Och, czy też raczej powinnam napisać—
Och.
Trochę mnie tu nie było. Studia okazały się w tym semestrze dość potężnym przeciwnikiem, który skutecznie wyeliminował mój czas na jakiekolwiek czytanie, zwłaszcza to produktywne. A i lektura tym razem nie zapowiadała się na lekką, witając mnie 80 obszernymi rozdziałami. Dopiero w połowie opowiadania zorientowałam się, że tak naprawdę rozdziałów miałam około 70 (bez fillerów po aktach i drugiej części, której zdecydowałam się nie dotykać przez brak wpływu na trzon historii), choć i te na swój sposób okazały się momentami... co najmniej wymagające, ale o tym później.
Kim bym była, jakbym nie przyczepiła się do okładki? Zwłaszcza iż w tym przypadku była to pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę. Brak w niej jakiegokolwiek elementu, który zachęciłby mnie do kliknięcia w tytuł; a ten z kolei wskazuje jedynie na uniwersum, z którym będziemy mieć do czynienia. Przynajmniej początkowo, gdyż na koniec okazuje się (dla mnie, niestety, niezrozumiałym) nawiązaniem do literatury. Pomyślałabym nad skierowaniem się do jakiejś okładkowni w celu otrzymania bardziej estetycznej grafiki.
Opis z kolei dał mi już całkiem dobry obraz tego, czego mogłam się spodziewać po treści. Wizja bohatera niewyróżniającego się szczególnym talentem w świecie specyficznie utalentowanych nastolatków nie była czymś nowym, a wręcz przeciwnie. Wciąż jednak mogłam liczyć na to, że jego zdolności będą miały większe znaczenie dla fabuły, niż miało to miejsce w oryginalnym materiale. Zresztą sama zapowiedź Za to wszyscy bez wyjątku kłamią wlała we mnie trochę nadziei związanej z tym, że zostanie mi przedstawiona prawdziwa intryga, która zdoła mnie — jako czytelnika — wciągnąć i może nawet zamydli mi oczy, aby w ostatniej chwili zaskoczyć plot twistem.
Niestety w tym przypadku okłamywałam samą siebie. Ale o tym później, bo wpierw chcę poruszyć kwestię artów, które mnie przywitały. Z uwagi na to, że to fanfiction — wiadomo — było ich dość sporo. Jeżeli jednak mogłabym coś zasugerować: warto byłoby pomyśleć o przerzuceniu fanartów na koniec opowiadania, jako dodatek, gdyż nie sprawdzają się w formie wprowadzenia. Nawet przy ogromnych chęciach nie pamiętałam ani imion, ani cech wyglądu bohaterów z pixelartów. Już samo przedstawienie postaci przy pomocy imienia, nazwy talentu i zbitki kwadratów było ciężkie do przyswojenia, na fanarcie na tym etapie historii czytelnik zwyczajnie się nie skupi. Będzie za to przytłoczony ilością informacji.
I to przytłoczenie nie mija. W moim przypadku trwa niemal do połowy fanfiction – wtedy to niektóre z postaci z wiadomych powodów zaczęły dostawać miejsce na ukazanie jakichkolwiek cech. Gdyby nie to, że jestem recenzentem i czytam na laptopie, najpewniej porzuciłabym opowiadanie po dwóch rozdziałach, przez problem z połączeniem tego kto jest kim, a kim nie jest. Z tego też powodu bardzo prosto było odgadnąć, kto został zamordowany, ponieważ tuż przed akcją pojawiał się akapit mówiący o ofierze coś więcej.
CZYTASZ
Pink Waves |Recenzje|
RandomRecenzje. Analizy. Bullshitting. Nie no, po prostu recki. Witamy Was w miejscu, w którym możecie zgłosić swoje opowiadanie i odczuć skutki tej decyzji. Za bramkami nie ma już powrotu, ani łapania za "cykorołapę", więc lepiej dobrze zapnijcie pasy :...