Rozdział 4: Atak paniki

727 39 2
                                    

Cały gabinet wyglądał na bardzo czysty i poukładany. Niska kobieta o blond włosach i w białym tiulu obok badała mi ciśnienie. Było ono w normie. Następnie sprawdzała mi gorączkę i inne takie. Jednak byłam w pełni zdrowa. Pani Emilia nie wiedziała dlaczego miałam taki atak. Ja sama tego nie wiedziałam.

Podczas tego transu czułam się jak bym była po drugiej stronie świata. Dosłownie po drugiej stronie. Spojrzałam na swoje nadgarstki, na których widniały siniaki jak po skórzanych pasach takich jak w moim koszmarze. Oczy miałam podpuchnięte od płaczu, a ręce dalej mi drżały. Wyglada na to, że to się wydarzyło naprawdę.

Przerażał mnie sam fakt, że jest możliwość, że to jakieś wspomnienie, którego nie pamietam, a teraz wróciło do mojej głowy. Jednak siniaki były świeże, tak samo jak łzy.

Zaczynały się z mną dziać dziwne rzeczy, których nie potrafiłam wytłumaczyć.

— Wypiszę ci skierowanie do lekarza byś się przebadała — powiedziała kobieta siadając by swoim biurku i pisząc coś na białej kartce — Ja nie widzę żadnych niepokojących rzeczy jednak nie zaszkodzi się przebadać. Lepiej mieć pewność — uśmiechnęła się do mnie serdecznie co odwzajemniłam.

Po chwili z kartką w dłoni oraz plecakiem opuściłam gabinet pielęgniarki. Przy drzwiach czekała już na mnie Veronica siedząc na ławce. Gdy tylko mnie zobaczyła wstała na równe nogi i podeszła do mnie, a następnie mnie przytuliła.

— Strasznie mnie wystraszyłaś — powiedziała odrywając się od mnie — Co ci powiedziała pielęgniarka?

— Dostałam skierowanie do lekarza na badania...

— Jesteś chora?

— Pani mówi, że nie wykryła niczego przerażającego. Po prostu dla pewności muszę się zbadać — powiedziałam i wspólnie ruszyliśmy korytarzem między klasami.

— Może odwieść cię do domu?

— Dam sobie radę. Ty wracaj na lekcje — uśmiechnęłam się co odwzajemniła, a następnie przytuliła mnie na pożegnanie i pobiegła do sali gdzie trwała właśnie lekcja fizyki.

Ruszyłam w stronę wyjścia z szkoły. Napisałam mamie SMS, że dziś będę wcześniej w domu i później pogadamy. Rodzice byli w pracy więc będę sama w domu.

Droga zajęła mi około dwudziestu minut. Gdy stanęłam przy drzwiach by przekręcić klucz w zamku. Kątem oka dostrzegłam zakapturzoną postać stosującą po drugiej stronie ulicy. Po posturze można było rozpoznać, że to mężczyzna. Wpatrywał się w mnie jednak nie dostrzegłam jego twarzy. Szybko otworzyłam drzwi i wbiegłam do domu zamykając płytę na klucz. Szybko podbiegłam do okna by zobaczyć, czy postać nie poszła za mną jednak jej nie dostrzegłam.

Zniknęła.

Moje ręce wciąż się trzęsły od tych wszystkich emocji. Co się z mną do cholery działo. Zaczęłam mieć jakieś zwidy do jasnej cholery! Jeszcze się okaże, że mam jakąś pierdoloną Schizofrenie. Usiadłam na zimnej podłodze opierając się o białą ścianę w salonie i przysunęłam do siebie kolana opierając na nich drżące ręce, a dłonie przyłożyłam do swojej zapłakanej twarzy. Ta nie wiedza co się z mną działo dobijała mnie i to cholernie mocno. Zaczynałam się bać o samą siebie i o innych. Moja babcia gdy była młodsza od mnie o jakieś dwa lata miała te same objawy co ja, a gdy jej mama, a moja prababcia zapisała ją do lekarza okazało się, że choruję na Schizofrenie. Jest to choroba psychiczna o stopniowym przebiegu. Widzi się rzeczy, których nie widzi nikt inny. Szepty, koszmary i krzyki w głowie tej osoby nie dają jej spokoju. Gdy moja babcia zaczęła brać leki zaczęło się poprawiać jednak pewnego dnia nie wzięła ich ponieważ zaczęła się po nich źle czuć, a wtedy w szkole rozpętało się istne piekło. Zaatakowała ucznia myśląc, że to zjawa, która przyszła odebrać jej życie. Chłopak trafił do szpitala z raną kutą nożem. Na szczęście przeżył jednak moją babcie zabrali do psychiatry. Po wielu latach zaczęło się jej układać i tak o to znalazła mojego dziadka i razem się wspierali.

When Night ComesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz