Muszę powiedzieć na wstępie, iż nie należę do osób uwielbiających Blacka i raczej ciężko mi czytać o nim fanfiction. Z tego też powodu moje oczekiwania były dość niskie; zwłaszcza po bezowocnych poszukiwaniach dobrych opowiadań z nim w roli głównej lata temu. Teraz jednak ogromnie żałuję, że młodsza ja nie miała szansy natknąć się na Irish (bad) luck. ;)
Jednak od początku: okładka. Niestety nie rzuca się w oczy, przynajmniej nie w pozytywny sposób. Grafiki, pomimo podobnej szaty kolorystycznej i pozostania we względnie spójnej estetyce, nie łączą się dobrze, a to uczucie dodatkowo potęguje prześwietlona kobieca postać. Sam szablon również nie wygląda najlepiej. Pokusiłabym się o poszukanie graficiarni na Wattpadzie, która byłaby w stanie stworzyć okładkę bardziej zachęcającą do zajrzenia do środka.
Kolejnymi rzeczami, które zadziałały na niekorzyść opowiadania jako całości, były estetyki. W zasadzie ciężko było mi je nimi nazwać. O ile Jacqueline i Syriusz dostali jeszcze w miarę dopasowane stylistycznie grafiki (głównie Black), tak nie można tego powiedzieć o pozostałych postaciach. W tym miejscu poradziłabym skupić się na poprawieniu ae głównych bohaterów i odpuszczeniu pozostałych obrazków. W moim przypadku zapowiedź tak ogromnej liczby bohaterów okazała się przytłaczająca. O połowie z nich zdążyłam zapomnieć, zanim zdołali wystąpić w fanfiction.
Historię zdecydowanie mogę określić jako slowburn, ale nie ze względu na przeciągany wątek romantyczny i budowane napięcie, ale dzięki naturalnej relacji pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Jacqueline nie poszukuje na siłę relacji i już od samego początku można zauważyć, że zachowuje się adekwatnie do swojego wieku, a w dodatku, nie tracąc na kreacji, mieści się w wyznaczonych przez normy społeczne ramach. Wraz z biegiem lat widać, jak dorasta, a jej poglądy ulegają zmianie, gdy inne jedynie się utwardzają; innymi słowy — doskonale ujęty okres dorastania.
Na chwilę obecną w tekście zostały ukazane jedynie pierwsze lata nauki w Hogwarcie, ale jest coś, co szczególnie spodobało mi się w trakcie czytania — płynność akcji i brak tak zwanych zapchajdziur. Od pierwszych dni w Hogwarcie po irlandzkie przygody, wszystko ma swoje miejsce i nie jest ukazywane bez powodu. Pomimo tak ciężkiego wątku, jakim jest sytuacja brytyjsko-irlandzka w tamtych czasach, ani razu nie poczułam się zagubienia; a to wszystko dzięki dbałości Autorki o każdy, nawet najmniej ważny wątek. Muszę powiedzieć, że sam sposób, w jaki Autorka opisuje konflikt, wskazuje nie tylko na jej ogromną wiedzę, ale i na fakt, że jest obyta w temacie na tyle, iż wszystkie wydarzenia płynnie wplata w tekst, przez co czytelnik się nie gubi. I może właśnie przez ten wątek — pełen goryczy, ekstremów i żałoby — zostałam kupiona. Emocje biją od każdego zdania, a jednocześnie nic nie jest zbędnie wydłużone; co więcej, dzięki temu, iż narracja jest prowadzona z perspektywy Jacqueline, czytelnik widzi jedną stronę konfliktu, nie do końca obiektywną, ale za to pełną strachu, a może i po części wyparcia — wszystko zależy od aktualnego stanu psychicznego dziewczyny. Lekkość, z jaką Autorka opisuje, jak wszystkie irlandzkie wydarzenia łączą się ze szkocką rzeczywistością, naprawdę chwyta za serce i wciąga do tych realiów, zwłaszcza że w tekście zostały poruszone takie wątki jak rasizm, ostracyzm, kasty społeczne czy choćby dorastanie w tak przygnębiających czasach i ich wpływ na umysł dziecka.
CZYTASZ
Pink Waves |Recenzje|
DiversosRecenzje. Analizy. Bullshitting. Nie no, po prostu recki. Witamy Was w miejscu, w którym możecie zgłosić swoje opowiadanie i odczuć skutki tej decyzji. Za bramkami nie ma już powrotu, ani łapania za "cykorołapę", więc lepiej dobrze zapnijcie pasy :...