Rozdział 2

42 2 2
                                    


Nathan

-Przecież ta garderoba kosztuje miliony- powiedziała przerażona, rozglądając się.
-Zarabiam tyle w dwa dni- odparłem, a ona spojrzała na mnie, przymrużając oczy.
-Legalnie?- zapytała.
-Jestem synem najbogatszego człowieka w całej Ameryce- powiedziałem, wzdychając.
-Gdzie ja kurwa trafiłam?- wymamrotała, a ja się zaśmiałem.
-Nawet nie wiesz pod jak wielką ochroną w tej chwili jesteś- odparłem.

Spojrzała na mnie zaciekawiona, ale nic już nie powiedziała.

-Dobra, to ja cię tu zostawiam. Jak będziesz czegoś potrzebowała to jestem w pokoju obok- powiedziałem, a ona skinęła głową na znak, że rozumie.

Wyszedłem z jej garderoby, a potem wyszedłem z pokoju i ruszyłem do swojego.
Było już po 20, więc poszedłem pod prysznic.
Gdy wyszedłem z łazienki usłyszałem dzwonek swojego telefonu.

-Nathan Baker, słucham
-I co planujesz teraz, kutasie? Wyruchasz ją i zostawisz pod mostem
-Ty chyba nadal tego nie rozumiesz, Moore. Zapewniłem jej dach nad głową, gdy ty zachowałeś się jak rozpieszczony dzieciak
-Rozpieszczony dzieciak? To ty ją mi zabrałeś
-Wyrzuciłeś ją za drzwi, a ja uchroniłem ją przed spaniem na pobliskiej ławce w centrum miasta
-I tak tam skończy. Ty nie trzymasz takich dziewczynek jak ona pod swoim dachem
-Kim ty jesteś, żeby wiedzieć co robię, a czego nie?
-I tak do mnie wróci.

I tak po prostu się rozłączył.
Pierdolone dziecko.
Zerknąłem na drzwi, w których progu stała Stella w mojej koszulce, którą jej dałem.

-Coś się stało?- zapytałem, gdy zakłopotana przestępowała z nogi na nogę.
-Mogę butelkę wody?- wymamrotała, a ja uniosłem kącik ust i ruszyłem w jej stronę.
-Jasne, że tak. Chodź, pokażę ci kuchnię- powiedziałem, prowadząc ją w stronę schodów, a potem w stronę kuchni.

W kuchni nikogo nie było, widocznie wszyscy siedzą w pokojach.
Pokazałem Stelli gdzie co trzymamy i dałem jej butelkę wody.

-A głodna jesteś? Od poniedziałku do soboty jest gosposia. W niedziele ma wolne, więc jeśli jesteś głodna to zrobię ci coś do jedzenia- odparłem.
-Nie jestem głodna- rzuciła cicho i bez słowa ruszyła schodami z powrotem na górę.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała masz do mnie przyjść- odparłem stanowczym głosem.
-Tak- zgodziła się ledwie słyszalnie.

Weszła do swojej sypialni, a ja do swojej.
Już miałem kłaść się do łóżka, ale przeszkodziło mi pukanie do drzwi.

-Szefie, Moore stoi pod bramą i chce gadać ze Stellą- powiedział Chris, stając przede mną.
-Ja pierdole- jęknąłem, mijając go w przejściu i ruszając w stronę schodów.

Wyszedłem na boso z domu, a gdy dotarłem do bramy Moore zaczął swój jakże cudowny monolog.

-Chcę zabrać ją do domu- oznajmił spokojnym tonem.
-W końcu się uspokoiłeś. Nie sądzę, by ona chciała wrócić z tobą do mieszkania. Dobrze wiesz, że mój dom to dla niej najbezpieczniejsze miejsce- odparłem.
-Ona jest moja, a nie twoja, Baker- warknął, a ja prychnąłem.
-Ona jest niczyja. Idź do Jordan i niańcz wasze dziecko, a Stelli daj spokój- rzuciłem.
-Chcę z nią pogadać- powiedział, a ja westchnąłem ciężko.
-Ona teraz śpi. Spierdoliłeś i już tego nie naprawisz, Moore. Żegnam- odparłem, odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem z powrotem do domu.

Gdy usłyszałem jak Chris zablokował bramę i ustawił wszystkie alarmy tak jak zawsze, ruszyłem schodami do swojej sypialni.
Ku mojemu zaskoczeniu na moim łóżku siedziała Stella.
Przechyliłem głowę lekko w bok, przyglądając się jej badawczo.

-Co on tu robił?- zapytała cicho.
-Mówił, że chce zabrać cię do domu- odpowiedziałem, siadając na łóżku obok niej.
-Nie chce do niego wracać- wymamrotała, a jej warga zadrżała.
-Wiem o tym. Powiedziałem mu to. Póki mieszkasz pod moich dachem nic ci się nie stanie i nikt nie będzie robił niczego wbrew twojej woli- powiedziałem, a ona skinęła głową.
-Dziękuję. Dobranoc, Nathan- rzuciła, wstając i ruszając w stronę drzwi.
-Dobranoc, Stella- rzuciłem, a gdy usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwiami od jej sypialni położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy, próbując zasnąć.

Sen nadszedł szybciej niż się tego spodziewałem...

Następnego dnia...

Budzik o godzinie 6:30.
Spotkanie biznesowe o 7:30.

-Andreas chce zainwestować w kolejny projekt. Proponuje współpracę- odparł Zack, spoglądając na mnie, gdy byłem w trakcie mycia zębów.

Moja twarz wygięła się w grymasie na jego słowa.
Wyplułem pastę i spojrzałem na niego jak na idiotę.

-Nie mam zamiaru współpracować z tym zjebem- parsknąłem, przemywając twarz wodą.
-W porządku- rzucił.
-Stella śpi?- zapytałem, a on kiwnął głową.
Dobrze.

Zack zszedł na dół, a ja ogarnąłem się i gotowy dołączyłem do reszty na dole.

-Cześć, Nathan. Kawa dla ciebie. Miłego dnia w pracy- odparła Alice, jak zwykle ze swoim promienistym uśmiechem.
-Dzięki, Alice. Dopilnuj, żeby młoda jadła- powiedziałem, a ona od razu skinęła głową.

Wyszedłem z domu razem z Samem i Chrisem.
Każdy wsiadł do swojego samochodu i wszyscy ruszyliśmy do Baker's Company.
Ledwo co wyjechałem już zaczynali dzwonić.

-Panie Baker, czy jest pan w stanie wcisnąć jeszcze jedno spotkanie w swój dzisiejszy grafik?
-Najbliższy wolny termin to jutro godzina 11:00. Jeśli klient będzie zainteresowany proszę o wpisanie tego spotkania w mój kalendarz.
-Oczywiście, nie ma problemu.

Westchnąłem, docierając do 60- piętrowego budynku.
Spojrzałem na zegarek: 7:20.
Idealnie.
Przez 2 godziny będę słuchać tych pieprzonych staruchów.
Wjechałem windą na najwyższe piętro i dotarłem do oszklonego pomieszczenia.
Z rana widok robił wrażenie, a w nocy to już w ogóle.
Przy długim stole siedziało już kilku facetów.
Przywitałem się z każdym uściskiem dłoni i zająłem miejsce.

~~~~~~~

Poluzowałem krawat i wsiadłem do samochodu.
Jak tak będzie wyglądać moje życie to ja to pierdole.
Odpaliłem silnik i spojrzałem na godzinę, wyświetlającą się na ekranie.
21:09.
Nawet nie mialem czasu coś zjeść.
Nie chcę kurwa takiego życia.
Po około 10 minutach wchodziłem już do domu.
W domu panował chaos przez chłopaków, oglądających mecz w salonie.

-Możecie kurwa siedzieć cicho?- warknąłem wykończony.

Od razu się uciszyli, mamrocząc coś niezrozumiałego.

-Chris, jutro zastępujesz mnie na wszystkich spotkaniach- odparłem, a on warknął głośno.
-Dlaczego ja kurwa?!- krzyknął zezłoszczony.
-Bo jedynie ciebie mogę o to poprosić, a nie tych cymbałów- parsknąłem, a Zack prychnął pod nosem.

Ruszyłem schodami na górę.
Wtargałem się do swojej sypialni i od razu rzuciłem się na łóżko.
Jutro nie wstaje.
Po kilku minutach podniosłem się i ruszyłem do łazienki.
Wziąłem szybki, odświeżający prysznic i wskoczyłem do łóżka.
Było ciemno, a ja byłem wykończony.
Zamknąłem oczy, wiedząc, że szybko zasnę.
Byłoby tak, gdyby nie kobiecy krzyk za ścianą.
Szybko wparowałem do pokoju Stelli.
Wierzgała się na łóżku, płacząc i krzycząc.
Usiadłem na brzegu łóżka, szturchając jej ramię.
Nie zadziałało.
Szturchnąłem jeszcze raz, ale trochę mocniej.
Otworzyła zapłakane oczy, głośno oddychając.

-Chodź- rzuciłem, przyciągając ją do siebie.

Bez słowa wtuliła się we mnie, a ja wstałem z nią na rękach i ruszyłem do swojej sypialni.
Wtuliła twarz w moją szyję i owinęła nogi wokół moich bioder.

-Chcesz spać u mnie?- zapytałem, a ona kiwnęła głową.
















~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

It's YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz