꧁Ucieczka꧂

534 50 49
                                    

~ Kochani, nim przejdę do rozdziału pragnę Was przeprosić. Wiem, że książka jest pisana wieloma stylami i wzbudza to pewien chaos. Postaram się teraz trzymać oryginalnego planu, by przywrócić odpowiednią atmosferę książki i panujących w niej czasów.

~ ❦ ~

By król mógł siły odzyskać, musiał odpoczywać wiele dni. Zmieniono mu komnatę, lecz to nie zdołało wpłynąć na plany jego. Gdy tylko przybywali słyszy rosyjscy, król uważnie spoglądał w jakim kierunku zmierzają wychodząc. Wypatrywał w oknie swej komnaty możliwych do ucieczki dróg. Tak więc gdy minęło dni kilka, mógł on rozpocząć próbę. Motywacją jego syn najukochańszy, który wciąż czeka na ojca. Nie mógł pozostawić go samego. Wiedział jakiż to cios bolesny, gdy ojciec ku Bogu zmierza. Dlatego też uważał na swe kolejne kroki, by życia nie utracić. Więc gdy zapadł wieczór wyjrzał przez szparkę od klucza. Światło zgasło, a jedynym jego źródłem pozostały oddalone od komnat pochodnie, umieszone na ścianach. Miały one nieco ciepła przynieść tym, którzy tego potrzebowali. Zima sroga zawitała na Rosji, więc kolejny powód zmartwień zaistniał. Jednak nie wzbudził wahania. RON dobrze wiedział, cóż czynić. Ni dnia, ni godziny dłużej nie chciał tu być. Serce ściskał ból. Czemuż to tak musiało się potoczyć? Przecież los mógł obdarować ich innym życiem. Nie musieli przecież wojować ku sobie. Lecz jednak IR wybrał wojnę, wojnę która zraniła nie tylko fizyczne ciało, lecz i ducha wraz z sercem. Król czuł jak serce jego szaleje.

- Dla ciebie synu mój. - powiedział cicho i otworzył wrota. Nikt nie okazywał obecności wśród korytarza i komnat. RON wyłonił się całkiem ze swej komnaty i idąc w cieniu mroku, przemierzał korytarz. Szedł ku swej wolności, ku światu bez cierpienia. Skryty w cieniu, nie rzucał się w oczy nikomu, więc jego droga zakończyła się sukcesem. Przemierzywszy korytarze, znalazł się w pobliżu miejsca najbardziej niebezpiecznego. Komnata, w której Imperium Rosyjskie przebywał większość czasu, wypełniając swe dokumenty związane z imperium. RON czuł jak serce szaleńczo ostrzega swym biciem. Umysł jednak nakazywał ostrożność, lecz nie odwrót. Cicho, krok po kroku król mijał wrota, które były lekko uchylone. Ukazywały swe piękne wnętrze. Oko króla spoczęło na moment krótki na osobę cara. Siedział on zmęczony wśród swych papierów. Coś widocznie zajęło jego myśli, gdyż spojrzenie nieobecne spoglądało w jakiś punkt. RON przemknął się także i w tym miejscu. Udawszy się na zewnątrz, przez drzwi poświęcone służbie, celem jego była stajnia. Tam cicho przygotował jednego z wierzchowców do drogi. Gdy już wszystko było niemalże gotowe, głosy służących rozległy się na zewnątrz. Rzeczpospolita Obojga Narodów poczuł przerażenie. Przecież jest tak blisko udanej ucieczki, nie może teraz zostać złapanym. Ukrył się wśród siana, poświęconego kopytnym towarzyszom.

- Pewnyś, że dostały kolację? - spytał jeden z nich.

- Pewny ja, jak tego, żem nie ślepy.

- Dziwne te twoje powiedzenia.

- Cóż poradzę, że do poety mi daleko.

- Najlepiej byś cicho siedział i rozkazów pana słuchał. Oszczędzić możesz życie moje i swoje.

- Coś sugerujecie?

- Żeś głupi jak te zwierzęta. Tylko o żarciu myślicie.

- Podłyś jak mój ojciec. Niech Bóg ma go w opiece. - Po chwili krótkiej, rozmowy umilkły. Słudzy upuścili stajnię, a król powrócił do przygotować. Gdy wszystko gotowe było wyprowadził konia i bokiem prowadził ku bramie. Zamknięta nie była, lecz czuwali przy niej strażnicy. RON ujął w dłoń swą kilka kamieni. Rzuciwszy je niedaleko strażników, odwrócił ich uwagę. Podszedł jak najbliżej, lecz gdy wierzchowiec jego wydał z siebie ciche rżenie, wskoczył na grzbiet jego i szaleńczo pognał przed siebie. Strażnicy ogłosiwszy ucieczkę dosiedli koni i ruszyli za nim. Król jednak wykorzystał swoje umiejętności jeździeckie i prowadził wierzchowca przez wygodniejsze dlań drogi, by ten prędkości swej nie tracił i by wytrzymałość także nie malała prędko. Udało się władcy zgubić pościg. Czuł jak łzy napłynęły do oka jego, lecz w mgnieniu zamarzały przez temperaturę panującą na zewnątrz. Król otulił się szczelniej szatami i lekko głaskał konia, by temu także nie uciekało ciepło zbyt szybko.

~

- Panie... - jeden ze strażników stał uniżony przed wielkim carem. Ten obojętnie spoglądał nań i oczekiwał raportu.

- Mów.

- Rzeczpospolita Obojga Narodów uciekł... Patrol zgubił go w ciemnościach. Wybacz mi panie mój. Przysięgam, że odnajdziemy więźnia. - głos strażnika lekko drgał pod wpływem strachu. Car zbliżył się doń i pochylił, by jego usta znalazły się blisko ucha sługi.

- Na to liczę. - odparł i w tym czasie wyjął sztylet zza szaty i przebił nim gardło strażnika. Krew poplamiła sukno szaty i dłoń cara. Ciało strażnika padło martwe na podłogę, a drugi ze strażników cofnął się wystraszony.

- Wy przejmujecie pościg. Chcę widzieć RON'a ponownie przed mym obliczem najpóźniej za dwa dni. Jeśli zawiedziecie, czeka was to. - car wskazał ostrzem ciało, następnie dłonie jego wraz ze sztyletem wytarł w swe szaty. Strażnik pokłonił się śpiesznie i w niepokoju opuścił komnatę. Car zbliżył się do okna i spoglądając w nie, zaczął czuć obawę.

- Czemuś mnie opuścił? - cicho wypowiedziane słowa, odbiły się echem w głowie władcy. Po chwili słudzy przybyli, by pozbyć się ciała. Car zasiadł w fotelu ze skóry niedźwiedzia i zaczął pogrążać się w kolejnych myślach.

Znajdę cię, znów będziesz tylko mój...

~

Noc była okropnie brutalna. Śnieżyca zawitała nad krajem i całkiem utrudniła królowi polskiemu ucieczkę. Mgła niczym koc, okryła ziemię, ograniczając obraz świata. RON prowadził swego nowego przyjaciela na oślep. Dotarli do chaty. RON wiedział, że jego wierzchowiec może starcie życie przez ten bezlitosny śnieg, więc zsiadł z niego i postanowił zaryzykować. Zapukał do drzwi i nim zdążył doczekać ich otwarcia, stracił przytomność. Strach i obawa zanikły, pozostawiając w umyśle jedną myśl...

Czy uda się wrócić do syna?

Zdradzony ( RON X IR )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz