Przyjechał wczoraj i zamiast wytłumaczyć, przepraszać na kolanach po prostu poszedł do drugiej sypialni spać. Teraz za to paraduje prawie nago, nie licząc się ze mną. Robi właśnie śniadanie w samych bokserkach. Jest piekielnie gorący i mam na niego ochotę, tyle miesięcy posuchy nie służą mojej cipce i emocjom. W tej chwili mam wrażenie, że się roztapiam, chciałabym go też zabić i rzucić się na niego. Nie wiem co się ze mną dzieje, bo to już praktycznie końcówka ciąży, a ja wciąż mam ochotę na seks.
- będziesz tak stała, czy przyjdziesz zjeść.?
- od ciebie niczego nie zjem. Nie wiem po co przyjechałeś, ale możesz już odjechać, świetnie sobie radzę sama.
- widać po oknie.
- to był wypadek.
- wiem co to było. Nie musisz kłamać. Znalazł cię twój uroczy były ćpun.
- nie twój interes. Już nie.
- a ja uważam, że jednak mój. W końcu to mój domek ten debil rozwalił.
- to tylko okno.
- narazie okno, a potem może podpali i nie zdarzysz wyjść.
- a co cię to obchodzi?
Skończyłam te rozmowę, to bez sensu, nie da się z nim dogadać. Mam nadzieję, że dostanie zapalenia pecherza i nie będzie mógł sikać tym swoim maleństwem. Chciałam odejść, odwróciłam się, ale zatrzymał mnie jego twardy głos.
- wróć tutaj, nie skończyliśmy, masz zjeść śniadanie i przestać ode mnie uciekać.
- nie jestem już twoją żoną. Zapomniałeś, że już nie chcesz mieć żonki.
- siadaj. Jedz.
Wyszedł żeby dać mi przestrzeń bym mogła w spokoju zjeść omlet, który dla mnie przygotował. Nie wiem o co mu chodzi, raz jest miły, raz mnie nie chce, by za chwilę znowu chcieć, ale ja nie jestem rzeczą, nie można mnie wrzucić do kąta, a potem wyjąć i znów się mną bawić. Nie mogę dopuścić do tego żeby mnie złamał. Długo się leczyłam z niego, jakoś dałam radę, nie boli mnie już serce gdy o nim myślę. Pojawił się i wszystko zepsuł. Teraz znów nie wiem czego chce, czy żeby odszedł na dobre, czy żeby mnie przytulił, jestem bezbronna gdy jest obok. To niedorzeczne, przecież potraktował mnie strasznie, nie powinnam go chcieć, ale gdy tylko zwróci na mnie uwagę, gdy spojrzy jak zbity pies od razu mięknie mi serce. I znów biję dawnym rytmem. Nie mogę jednak tym razem tak łatwo mu ulec, bo co będzie jak mu się ponownie znudze, stwierdzi po jakimś czasie, że kolejny raz popełnił błąd i odejdzie, a ja zostane kolejny raz ze złamanym sercem, tyle że tym razem będzie sto razy gorzej. Będę miała dziecko, które się do niego przyzwyczai i będzie uważało go za swojego ojca. Nie będzie rozumiało, że wyrzuca nas ze swojego życia tym razem na dobre. Nie chcę tego dlatego tym razem nie będzie prosto, jeśli mnie chce to niech się postara.
Zjadłam omlet, wypiłam herbatę i poszłam do siebie, ubrać się by zejść następnie na dół i zastać tam Louisa wstawiającego szybę. Zaskoczyło mnie to, że mój mąż stał koło niego i tak po prostu sobie gawędzili jak starzy znajomi.
- hej co tu się dzieje?
- Louis wstawia szybę.
- to widzę. Wy się znacie? Tak to wygląda.
- tak Stello znamy się.
- skąd?
- Louis to mój dobry kolega.
- czyli nie pojawiłeś się tu przypadkiem?
- nie skądże. Ja i las... Jestem na sto procent miastowy. Gdyby nie Sam w życiu bym nie przyjechał na to zadupie.
- to było wszystko ukartowane? Czemu?
- bo chciałem mieć cię na oku. Bo twój były chłoptaś przepadł gdzieś. Louis to były policjant, miał cię przypilnować.
- nie puściłeś mnie samą? Dlaczego?
- bo jesteś moja... na zawsze.
Zgłupiałam, najpierw mówi że już mnie nie chce, że to błąd i tak dalej, a teraz że jestem jego na zawsze. Myślałam, że dał mi spokój, że nic go nie obchodzę, a posłał za mną opiekuna, stróża. Odwróciłam się lekko wkurzona, ale też z nową nadzieją, że mojemu mężowi zależy na mnie. Dziwne to wszystko i nadal nic nie pojmuje. Usiadłam przy stole w jadalni i czekałam aż Samuel przyjdzie. Siedziałam ponad godzinę gdy w końcu zaszczycił mnie swoją obecnością.
- powiedz po co to wszystko? Dlaczego przyjechałeś? Rozstałeś się ze mną
- nie Stello. Nigdy nie rozstaniemy się. Przyjechałem bo nie udało mi się go znaleźć. Beze mnie byłaś bezpieczniejsza, miałem nadzieję, że odpuści ci kiedy zobaczy, że się wyprowadziłem z domu. To wszystko było na pokaz. Wiedziałem, że gdzieś się czai i patrzy. Myślałem, że może jest o ciebie zazdrosny, ale najwyraźniej chodzi mu o coś innego. Na pewno nie o ciebie i jego dziecko. Tak więc gdy Louis zadzwonił, że ktoś wybił okno, domyśliłem się, że musiał pojechać za ovhroniarzami, którzy cię zaopatrywali a jedzenie, zastanawiałem się tylko, jak ćpun mógł tu przyjechać i za co? Ktoś mu ewidentnie pomaga. Może Daniel lub Damian. Sprawdzam to.
- masz głupie pomysły. Jak ich sprawdzasz?
- napisałem im, że wywożę cię z domku do domu Louisa. Zobaczymy co zrobi.
- jeśli mnie teraz obserwuje, to wie że tu jestem.
- i dlatego jutro przyjedzie tu pewna kobieta, przebierze się za ciebie i będziemy udawać, że cię zabieram stąd. Potem przyjade, spędzimy tu jeszcze kilka dni I wrócimy do domu. Nie możesz i tak tutaj zostać dłużej. To niebezpieczne dla dziecka, jesteś już w prawie ósmym miesiącu. Nie długo będziesz rodzić i musisz być pod stałą opieką lekarza i blisko szpitala.
- wszystko sobie obmyśliłeś. Co?
- to dobry plan. Najlepszy. Mam nadzieję, że chłoptaś nabierze się na to.
- a jak się nie nabierze to co wtedy ?
- chce go wypłoszyć z nory. Stello. Inaczej nie da ci spokoju, a ja nie będę mógł myśleć o swojej pracy wiedząc, że ktoś ci zagraża.
- szkoda, że nie powiedziałeś mi o tym planie.
- nie mogłem, chciałem ale to musiało wyglądać prawdziwie. Sądziłem, że jak zobaczy że się wyprowadzam to da ci spokój albo po prostu przyjdzie do ciebie i nie będzie się ukrywał, ale jak widać nic to nie dało. To nieprzewidywalny ćpun. Chciałem cię ochronić.
- słabo ci to wyszło. Muszę się położyć jestem zmęczona.
Poszłam czym prędzej do siebie, nie miałam ochoty dłużej słuchać tej gadki, myślał że skocze mu w ramiona tylko dlatego, że wyznał mi prawdę. Musi się bardziej postarać żeby mnie udobruchać, żebym ponownie mu zaufała.