StellaOtworzyłam oczy, czując męski zapach, otulający mnie ze wszystkich stron.
Spojrzałam w bok, szukając źródła tego zapachu, ale nie znalazłam.
Przesunęłam się na stronę, gdzie spał Nathan i otuliłam się kołdrą.
Jego zapach mnie uspokajał, więc szybko znalazłam granice pomiędzy rzeczywistością a snem.-Śniadanie jest na dole- usłyszałam jego głos.
-Która godzina?- wymamrotałam zaspanym głosem.
-Kilka minut po 9:00- odpowiedział, a ja lekko podniosłam głowę i na niego spojrzałam.Był w dresach.
Dziwny widok.-A ty czemu nie w pracy?- zapytałam zaciekawiona.
-Zrobiłem sobie wolne- odpowiedział niemalże od razu.
-Ja nie wstaję- mruknęłam i odwróciłam się do niego plecami.Wtuliłam głowę w jego poduszkę i zamknęłam oczy.
-Nie ma spania. O tej godzinie w tym domu już się nie śpi- odparł, a ja jęknęłam marudnie.
Zignorowałam to, co powiedział i poszłam dalej spać.
-Może wyszłabyś na dwór i pooddychała świeżym powietrzem?- zaproponował, ściągając ze mnie kołdrę.
-I co mam robić na dworze?- zapytałam marudnie.
-To, co lubisz- odparł, a ja usiadłam.
To, co lubię.
Tyle, że ja nie wiem co lubię.
-Na pewno jest coś, co lubisz robić- odparł zachęcająco.
-Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły lubiłam spędzać czas wolny w bibliotece. To było moje ulubione miejsce. Później chodzenie do szkolnej biblioteki nie było możliwe- wyjaśniłam.
-Czyli lubisz czytać książki- podsumował.Zastanowiłam się chwilę, po czym delikatnie uśmiechnęłam i przytaknęłam.
Tak, lubię czytać książki.~~~~~~~
Po śniadaniu przebrałam się i wyszłam na dwór z książką w ręku, którą podarował mi Nathan.
Powiedział, że idzie zrobić trening, więc postanowiłam zająć się sobą.
Podwórko przed domem było ogromne i całe należało do niego, co było zaskakujące.
Fontanna, basen, leżaki, bujane ławki, pełno roślin.
Usiadłam na jednej z ławek, włożyłam swoje stare słuchawki do uszu i dałam ponieść się opowieści.
Mój relaks nie trwał jednak zbyt długo.
Usłyszałam jakiś wrzask.
Zdjęłam słuchawki, sprawdzając czy się nie przesłyszałam.-Baker!- męski, pełen złości krzyk rozległ się po podwórku.
Zerknęłam w stronę źródła hałasu.
Przed bramą stał Alex.
Zaskoczona przyjrzałam mu się dokładniej.
W zasadzie wyglądał tak jak zwykle.
Miałam nadzieje, że mnie nie zauważy, jednak widocznie było zbyt spokojnie.-Stella?- rzucił, jakby nie spodziewał się mnie tutaj.
Nie odezwałam się, tylko wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni.
Do: Nathan
Alex stoi przy bramie.-Nic nie powiesz?- zagadnął, a ja z powrotem włożyłam słuchawki do uszu.
-Nie- odparłam, a jego szczęka poruszyła się na moją krótką odpowiedź.
-Chcę cię zabrać do domu- powiedział poważnie.
-Myślisz, że po tym wszystkim wrócę z tobą do domu?- prychnęłam, podchodząc trochę bliżej.
-Nie jesteś taka. Źle się czujesz w jego towarzystwie. Jesteś stworzona dla mnie- odparł, a ja pokręciłam głową.
-Ja też myślałam, że jesteś inny, ale się przeliczyłam- powiedziałam cicho.
-Tak mi się odwdzięczasz za to wszystko? Za to, że wyciągnąłem cię z tego pierdolnika, jakim był twój dom? Ojczym zatłukłby cię na śmierć, gdyby nie ja albo sama byś się zatłukła- warknął, a ja poczułam ucisk w klatce piersiowej.Przełknęłam ślinę, głęboko oddychając.
~~~~~~
-Jesteś do niczego. Do niczego się kurwa nie nadajesz- warknął.
Uderzył mnie z taką siłą, że zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Zacisnął zęby, uderzając mnie po raz kolejny.
I kolejny.~~~~~~
-Wszystko w porządku, mała?- usłyszałam głos Nathana, który po chwili pojawił się obok mnie.
Skinęłam głową, bo tylko to byłam w stanie zrobić.
-Jak masz do mnie jakąś sprawę to do mnie zadzwoń, a nie nachodzisz mnie dzień w dzień, zakłócając spokój zarówno mój jak i Stelli- odparł poważnym tonem, zwracając się do Alexa.
Z powrotem przeniósł wzrok na mnie i dokładnie przeskanował nim moją twarz.
Niespodziewanie wziął mnie na ręce, a ja nawet nie siliłam się na sprzeciw.
Oparłam brodę na jego ramieniu, a gdy Nathan się odwrócił i ruszył w stronę wejścia do domu skupiłam wzrok na oczach Alexa.
Każdym słowem zadaje mi ból.
Do momentu, gdy Nathan przekroczył ze mną próg domu i zamknął za sobą drzwi wpatrywałam się w niego zmęczonymi oczami.
Ruszył do kuchni, a ja zamrugałam, odganiając niechciane łzy.-Alice, masz coś słodkiego na pocieszenie?- zapytał gosposi.
-Mam twoje ulubione babeczki- odparła, podając mu jedną.Posadził mnie na krześle i podał babeczkę.
-Zjedz- rzucił, a ja pokiwałam głową przecząco.
Westchnął, lecz dalej się nie poddawał.
-Tylko gryza- powiedział, a ja po chwili zastanowienia ugryzłam babeczkę, powoli przeżuwając.
Obserwował mnie z uśmiechem.
Ta babeczka była cholernie dobra i musiałam to przyznać.
Od razu sytuacja sprzed chwili poszła w niepamięć, a ja wzięłam kolejnego gryza.-Działa cuda, co?- rzucił ze śmiechem, a ja przytaknęłam.
Alice posłała nam swój promienny uśmiech.
-Słyszeliście? Podobno młody Harris wyszedł z więzienia- odezwała się po chwili, a ja poczułam jak cała zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.
-Jak to?- wydukałam.
-Podobno jego brat przekupił kilku ludzi- odpowiedziała, przecierając blat.Odłożyłam babeczkę na stół i szybko pobiegłam na górę.
Wołali mnie zdezorientowani.
Wbiegłam do swojego pokoju, czując jak tracę kontrolę nad własnym oddechem.
Chwiejnym krokiem weszłam do łazienki i osunęłam się po ścianie na podłogę.
Rozpłakałam się głośno, wyjąc z bezsilności.
Będzie chciał mnie dopaść.
Zrobi to znowu.
Znowu zrobi mi krzywdę.
Zasłoniłam uszy dłońmi, nie chcąc już słyszeć tych głosów w swojej głowie.
Miałam dość.
On miał zostać w więzieniu na długie lata.
A ja miałam ułożyć sobie życie.
I być szczęśliwa.
Łzy nie przestawały spływać mi po policzkach niczym wodospad.-Otwórz drzwi! Natychmiast!- rozkazał Nathan zza drzwi.
Nie miałam siły.
Nie mogłam oddychać.
Wszystko wracało.
To jak do mnie mówił, dotykał mnie, bił, poniżał, kazał jeść i pić z miski dla psa.
To jak błagałam, by przestał to robić albo żeby mnie zabił, by ukrócić moje cierpienia.
To jak krwawiłam po każdym razie.
To jak marzłam z zimna, bo leżałam naga w zimnej piwnicy.
To wszystko miało pójść w zapomnienie, a ja miałam być szczęśliwa i kochana.
Ale wszystko się zmieniło.
Szczęście nie może przecież trwać wiecznie.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~