Jaden
Trzy godziny później wróciłem na miejsce w którym ostatni raz widziałem Grace. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że jednak byłem dla niej zbyt ostry. Przyjechałem wkurzony i nienaumyślnie wyżyłem się na niej. Prawdopodobnie ojciec nazwałby mnie właśnie mięczakiem, ale ja potrafiłem zrozumieć kiedy popełniam błąd i zrobić wszystko, żeby go naprawić. Nie miałem planu działania, nie zastanawiałem się co mam zrobić, przez trzy godziny mogła zajść bardzo daleko, szczególnie jeśli zdecydowałaby się złapać stopa, czego nie radziłbym jej robić wpół nago. Nie wiedziałem gdzie się zatrzymała i czy znowu nie zniknie. Miałem nieodparte wrażenie, że tym razem nie uda mi się już jej odnaleźć. Czułem to w kościach, i nie chciałem, żeby rozpłynęła się w powietrzu zanim nie powiem jej, że nie powinienem był jej tak traktować.
Kilka razy dzwoniłem na numer z którego wcześniej do mnie dzwoniła, ale nie odpowiadała, jeśli zdążyła już wyrzucić kartę mogłem sobie darować jej namierzanie. Przez kolejne pół godziny łaziłem po lesie nawołując ją po imieniu, czułem się jak idiota, którym pewnie byłem.
Wreszcie się poddałem. To nie miało najmniejszego sensu. Musiałem jakoś pogodzić się z tym, że nie wszyscy którzy zasługują na przeprosiny z mojej strony faktycznie je usłyszą. Musiałem wykreślić z mojego życiorysu fakt istnienia tej dziewczyny, zdecydowałem, że zrobię to zaraz po tym jak opowiem o wszystkim Camilli, ona jako jedyna znała całą historię i chyba powinna dowiedzieć się, w jaki sposób wreszcie udało mi się odzyskać moją broń. Nie będzie musiała już kryć mojego zagrożonego tyłka.
Zatrzymałem się przed całodobowym supermarketem czując, że potrzebuję czegoś z kofeiną, żeby nie zasnąć za kierownicą. Dochodziła trzecia i ten zasrany dzień naprawdę dawał mi się we znaki. Może powinienem kupić szampana. W końcu przez to całe zamieszanie nie zdążyłem jeszcze uczcić mojego rozwodu, o który starałem się od kilku miesięcy. Nie czułem jednak jakby było to coś co powinienem świętować. Wolałbym się nie rozwodzić, chciałbym cofnąć się do początku i nie pozwolić, żeby sprawy między mną a Isabellą spieprzyły się aż tak bardzo. Wciąż ją kochałem.
Zakląłem wchodząc do sklepu. Świetlówki jarzyły w oczy tak mocno, że musiałem na chwilę przymknąć powieki. Kiedy wreszcie odzyskałem ostrość widzenia ruszyłem między alejami praktycznie pustego sklepu, rozciągając mięśnie szyi. Kiwałem głową na wszystkie strony szukając czegoś z bąbelkami i kofeiną. Jednej z nielicznych słabości którym się poddawałem: napoi energetycznych. Dawały więcej palpitacji serca niż energii, ale przyzwyczaiłem się do nich tak mocno, że piłem je chyba z czystego uzależnienia. Lodówki z napojami znalazłem na tyle sklepu. Wyjąłem puszkę i przez krótki moment w odbiciu na drzwiach zauważyłem znajomą postać. Odwróciłem się szybko nie mogąc uwierzyć w głupi łut szczęścia. Dziewczyna zniknęła właśnie za kolejnym regałem.
- Grace – wypowiedziałem jej imię na tyle głośno, żeby rozeszło się po całym sklepie. Oprócz muzyczki puszczonej w tle panowała w nim taka cisza, że nie było to trudne.
Przechodziłem obok regałów widząc jak przemyka po drugiej stronie. Cholera, chciała mi uciec. Na szczęście miałem dłuższe nogi. Dopadłem ją prawie przy kasie. Złapałem za jej ramię, zaciskając na nim palce prawdopodobnie trochę mocniej niż to było konieczne.
- Pójść mnie – warknęła, prostując się.
- Puszczę jak porozmawiamy.
- Nie mamy o czym rozmawiać – zauważyła unosząc podbródek. W jarzącym świetle żarówek mogłem dostrzec cienie pod jej oczami, które wydawały się opuchnięte od płaczu. Przechyliłem głowę. Czy to możliwe, że ją skrzywdziłem? Nie mogła aż tak bardzo wziąć sobie moich słów do serca. A jednak właśnie to widziałem teraz na jej twarzy. Zawód.
CZYTASZ
Shameless | Dylogia Less #1 (zakończone)
RomanceOna ucieczkę ma we krwi. On zrobi wszystko żeby ją zatrzymać.