꧁Obojętność꧂

656 53 53
                                    

Minęło już kilka dni, a chory wciąż leżał na łożu. Zdawało się, że posłała je sama śmierć. Car z niecierpliwością oczekiwał powrotu kupca. Jego cierpliwość została silnie nadszarpnięta. Zdawało się, że zaczął także słyszeć głosy, które starały się nim kierować, lecz on pogrążony w swych własnych planach i pragnieniach, ignorował wszelakie próby namów.
Imperium nie opuszczał swej komnaty. Siedząc przy łożu spoglądał na niespokojną twarz chorego. Niejednokrotnie syn jego, starał się porozmawiać z ojcem, lecz ciągle spotykało go odtrącenie. Przez ów zachowanie zasiało się w jego sercu ziarno nienawiści, które z czasem miało wydać plon. Jednakże na tą chwilę została jedynie jego pielęgnacja. Ojciec starannie o to dbał, gdyż całkiem oddzielił się od swego pierworodnego. Związek Radziecki czuł, że stracił ojca. Uczucie miłości zanikało, a pozostawał jedynie szacunek względem statusu społecznego. Rodzina rosyjska całkiem się podzieliła. Zamek był przepełniony licznymi osobami, które mimo wspólnego pobytu w owym miejscu, nie zamieniały ze sobą choćby słowa. Służba była zbyt zajęta dbaniem o królewską rodzinę, a szlachcianie pałali do siebie wzajemną nienawiścią.
Kupiec zjawił się po upływie czterech dni. Tak więc spóźnił się o jeden dzień. W drodze powrotnej modlił się do Boga, by Ten był dlań łaskaw. Gdy prowadzono go przed oblicze cara czuł, jak niewidzialne więzy ściskają jego szyję. Nogi coraz bardziej plątały się powodując liczne potknięcia. Nareszcie stanęli przed wrotami komnaty carskiej. Sługa zapukał, a kupiec poczuł suchość w ustach. Nakazano wejść. Obaj kuląc się, weszli do środka. Car nie raczył obdarować ich nawet spojrzeniem. Spoglądał jedynie na twarz Rzeczpospolitej, który słabł.

- Panie... Przybył kupiec wraz z ziołami. - sługa odezwał się, lecz jego głos drżał, jakby zaraz miał zostać ścięty. Po tych słowach władca przeniósł obojętny wzrok na sługę i kupca.

- Dzień. - odparł złowrogo. Kupiec trzęsąc się padł na kolana.

- Panie! Wybacz mnie błagam! Zawiniłem! Jednakże mam wszelkie zioła! Wszystko to co zdobyć miałem! Po drodze konie zostały zaatakowane przez wilki. Spłoszone uciekły, a ja i moi ludzie byliśmy zmuszeni, aby odnaleźć je. Zajęło nam to wiele czasu, dlatego zjawiłem się dzień później. Gdybyśmy nie ruszyli za końmi droga byłaby jeszcze dłuższą. - przerażenie w jego głosie poruszyło stojącego z tyłu sługę, lecz car patrzył nań z wyższością i chłodem. Uważnie oceniał jego wypowiedź i zaczął rozmyślać nad czymś. Jego skupiony wzrok padł na sługę stojącego z tyłu.

- Przynieście posiłek dla niego. Niech nabierze sił, a zioła przynieście do mnie. Prędko, gdyż ma cierpliwość znikoma. - sługa pospiesznie skinął głową. Wyprowadzono kupca i przeniesiono potrzebne zioła. Nim długa wyszedł, car zwrócił się do niego.

- Wtrącić go do lochu. Później zadecyduję o losie jego. - car pozostał niewzruszony, a gdy poczuł na sobie przerażony wzrok służącego, spojrzał nań. - Nie spełnił mych oczekiwań. Dlatego należy go ukarać. Po wszystkim zanieście ciało żonie. Niech pochowa męża. - dodał wciąż będąc poważnym i niewzruszonym na własne słowa. Sługa blady, skinął z szacunkiem głową i oddali się. Car przygotował zioła tak, jak mu nakazano. Następnie podał je leżącemu. Trudno było podać je doustnie, lecz udało się to po kilku próbach. Już po kilku dniach RON zaczął odzyskiwać siły, a także trzeźwy umysł.
Pewnego ranka obudził się i otworzywszy oko, rozejrzał się z lekkim zaskoczeniem. Jednakże przypomniał sobie jego ostatnią wizytę, przed napadem gorączki.

- Nareszcie zbudzić się raczyłeś. Przyznam, że serce me zaczęło się silnie niepokoić.

- Imperium. - to słowo, choć ciche zadziałało impulsywnie. Spowodowało gwałtowne przebudzenie uczuć, lecz stłumiono je tak szybko, jak rozpalono. Car z beznamiętnością stanowszy przy leżącym spojrzał nań z wyższością.

Zdradzony ( RON X IR )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz