kobiety, ale nikogo nie znalazłem. W razie, gdyby nie mieli aktualnych danych, to przejrzałem portale społecznościowe. Na zdjęciach, też nikogo takiego nie było. Może to kochanka – zgadywał. – Wtedy zrozumiałe byłoby, że nie obnosił się zdjęciami z nią.

– Albo złodziejka – zaśmiał się Rick. – W końcu znała się na rzeczy, gdy rzuciła się na Drewla, a auto nie było wcale takie tanie...

– Nie kuś losu Beckett. Gdyby było, jak mówisz, nasz ślad urwałby się całkowicie – warknął Simon i zaczął ponownie stukać palcami w biurko.

– Dobra, dobra. Słuchaj, moim zdaniem powinieneś jechać do tego gostka, strzelić jakąś policyjną gadkę i wszystko ci wyśpiewa. Obgadam sprawę z szefem... – podsumował.

– To naprawdę wkurzające, że z każdą informacją musimy latać do niego jak pies do kości... – Simon mało delikatnie zauważył ich zależność od Dankwortha. Zero podejmowania własnych, niezatwierdzonych działań. A grając rolę uczciwego policjanta, nie mógł osobiście dzwonić do szefa, żeby w razie podejrzeń, nie miał podejrzanych, pogrążających go połączeń. Gdyby jakimś cudem złapali Dankwortha, skorumpowany glina przydałby się wtedy jeszcze bardziej.

– Jakby nie patrzeć jesteś psem – zaśmiał się Patrick. – Ale tak, to denerwuje i wszystko opóźnia, jednak lepiej się stosować, bo ostatnio jest bardzo drażliwy... – odchrząknął czując, że niepotrzebnie przedłużał rozmowę. – Dam ci cynk, co dalej. Cześć! – krzyknął i się rozłączył.

Simon odłożył telefon na biurko i spojrzał na żółtą karteczkę. Wstał, zdjął skórzaną kurtkę z oparcia krzesła i zarzucił ją na ramiona. Ruszył do wyjścia prychając obok stanowiska, przy którym zazwyczaj siedział Philip. Zanim Beckett do niego oddzwoni, to on przyspieszy sprawę, pokona miejskie korki i poczeka przed posiadłością Octávio.

***

Alex siedziała w salonie na kanapie chwilę po tym, jak w najlepsze śmiali się w kuchni ze wspólnych wspomnień. Brunet musiał wracać do pracy, więc zostawił ją samą i ulotnił się idąc do biura. Rudowłosa miała dosyć tamtego pomieszczenia, jak na tamten dzień, więc nie skorzystała z jego propozycji wspólnej analizy zarobków właściciela klubu. Dlatego teraz patrzyła w ekran telewizora, co chwila zmieniając kanały i szukając czegoś wartego uwagi.

Nieskończona liczba przypadkówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz