- proszę przestań.
- daj mi pieniądze, potrzebuje tylko kilka dolców.
- nic ci nie dam, nie mam, wszystko zabrałeś mi wcześniej, a teraz zapłaciłam mieszkanie. Maxwell uspokój się proszę cię. Połóż się. To minie.
- nic nie minie Stella, ty nie rozumiesz. Na pewno coś masz. Proszę tylko kilka dolców, potrzebuje działki. Nie wytrzymam dłużej. Nie brałem już dwa dni, zrozum muszę wziąć.
- Maxwell nie mam kasy. Poza tym kochanie, ogarnij się, bedziemy mieli dziecko. Słyszysz...dopiero się dowiedziałam. Zawsze chcieliśmy mieć dużo dzieci. Pamiętasz?
- oszalałaś. Nie chce żadnego bachora, nie stać mnie. Nie wiem co zrobisz, ale masz się go pozbyć albo ci pomogę. A teraz musze zdobyć forse, skoro nie masz kasy to inaczej to załatwimy.
I wyszedł, a ja siedziałam zrozpaczona z dzieckiem pod sercem i nie wiedziałam co dalej z nami będzie. Wiem jedno nigdy nie pozbędę się tego malucha tylko dlatego, że jego ojciec jest uzależniony. Nie wiem dlaczego ja z nim nadal jestem. Wcześniej tak się nie zachowywał, chodził na studia, był przystojny, towarzyski, bardzo o mnie dbał, ale z czasem zmienił się nie do poznania, przestał uczęszczać na zajęcia, coraz bardziej zamykał się w sobie, coraz rzadziej wychodził, przestał nawet pracować. Zaczął obracać się w dziwnych kręgach, z ludźmi do których z kijem nie ma co podchodzić. Dziwnymi i niebezpiecznymi typkami. Bałam się ich. Schudł, zmarniał. Już nie był tym samym wesołym, czułym facetem, a ja tkwiłam w tym związku bo myślałam, co ja sobie myślałam, chyba że dzięki mojej miłości i wierności dawny Maxwell wróci. Myślałam że mu pomogę, ale jego uzależnienie było silniejsze niż miłość do mnie i czas powiedzieć koniec, pójść dalej. Tylko gdzie, moi rodzice są daleko w Europie, zamieszkali we Francji twierdząc, że jestem już dorosła i ich nie potrzebuje. Nie mamy ze sobą wielkiego kontaktu, ot czasami dzwonimy do siebie, życząc sobie wszystkiego dobrego w Nowym roku. Przyzwyczaiłam się, że ich nie ma i że nie są tacy jak rodzice moich znajomych. Dawałam sobie radę sama tak długo, dopóki nie poznałam Maxwella. Oddałam mu władze nad moim życiem. On powoli i skrupulatnie odciągał mnie od moich przyjaciół aż w końcu nie został nikt. Byłam sama, a to mu pasowało najbardziej. Teraz mógł zrobić ze mną wszystko co zechce, a ja nikomu bym nie powiedziała, bo też i nie mam komu. A teraz dodatkowo jestem w ciąży i nie mam dokąd pójść.
Wrócił z typem, nie wiem kto to jest i czego tu szuka. Nie znam go, nie kojarzę, ale może to sąsiad.
- nie masz kasy, ja potrzebuje pieniędzy. Pan Jonathan zgodził się dać mi tyle forsy ile chce w zamian za godzinę z tobą.
- słucham? Co ty mówisz Maxwell.
- zostawię was. Jonathan już mi zapłacił. Bawcie się dobrze. A potem jak wrócę pogadamy o reszcie.
Co takiego? Mam się oddać jakiemuś obleśnemu facetowi. Po moim trupie. Nie dam się. Nie jestem jakąś dziwką do cholery.
- słuchaj dam ci kasę, nie jestem żadną prostytutką i nie zamierzam płacić ciałem za mojego byłego chłopaka.
- w dupie to mam złotko. Od dawna mi się podobałaś, zapłaciłem mu tyle, że jesteś moja przez conajmniej dwie godziny. To że nie jesteś dziwką jest jeszcze lepsze.
- o nie...
Chciał mnie złapać ale uchyliłam się i kopnełam go z całej siły w rozkrok, niestety trafiłam tylko w udo, nigdy nie miałam zbyt dobrego cela. Facet tylko się zaśmiał i naparł na mnie swoim grubym cielskiem, uderzając mnie z otwartej dłoni w twarz, zapiekło ale nie poddałam się. Wyrywałam się, a potem przestałam, myślał że się poddałam i będe grzeczna, ale ja tylko czekałam na dobry moment by sie wyrwać z jego sflaczałych objęć i udało się. Nie uszłam jednak daleko kiedy złapał mnie za włosy od tyłu i uderzył moją głową w ścianę, łuķ brwiowy zaczął krwawić, mocno przysłaniając mi widok, a on zaczął ciągnąć mnie w stronę sofy, jeśli mnie tam położy będzie za późno, zgwałci mnie i tym samym być może stracę na zawsze moje dziecko. Nie mogę do tego dopuścić. Wbiłam mu paznokcie w ręce, puścił mnie sycząc z bólu. A ja nie zastanawiając się pobiegłam do drzwi, otwierając je z rozmachem, wybiegłam na podwórko i zaczełam biec na bosaka, w zimę, w koszulce czym dalej od Jonathana i Maxwella. Wiem że będzie mnie szukał, nie odpuści mi zwłaszcza, że będzie musiał oddać temu facetowi kasę za nie udany seks. To koszmar. Przebiegłam pięć przecznic, zatrzymałam się dopiero w bocznej alejce przy jakiejś śmierdzącej taniej knajpce. Łuk brwiowy nadal mocno krwawił. Nie wiem co teraz mam zrobić, nie mogę tu zostać, to nadal za blisko mojego mieszkania. Zimno mi. Muszę znaleźć jakieś ubrania i buty. O resztę będę się martwić później.
Kiedy się trochę uspokoiłam, poszłam w jedyne miejsce gdzie mogłam znaleźć coś ciepłego do ubrania, czyli tam gdzie bezdomni stoją najczęściej. Pod kościół św. Marcina. Tam rozdają ciepłe ubrania i jedzenie. To dwie przecznice stąd. Szłam i trzęsłam się z zimna, a kiedy doszłam to spotkałam mnóstwo ludzi którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia co inni, którym powinęła się noga albo za dużo pili, ćpali. Nie powinnam się tu znaleźć. To nie moje miejsce. Znalazłam na półce w kościele za duży o dwa numery ciepły płaszcz i buty które lata świetności miały dawno za sobą, ale nie będę narzekać to i tak lepsze niż chodzenie w zimę, w minus siedem boso i praktycznie nago. Jest już wieczór, ale tu w tym kościele jest ciepło i najchetniej bym została na noc, ale tu nie ma przechowalni dla bezdomnych, w tym mieście nikt nie przejmuje się osobami bezdomnymi. Nikt nie patrzy na innych. Szłam w za dużym płaszczu i butach przez miasto, zastanawiając się co mam robić, gdzie pójść, gdzie się zatrzymać i nie wiedziałam, nie mam nikogo, moje mieszkanie jest okupowane przez mojego byłego chłopaka. W końcu zmęczona usiadłam na ławce daleko od domu i zaczęłam po prostu płakać z niemocy. Ze smutku. Pod sercem nosiłam nowe życie, a moje własne właśnie się kończy, nie przetrwamy na dworze. Ja dałabym radę ale z dzieckiem, ono potrzebuje ciepła, jedzenia, czystości. Chciałabym cofnąć czas, wtedy w życiu nie zaczęłabym się spotykać z Maxwellem. Wolałabym być sama niż z kimś takim.
...Rano poszłam do McDonalda, łazienka to coś czego potrzebowałam, nie miałam pieniędzy, ani dokumentów więc jedyne na co było mnie stać to woda z kranu. Przemyłam swoją okaleczoną, poobijaną twarz. Posiedziałam trochę przy stoliku, zanim mnie wyrzucą. I poszłam dalej przez miasto. Wieczor przyszedł szybciej niż się spodziewałam. Zatrzymałam się w innej uliczce za restauracją, czułam przemożny głód ale nie miałam odwagi jeszcze grzebać po śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia, jeszcze nie... ale w końcu i to się zmieni, głód zwycięży. Z restauracji wyszło troje ludzi, trzech facetów w marynarkach skrojonych na miarę, jeden coś mówił, mocno gestykulował, a tamci tylko się śmiali. Nagle jeden z nich nie daleko mnie wyciągnął broń i po prostu strzelił tamtemu w pierś. Przestraszyłam się i Krzyknęłam i choć wcześniej mnie nie zauważyli to teraz byłam pewna, że usłyszeli mnie i wiedzą że widziałam wszystko. Odwrócili się w moją stronę o pokręcili tylko głowami, a ja cofałam się powoli, błagając wzrokiem żeby mnie nie zabijali. Nie miałam jednak gdzie uciec, to była zamknięta uliczka z jednej strony, a wylot był akurat tam gdzie stali. Czułam jak pot spływa mi po plecach I nim mieli zamiar strzelić do mnie po prostu zemdlałam, mając nadzieję że śmierć nadejdzie szybko i nie będzie aż tak boleć.
Ocknełam się w aucie, w bagażniku i czułam, że zaraz będę miała atak paniki, siedzenie w ciasnej puszce nie jest tym czego bym się spodziewała, ale z moją fobią to gorsze niż śmierć. Od zawsze nie lubiłam ciasnych pomieszczeń, ciasnych i ciemnych. Boję się... Jestem w bagażniku i nie wiem nawet gdzie mnie wiozą, jak to się stało, że znalazłam się w czarnej dupie. Najpierw mój były chłopak, ćpun chciał mnie sprzedać za działkę, a teraz jestem zamknięta i nie wiem co się ze mną stanie. Może sprzedadzą mnie na narządy albo pojadę do burdelu lub będą mnie przetrzymywać gdzieś w jakiejś piwnicy przez ileś tam lat. Wolałabym żeby mnie zabili na miejscu. Czuję jak zaczynam znowu tracić przytomność. To nie może mnie spotkać, jestem przecież w ciąży, muszę walczyć o niego lub o nią. Nie mogę się tak po prostu poddać. Tracąc znów świadomość z braku tlenu, z nerwów zapadam się i postanawiam, że jak tylko otworzy się klapa bagażnika będę gotowa.