Rozdział 28. Powoli chyba zaczynałam go lubić.

181 14 6
                                    

Siedzieliśmy w małej, przydrożnej knajpce utrzymanej w stylu typowego, męskiego pubu, w którym podawało się hektolitrami piwo oraz whisky. Drewniana podłoga trzeszczała przy każdym kroku. Na ścianach wyłożonych ciemną boazerią wisiało wiele zdjęć, plakatów i ozdób, które zupełnie do siebie nie pasowały. Czarny, świecący blat, przy którym barman nalewał alkoholowe trunki, był otoczony mężczyznami w różnym wieku, którzy pili piwo z kufli i rechotali na cały głos. Kelnerki krzątały się między nimi i podawały głodnym gościom typowe, regionalne dania. Razem z Douglasem rozsiedliśmy się naprzeciwko siebie na krzesłach, które wyściełane były czerwonym materiałem w szkocką kratę i czekaliśmy, aż blondyna zbliżającą się do trzydziestki przyniesie nam nasze drop scones. Prychaliśmy pod nosami z durnych historyjek mężczyzny, który siedział niedaleko nas ze swoim kolegą.

– Ciszej się śmiej, bo zaraz możemy mieć kłopoty – szepnęłam, nachylając się w jego stronę. – Gość wypił już tyle piwska, że zaraz mu brzuch pęknie albo przypierdoli się do kogoś o byle gówno. Obstawiam to drugie i tym kimś będziesz ty, bo siedzisz blisko niego.

– Obronisz mnie przed nim – puścił mi oczko i zaczął siorbać swoją herbatę.

– Oczywiście, jak tylko będzie miał jakiś problem, to wyzwę go na bitkę na gołe klaty na parkingu – parsknęłam śmiechem i zakryłam usta dłonią, którą blondyn szybko odciągnął.

Jasnowłosa przyniosła do stolika nasze pulchne placuszki obsypane cukrem pudrem oraz przyozdobione lekko przybrązowionym już bananem. Czując zapach jedzenia, głośno zaburczało mi w brzuchu, na co tylko chłopak zareagował krótkim śmiechem.

– Gdybyś również tyle czasu latał z nami po sklepach, też by ci tak burczało w brzuchu, nie śmiej się.

– Uwierz mi, że doskonale znam szał zakupowy z Veronicą. Smacznego, rudzielcu.

– Nawzajem, blondasku.

Ukroiłam spory kawałek placka i włożyłam sobie go do ust, który momentalnie zaczął się rozpływać.

– O mój Boże, jakie to jest smaczne – wymamrotałam z pełnymi ustami, na co Graham zareagował szerokim uśmiechem. – Serio, nigdy nie jadłam niczego równie puszystego i smacznego.

– Mówiłem. Ja się nigdy nie mylę.

– No czy ja wiem? – Zmarszczyłam nos, biorąc kolejnego gryza. – Na bank znalazłoby się coś. Mam ci przypomnieć?

– Obędzie się – machnął widelcem w moją stronę.

Przez to, że byliśmy niesamowicie głodni (w szczególności ja), to nasze placuszki zniknęły z talerzy w ciągu nieco ponad pięciu minut. Po wypiciu swojej herbaty z imbirem i miodem osunęłam się z krzesła, poklepałam się po brzuchu i patrzyłam na ciemnookiego, który dopijał swój ciepły napój z miodem.

– Czegoś potrzebujesz? – Zapytał, unosząc brew.

– Nie, dlaczego pytasz?

– Bo się gapisz – prychnął.

– Gapię się, bo mam oczy – odpowiedziałam. – Już ty wydajesz się ciekawszy niż banda brodatych gości w skórach z piwnymi brzuszyskami.

– Uroczo. Pogadajmy o czymś ciekawym – powiedział, odstawiając czerwony kubek z logiem pubu na stół.

– O czym dokładnie?

– Kontynuujmy naszą grę – zaproponował. – Spędzamy ze sobą ostatnio strasznie dużo czasu, a gówno o sobie wiemy.

– Ja wiem dużo o twojej osobie – mruknęłam, skubiąc serwetkę.

– Co na przykład?

– Na przykład, że masz brata dupka i sam nim przy okazji jesteś.

Go away with Our Song [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz