CELEST
Moje oczy były opuchnięte od płaczu, ale jakoś udało mi się to zakryć i wrócić na lekcje. Byłam zła na siebie, że zgubiłam ten naszyjnik, który został mi po ojcu. W talizmanie było właśnie nasze zdjęcie gdy tata trzymał pięcioletnią mnie i unosił tak jakbym była samolotem. Miałam go w plecaku gdy ta blondynka wysypała mi całą jego zawartość. Musiał gdzie się osunąć, ale nigdzie go nie znalazłam gdy później korytarz był pusty. Spytałam się pani woźnej czy przypadkiem go nie znalazła, kobieta niestety nie widziała naszyjnika, ale obiecała, że go poszuka.
Przyszłam na drugą lekcje, która okazała się historią. Nauczyciel oczywiście wypytał mnie o wszystko czyli na jakich podręcznikach pracowałam, jakie tematy przerabialiśmy i jakie mniej więcej miałam oceny. Oczywiście życzył mi na koniec przyjemnej nauki w tej szkole, ale dla mnie już pierwszy dzień był do bani.
Kolejne lekcje mijały dość szybko. Ostatnie co mnie dziś tutaj czekało to WF, za którym za bardzo nie przepadałam.
Gdy weszłam do szatni dostrzegłam już w środku sporo dziewczyn. Zajęłam pustą szafkę i włożyłam do niej plecak zaczynając się przebierać w odzież sportową. Włożyłam na siebie czarne leginsy i białą koszulkę. W pełni gotowa ruszyłam na sale sportową gdzie usiadłam na trybunach i czekałam na nauczyciela.
Nagle ktoś się do mnie dosiadł. Dziewczyna miała brązowe włosy związane w wysokiego kucyka, a jej oczy były koloru niebieskiego. Była ubrana podobnie jak ja.
— Hej. Jestem Veronica — podała mi swoją dłoń, którą z uśmiechem na ustach przyjęłam.
— Celest.
— Jak się czujesz w naszej szkole? — zadała pytanie, ale moje myśli nagle zaczęły wirować gdy zobaczyłam chłopaków wchodzących na boisko. Wszystko by było w porządku gdybym nie zobaczyła tych brązowych włosów i czarnych tęczówek przeszywających moje ciało. Czarny odcień przyprawiał mnie o dreszcze tak samo jak każde spotkanie z nim. Najpierw las potem cmentarz, a teraz chodzi do tej samej szkoły co ja — To Valentino Vittore — nagle odwróciłam głowę w jej stronę słysząc jej głos.
— Hę?
— Chłopak na którego patrzysz to Valentino — mój wzrok ponownie spoczął na chłopaku, który odbijał piłkę do kosza wygłupiając się z resztą chłopaków. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam ponieważ odwrócił wzrok w moją stronę i tak po prostu się uśmiechnął puszczając mi oczko — Znasz go? — spojrzałam na Veronice.
— Wczoraj pomógł mi gdy zgubiłam się w lesie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Nie chcę być nie miła, ale lepiej uważaj na niego. To nie jest typ dobrego chłopaka. Valentino Vittore to samo zło.
Valentino Vittore to samo zło.
— No dziewczęta koniec obijania! Zbiórka! — trenerka weszła na boisko, a reszta dziewczyn ustawiła się w szeregu gdy kobieta sprawdzała obecność. Ciągle miałam w głowie słowa Veronici. Dlaczego tak powiedziała na jego temat? Dlaczego tak uważała? Nie będę się z nią sprzeczać ponieważ zna go dłużej niż ja jednak cząstka mnie czuła, że dziewczyna ma racje. Druga część natomiast widziała chłopaka z moich snów, który codziennie witał w mojej głowie od dwóch lat. Dziwny zbieg okoliczności. Przynajmniej wiem jak brzmi jego imię.
CZYTASZ
When Night Comes
RomanceDziewczyna o białych jak śnieg włosach oraz zielonych jak gęsty las oczach zwała się Celest. Nigdy nie pragnęła być w centrum uwagi innych, ale miała jedno marzenie, o którym myślała od pięciu lat, a mianowicie pragnęła spokoju. Po śmierci ojca, mat...