8

2.7K 55 36
                                    

Poszliśmy do pobliskiej knajpy na kebaba, nigdy nie potrafiłam zjeść go w całości, ale na szczęście był ktoś taki jak Michał i zjadł go za mnie. Po jedzeniu zachciało nam się zapalić, więc udaliśmy się na jakieś ławki i odpaliliśmy papierosy. W międzyczasie gadaliśmy o pierdołach. Czas mijał bardzo szybko, aż za szybko, nim się obejrzałam była już dwudziesta trzydzieści. W sumie to nawet wcześnie, pozatym jutro piątek, czyli najluźniejszy dzień w szkole, jeśli chodzi o plan lekcji. Na początku był Polski, całkiem lubiłam ten przedmiot, następnie wf, dwie historie z rzędu oraz na sam koniec geografia, matematyka, biologia i kolejny wf. Siedem lekcji w klasie maturalnej to wcale nie tak dużo, dobrze pamiętam, że siedem lekcji w podstawówce to była istna tragedia, zawsze wracałam do domu zmęczona jak nigdy, a mama mówiła, że wyglądam jakbym siedziała dziesięć godzin za kasą w sklepie. Chwila... jutro piątek, a to oznacza imprezę u Matczaka, nie mam zielonego pojęcia w co mogłabym się ubrać. Może w sukienkę? Odpada, wtedy pomyśli, że za bardzo się staram, dobra wymyślę coś.

- Zuza? - Spytał nagle.

- Hm? - Mruknęłam.

Chłopak przez chwilę nic nie mówił tylko wpatrywał się we mnie.

- Halo, ziemia do Michała! - Zaśmiałam się i zaczęłam machać chłopakowi ręka przed twarzą.

- A, no tak, czekaj, wiesz co? Nie pamiętam już.

- No dobra... - To było dziwne.

- Idziemy gdzieś? - Spytał.

- Na przykład?

- Chodź, pokażę ci fajne miejsce.

Po kilku minutach doszliśmy do sklepu z przeróżnymi świeczkami, kadzidełkami, łapaczami snów i tym podobnymi.

- Wierzysz w takie rzeczy? - Zapytałam wchodząc do środka.

- Połowicznie, na pewno wierzę w manifestacje, a ty? - Spytał oglądając świeczki.

- Sama nie wiem, to wszystko jest niesamowite, ale zarazem dziwne, no nie?

- Racja, od zawsze fascynuje mnie wszechświat i różne takie... strasznie ciekawe to jest. - Powiedział. - Kupić ci coś?

- Lecz się. - Powiedziałam. - Ostatni raz powtarzam, mam pieniądze, nie chcę żebyś za mnie płacił, co ty jakiś Caritas? - Zaśmiałam się.

- A może być i Caritas. - Uśmiechnął się.

- Kupię sobie świeczkę. - Powiedziałam i zaczęłam oglądać i wąchać świeczki. Po kilku minutach wybrałam idealny zapach. To była jakaś różana świeca, zapach był prześliczny.

Gdy wyszliśmy ze sklepu zaczęło się ściemniać. Nagle do Michała zadzwonił telefon.

- Halo no co chcesz? - Spytał poirytowany. - Dobra Jezu już wracam. - Rozłączył się. - Stary mi każe wracać na chatę, przepraszam, ostatnio mu coś odwala. Jest niezłe wkurwiony bo pani Ania do niego zadzwoniła i podkablowała, że nie byłem na terapii.

- Do mojego taty też pewnie dzwoniła. - Powiedziałam.

- Przeżyjemy, kurwa ale się cieszę z tej jutrzejszej imprezy, zobaczysz jak to jest imprezować z gombao. - Uśmiechnął się. - Dobra, jak mówiłem pora na mnie. Ale jako prawdziwy dżentelmen odprowadzę cię pod same drzwi twojego mieszkania. - Ukłonił się.

- Nie musisz, mieszkam po drugiej stronie Warszawy. - Powiedziałam.

- Chodź, ja mieszkam na Pradze północ, to nie tak daleko.

- Skoro tak uważasz. - Powiedziałam.

Michał był nieugięty i znów postanowił za mnie zapłacić, zamówił ubera który podwiózł nas pod moje mieszkanie. Chłopak wysiadł razem ze mną.

Kocham Cię mała | MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz