- wstawaj.
Krzyczę. Do niego żeby mnie usłyszał.
- wstawaj. Ty na pewno coś wiesz.
- Stello? Co się dzieje?
- nie mów do mnie słodko, to już na mnie nie działa. Ktoś porwał Samuela i ty, ty na pewno wiesz kto to był.
- ja nic nie wiem. Nie wiem naprawdę.
- ja chce żeby on wrócił.
- Stello uspokój się. Ja naprawdę nic nie wiem. Pomogę.
- nie chce twojej pomocy, wszyscy pomagają i nic z tego nie wychodzi.
Niepotrzebnie tu przyszłam. Szybko wybiegłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami, zła na siebie, że rozkleiłam się na oczach swojego byłego chłopaka. Wyleciałam z piwnicy jak z procy nie zważając na nikogo, miałam w dupie czy jakiś ochroniarz mnie widział. To nie ważne. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy moim dziecku, nie myślałam idąc do niego. Wstyd mi. Jestem kłębkiem nerwów. Chce Samuela, mojego męża z powrotem, natychmiast.
Spałam, jadłam na siłę choć jedzenie stawało mi w gardle. Zajmowałam się moim synem i czekałam na wiadomości, miałam wrażenie, że Louis, Nick i reszta w ogóle nie starają się odnaleźć mojego męża, że jest im na rękę iż go nie ma, a ja nie mogłam oddychać bez niego. Było mi trudno budzić się i zasypiać, a być może będę musiała się nauczyć żyć bez niego, miałam straszne czarne myśli, w nocy koszmary. Miałam nadzieję, że przyjdzie następny dzień i Samuel wróci.
Jest już wieczór, nie długo powinnam pójść spać, dziecko budzi mnie co kilka godzin na jedzenie. Powinnam więc się wysypiać, tylko jak w takich okolicznościach to zrobić. Chce się już położyć gdy słyszę krzyki, ktoś wrzeszczy, jestem zła bo mój syn śpi i wolałabym żeby się nie obudził, każda matka wie, że małe dziecko trudno zasypia, a dodatkowo Jason wyczuwa każdą zmianę mojego nastroju. Ubieram szlafrok i schodzę na dół by uciszyć tego kogoś bo jeśli obudzi mi syna to będzie sam z nim chodził po domu i lulał. Obiecuje.
- co tu się dzieje?
Mowie spokojnie jak nie ja.
- ktoś nie zamknął drzwi od piwnicy, nie zamknął drzwi od pomieszczenia w którym jest przetrzymywany twój były.
- i co? Coś się mu stało?
- zwiał. Ot co się stało.
- jak to zwiało? A gdzie ochrona, przecież tylu ich się kręci po domu.
- akurat spali. Wiesz ludzie też śpią, a ten pewnie wyszedł cicho. Nie mamy tu wielkiego muru oddzielającego świat od nas, wykorzystał okazję i spierdolił.
- trudno. Nie krzycz dziecko obudzisz.
- trudno? Trudno? Stello twój mąż zaginął a on mógł mieć z tym coś wspólnego.
- nawet jeśli to i tak nic by nie powiedział. Co chciałeś go torturować? Złamać mu kilka palców, wyrwać zęby. To nie ważne.
- nie znasz się.
- być może ale przestań się drzeć.
Odwróciłam się i poszłam na górę, Maxwell uciekł przeze mnie, to ja nie zamknęłam tych pieprzonych drzwi, ale nie mam zamiaru przepraszać ani tym bardziej przyznawać się. To i tak nie ma znaczenia. Zaszkodziłam Samowi, wątpię. Poszłam spać, choć długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o nim, o tym co robiliśmy zanim dowiedział się o ciąży, jak się kochaliśmy. Po raz pierwszy wtedy uprawiałam seks analny i bardzo mi się podobało, choć bałam się ogromnie, że będzie bolało, to Sam był bardzo delikatny. Długa gra wstępna, dobre nawilżenie i wprawny kochanek, który porozumiewał się ze mną bez słów. Wiedział kiedy jest coś nie tak i kiedy mi przyjemnie. Pokochałam ten rodzaj seksu, jest zupełnie inny niż normalne zbliżenie. Pełne niespodzianek, śmiechu, podniecenia. Kiedy wsuwał się i wysuwał i jednocześnie wkładajac paluszki w cipke, a potem rozsmarowywał moje soki na łechtaczce męcząc ją, czułam się spełniona, zmęczona, szczęśliwa. To co z nim wtedy doświadczyłam, z żadnym innym facetem nie czułam czegoś tak wspaniałego. Zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Zaufałam mu. Wierzyłam, że nie skrzywdzi mnie. To trwało kilka minut, było cudownie. Potem rozmawialiśmy i powiedziałam mu, że bardzo chce to powtórzyć.
Teraz to odległe przeżycia, żałuję, że nie powiedziałam mu nigdy, że go pokochałam, teraz może być już za późno. Chciałabym mieć z nim dzieci, zostać aż do śmierci. Na starość cieszyć się z wnuków i martwić się razem. Pomagać mu we wszystkim, każdy problem rozwiązywać wspólnie. Teraz to niemożliwe, przeczuwam najgorsze, już nie jestem optymistyczna to szybko się zmienia.
...Rano wstaję nie wyspana, moje dziecko to prawdziwy diabełek, gdy już zasnęłam ze zmęczenia i natłoku myśli ten mały postanowił zrobił kupę po pachy i musiałam go wymyć. Potem znów chciałam zasnąć ale zaczął płakać w końcu dałam sobie spokój ze spaniem i zajęłam się nim. Teraz jestem w ponurym nastroju, lepiej żeby nikt mi nie wchodził w drogę. Schodzę na dół, potrzebuje dużo kawy żeby przeżyć ten dzień. W kuchni nikogo nie zastaje, mam nadzieję, że szukają tropów a nie się obijają. Przeszukuje wszystkie szafki, ale nie znajduje ani okruszka kawy. Wypili wszystko, mam tego dość... psiocze po cichu i nastawiam wodę na herbatę. Uspokajam się dopiero gdy wypijam łyk ciepłego napoju. Idę na poszukiwanie chłopaków, chce się czegoś dowiedzieć. W salonie, na sofie siedzi rozwalony Louis. Wkurzam się. To nie jest jego dom, zachowuje się jakby był u siebie, w dodatku jest nadzwyczaj spokojny, zamiast coś robić siedzi i popija kawę, moją kawę.
- czemu tak siedzisz? Nie masz nic do roboty?
- Stello. Usiadłem na chwilę.
- to może idź usiąść gdzie indziej. Myślałam, że wszyscy szukają Sama. Ty nie?
- ktoś musi was pilnować gdy inni są w mieście.
- tak. A mój mąż jest gdzieś tam, nie wiadomo co mu robią, a ty zamiast szukać siedzisz tutaj i udajesz niańkę.
- nie bądź zła. Samuel by sobie nie wybaczył gdyby coś wam się stało.
- poradzę sobie. Chce żeby się znalazł.
- znajdzie się. Uwierz mi nic mu nie będzie. Jest twardy jak skała.
- nawet skała może się rozbić gdy celnie trafisz w punkt.
- nie martw się. Jesteś nerwowa to przechodzi na dziecko.
- co ty nie powiesz.
Miałam dość tej rozmowy, nie cierpię kiedy mnie uspokaja, to mnie jeszcze bardziej wkurwia. Nic nie jest ok. Mój mąż jest daleko ode mnie, a ja nie wiem co się dzieje. Jak on może być taki spokojny, może on coś wie, ale mi nie mówi. Może to on jest winien i porwał Sama. Może powinnam mu sie lepiej przyjrzeć.