Padający nieustannie śnieg z deszczem nie jest nawet najbardziej uciążliwą rzeczą tego dnia. Zdaniem Niki dużo gorsza jest przenikliwa, lodowata wilgoć, która wdziera się jej pod ubranie, sięgając aż do samych kości, niezależnie od ilości swetrów, jakie ma na sobie. Do tego rano musiała wstać wcześniej, niż by sobie tego życzyła i zaspana zacięła się w łydkę przy goleniu nóg, przez co czuje się jeszcze gorzej. Czuje się jak idiotka, że jej podświadomość całą noc podpowiadała jej scenariusze dzisiejszego wieczoru, które absolutnie nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością. A do tego wszystkiego, gdy pojechali po choinkę, to nie mogli z ojcem dojść do najmniejszego porozumienia w kwestii wyboru drzewka i Adam ostatecznie podjął decyzję, że po południu zabierze ze sobą żonę. W związku z czym Nika ma poczucie, że zmarzła całkowicie na próżno.
Gotuje więc obiad, pijąc kolejną już herbatę i przestaje wierzyć w to, że do wieczora poczuje się chociaż trochę lepiej. Znów ma wrażenie, jakby była w mentalnym liceum, gdy ma się ochotę co chwilę spoglądać na telefon. Chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Krzysztof nie jest typem człowieka, który jest przesadnie wylewny w wiadomościach, czy rozmowach telefonicznych. Nigdy nie był. Co kiedyś, przez chwilę, bardzo ją frustrowało.
W ogóle z perspektywy czasu widzi, że frustracja jest jednym z uczuć, które najmocniej wydają jej się złączone ze wszystkimi innymi, jakie kiedykolwiek miała względem niego. A może nadal ma, skoro tak denerwuje się wizją odwiedzenia go wieczorem. Nika nigdy nie uważała się za osobę bezpośrednią, która, gdy czegoś chce to umie o tym jasno powiedzieć, a przy Krzyśku nawet jakieś smutne resztki jej pewności siebie brały długoterminowy urlop. Może to przez to, że kochała się w nim jak idiotka, odkąd tylko sięga pamięcią; może przez to, że jest od niej sporo starszy, a może przede wszystkim dlatego, że z nim nigdy nie miała pewności, jakie są jego intencje. I to błądzenie po omacku było dla niej takie frustrujące i kuszące jednocześnie.
Po obiedzie, który je tylko z ojcem, Nika przebiera się kolejny raz i wychodzi z psem na dość długi spacer, ale nawet Drake nie ma najmniejszej ochoty na spędzanie czasu na dworze w taką pogodę. Więc odprowadza go do domu i gdy pakuję torebkę do wyjścia, labrador już śpi smacznie na jej pościelonej sofie. Przez chwilę rozważa, czy nie zabrać go ze sobą, ale odpuszcza, nie mając ochoty pisać do Krzysztofa kolejnego pytania w sprawie dzisiejszego wieczoru. Już wystarczająco czuje się jak idiotka, gdy musi przypomnieć mu o tym, by podał jej dokładną godzinę, o której ma do niego wpaść.
- To ja się będę zbierać - informuje ojca, wchodząc na chwilę do salonu.
- Wracasz na noc? - pyta Adam, a dziewczyna przerywa wiązanie szalika i spogląda na niego kpiąco. - No co? Nie wiem, gdzie idziesz, więc wolę zapytać.
- Wrócę, ale nie wiem o której. Mogę być za godzinę, mogę być po północy - odpowiada i wraca do szukania w rękawie płaszcza wełnianej czapki. - A ty nie miałeś jechać z mamą po choinkę?
- Miałem, ale musi dokończyć papiery. - Nika przytakuje lekko i momentalnie czuje się winna, że wychodzi, gdy jej matka oczywiście znów jest zbyt zajęta, by żyć. Ma wyrzuty sumienia, że zostawia ojca samego, bo przecież jeszcze tydzień temu była taka przekonana, że przyjeżdża tu tylko dla rodziców, a nie dla jakichś dawnych, niedogaszonych do końca płomieni.
Przez chwilę ma plan, by podjechać do centrum autobusem, ale poważnie przeraża ją wizja marznięcia piętnaście minut na przystanku i czekania na linię, której zdarza się przyjechać po czasie, albo nie przyjechać w ogóle. Więc rusza pieszo i po dwudziestu minutach szybkiego marszu, staje pod odnowioną kamienicą. Jeszcze kilka sekund zwleka z naciśnięciem dzwonka, ale ostatecznie wchodzi do środka i wspina się na ostatnie piętro. Krzysiek otwiera jej drzwi, uśmiechając się do niej chłodno i wpuszcza ją do środka. Nika rozgląda się po ogromnym pomieszczeniu na wyremontowanym poddaszu. Pokój łączy się z dużą kuchnią, oddzieloną od reszty salonu wyspą, a wystrój jest raczej minimalistyczny, jeśli nie liczyć bogato ubranej choinki. Poza nią dominują tu białe ściany, drewniana podłoga pod kolor wsporników podtrzymujących sufit i duży zielony narożnik, na którym siedzi trzylatek, który jest tak zafascynowany telewizorem przed sobą, że nawet nie zwraca najmniejszej uwagi na dziewczynę.

CZYTASZ
szarówka
RomanceMinęło pięć lat odkąd Berenika ostatni raz była w grudniu w domu rodzinnym. I teraz przyjdzie jej zmierzyć się nie tylko z mitem własnej osoby, który stworzyła dla niej rodzina, by usprawiedliwić jej nieobecność, ale przede wszystkim z własną przesz...