Następnego dnia Samuel przespał praktycznie cały dzień, wczoraj wróciliśmy po drugiej w nocy i mój mąż poszedł od razu do swojego gabinetu, gdzie nalał sobie szklankę whisky i usiadł za biurkiem. Chciałam z nim pogadać, zapewne było mu przykro, nikt nie lubi gdy ktoś mu się wtrąca w życie, nawet jeśli to jego najbliższą osoba, lecz powiedział żebym dała mu spokój bo musi sobie wszystko raz jeszcze przemyśleć. Zastanawiałam się potem co takiego musi przemyśleć, że aż musi zostać sam z butelką alkoholu. Czy sądzi iż popełnił błąd, biorąc ze mną ślub, babka poniekąd go do tego zmusiła i może zechce to teraz odwrócić. Balam się tego co postanowi, było mi z nim tak dobrze, może nawet go już pokochałam. Sama nie wiem, ale chciałam zostać przy nim i trwać na dobre i na złe. Nie wiem czy on też tak uważa. Wrócił do łóżka nad ranem zalany w trupa i od razu walnął się do łóżka. Ja rano wstałam nie chcąc go obudzić i zeszłam na dół by zrobić nam śniadanie, ale nie wstał. Nie wiedziałam co jego babka mu powiedziała, nie chciał nic powiedzieć, a ja nie dopytywałam. Po śniadaniu wyszłam do ogrodu, było bardzo zimno, ale chciałam pooddychać powietrzem, zanim wrócę do domu i będę musiała się zmierzyć z problemami. Chodziłam po ogrodzie, przechadzałam się, nagle poczułam uderzenie w tył głowy, upadłam i chyba straciłam przytomność bo później słyszałam krzyk ochroniarza, który wolał mojego męża. Głowa bolała, ale ja martwiłam się tylko o moje dziecko. Ocknełam się na dobre w swoim łóżku, w sypialni, mój mąż patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, widać było że bardzo się przejął.
- coś ty sobie myślałaś co?
- chciałam się tylko przejść.
- przejść bez ochroniarza? Wiedziałaś że ktoś tam czyha na ciebie i wyszłaś. Dałaś mu dostęp do siebie, dobrze że to było tylko uderzenie, a co gdyby wbił ci nóż.
- przepraszam, nie pomyślałam.
- no właśnie, a ja wczoraj myślałem bardzo długo i wiesz będzie lepiej jak się rozstaniemy, przez ciebie mam same kłopoty, spalili mi dom, poza tym mam pracę do wykonania, nie mogę cały czas nad tobą czuwać.
- co? Ale jak to? Myślałam że chcesz nas w swoim życiu.
- Przemyślałem wszystko i to za dużo dla mnie. Nie mogę się pchać w związek z kobietą z byłym facetem na karku. Chce spokoju. Nie potrzebuje zagrożenia.
- rozumiem..
- możesz tu mieszkać ja wyprowadzę się do innego domu. Dopóki czegoś sobie nie znajdziesz, dam ci trochę kasy na start. I w ogóle.
- wyjdź stąd. Nie chcę cię widzieć. Wynocha !!
Boże oddałam mu siebie, swoje serce i duszę, a on tak po prostu mnie olał, wyrzucił ze swojego życia. Facet zabijający ludzi na zlecenie boi się mojego byłego faceta, śmieszne i smutne zarazem. On po prostu mnie nie chce, od początku chciał się tylko zabawić moim kosztem, a ja głupia mu zaufałam. Chciałam poczuć się kobietą, byłam chciana to mnie zgubiło, trzeba było mu nie wierzyć, a teraz co mi pozostało. Pieniądze? Mam w dupie jego forse, może sobie ją wsadzić. Najchętniej już w tej chwili wyszłabym stąd i nie wracała, ale nie mam dokąd pójść, a dziecko jest dla mnie na pierwszym miejscu, więc muszę schować dumę do kieszeni i przyjąć jego jałmużnę. Nie chcę go więcej widzieć, nie zasłużył na cokolwiek z mojej strony, zachowuje się jak tchórz. Moi rodzice mieli rację, zresztą jak zawsze, wszystko się z czasem rozpada, a żaden zamożny facet, który może mieć każdą laske jaką zapragnie nie zwróci uwagi na dziewczynę w ciąży z innym. Co teraz będzie? kocham Samuela, bardziej, mocniej niż kochałam Maxwella. To inny rodzaj miłości, dojrzalsza. Moje życie się właśnie wali, rozpada się a ja nic nie mogę na to poradzić. Przecież nie da się zmusić nikogo by został. Nie chce go unieszczeliwiać jeśli tak wybrał, jeśli to właśnie czuję, czyli wielkie nic to powinnam to zaakceptować, ale narazie to tak cholernie boli. Świadomość że już więcej się do niego nie przytulę, nie dotknę go, nie pocałuje, nie będę się przy nim śmiać i nie wychowamy razem mojego dziecka. Że ono nie będzie miało ojca choć już poczuło jego obecność doprowadza do łez. Nie tak to miało wyglądać, nie wiem co się stało. Może babka Celine mu coś powiedziała, dlaczego zmienił zdanie co do nas? Nie zdąrzyłam się nim nawet nacieszyć. Leżę w łóżku i wyje w poduszkę, nie chce wstawać. Przeczekam do następnego dnia, mam nadzieję, że to tylko zły sen i zaraz się obudzę z tego koszmaru i Sam przyjdzie mnie otulić. Głowa boli, ale to serce rozpadające się na kawałki boli najbardziej. Wiem że prawda jest lepsza niż kłamstwo, ale wolałabym jej nie usłyszeć, nie byłam na nią gotowa. Teraz nie wiem jak poradzić sobie z tym cierpieniem, miłość to jednak pinda, boli, zawsze tylko boli. W końcu wszystko się kończy, szkoda że tak szybko, chciałabym żeby to jeszcze trwało choć trochę.. przeczuwałam, że to nie potrwa długo, nic nie trwa przecież wiecznie. Jestem zmęczona, chce spać, mam dość, ile jeszcze mogę znieść zanim się rozkleję....
Nastepny dzień wcale nie był łatwiejszy, glowa bolała, guz dawał się we znaki, a serce złamało się na pół. Nie wiedziałam jak je skleić. Nie chciało mi się wstawać, leżałam w łóżku cały dzień i nawet gosposia Nena, którą Sam zostawił by mi pomagała nie ukoił mojego bólu. Płakałam w poduszkę dopóki się nie zmęczyłam, a potem zasypiałam by śnić o tym co już nie wróci. To dopiero pierwszy dzień rozstania, a ja jestem już w takim stanie. Mam ochotę uciec stąd, gdzieś daleko by nikt mnie nie znalazł, zresztą kto mnie będzie szukał, skoro nie mam prawdziwych przyjaciół. Ale to dobra myśl, wstaje i schodzę poszukać ochroniarza zostało ich tu nie wielu.
- hej. Chce wyjechać.
- a dokąd.?
- do domku tego w którym ostatnio byłam razem z...moim mężem.
- muszę zadzwonić do Pana Whita. Nie mam kluczy i tak dalej.
- to dzwoń. Poczekam
- dam pani odpowiedź wieczorem bo teraz pań White jest nieuchwytny.
- tak pewnie. Są ważniejsze sprawy niż żona.
Zła na siebie poszłam do swojego pokoju , nie chce mi się nawet jeść. Mam wszystko w dupie.