Rozdział 10: Zemsta

548 36 2
                                    

VALENTINO

Rewanż to coś co uwielbiałem robić czy była noc czy dzień. Zemsta to potrawa, która najlepiej smakuje na zimno, była ogromnym skurwysyństwem co jak się składało ja także. Jedno wiem na pewno: rozliczenie było największym sukcesem.

Szedłem ciemną uliczką w stronę parku. Słońce już zaszło, a mrok przysłonił blask księżyca. Byłem wściekły chodź próbowałem panować nad emocjami. Wiele by było można o mnie powiedzieć, ale o kontroli nie wiedzieli nic. Bo kontrola była u mnie poszarpana, a gdy chodziło o nią, wtedy całkowicie jej nie miałem.

Gdy wyciągnąłem Celest z płonącej sali, karetka pogotowia już czekała. Nie obeszło się bez wściekłości naszego nauczyciela oraz dyrektora placówki, ale wtedy w ogóle mnie to nie interesowało. Byłem jedynie wpatrzony w ciało dziewczyny, które leżało nieruchome na noszach, a ratownicy wsadzali ją do karetki. I wtedy stało się cos co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi, a mianowicie głosy rodzeństwa mojej śnieżynki, którzy rozmawiali między sobą. I tak o to poprzysiągłem sobie, że jak najszybciej sprawie im ból jakiego nie zapomną przez długie lata.

Idąc chodnikiem usłyszałem głośne rozmowy oraz muzykę paru osób. Wcześniej dowiedziałem się, że ci skurwiele będą tu dziś wieczorem i jak się okazało nie pomyliłem się. I wtedy zobaczyłem ich. Mirandę oraz Nicolasa Davis. Stali tam głośno się śmiejąc wraz z grupką przyjaciół z naszej szkoły.

Stanąłem z dala od nich, ale tak bym widział ich sylwetki. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i ciągle wpatrując się w ich postacie wybrałem numer chłopaka. Po trzech sygnałach przyłożył urządzenie do ucha, odbierając.

- Tak słucham? - usłyszałem jego głos w słuchawce oraz po środku parku. Nie odzywałem się. Jedynie stałem tam ubrany w czarne jeansy oraz tego samego koloru bluzę. Na głowę natomiast narzuciłem kaptur - Halo? - i po sekundzie się rozłączył jednak nie wiedział, że popełnił ogromny błąd.

Schował telefon do kieszeni kurtki i w akompaniamencie głośnego śmiechu wziął łyk piwa. Ponownie wybrałem jego numer.

- Do kurwy nędzy znów! - jego podniesiony głos rozbrzmiał wśród drzew.

- Powiedz, że pomyłka.

- Słucham? - tym razem odczekałem chwilę, a następnie mój głos rozbrzmiał do słuchawki.

- Nie ładnie tak przeklinać chłopczyku.

- Kim ty do jasnej cholery jesteś? - na rozbrzmienie jego słów mój prawy kącik ust uniósł się do góry ponieważ dawało mi to cholerna satysfakcje.

- Kimś z kim nie powinieneś zadzierać Nicolasie - wpatrywałem się w jego postać, a gdy zaczął się rozglądać głośno się zaśmiałem do słuchawki. Nawet z tej odległości czułem jego szybkie bicie serce oraz przyśpieszony oddech co oznaczało, że zaczynał się bać. I bardzo słusznie z jego strony ponieważ mnie powinno się bać. Tylko widocznie niektórzy jeszcze tego nie doświadczyli, ale ja im pomogę to przeżyć.

- Jeśli jesteś taki chojrak to pokaż się i załatwimy to twarzą w twarz - jego głos zadrżał przy wypowiadaniu tych słów. Ponownie się zaśmiałem jednak zanim się odezwałem odczekałem chwile.

- Właśnie na tym polega gra. Najgorszy jest lęk przed czymś, czego nie potrafisz nazwać.

Ponownie się obrócił myśląc, że może mnie dostrzeże, ale jestem ogromnie ciekaw czy podszedł by do mnie. Jednak nie dowiemy się tego dopóki to nie nastąpi. Rozłączyłem się , a następnie schowałem telefon do kieszeni spodni. Natomiast wyciągnąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego w ustach. Od razu zaciągnąłem się nikotyną, a następnie dym wyszedł z moich płuc. Obserwowałem rozgrywająca się przed mną scenę, jak chłopak mówi o wszystkim swoim przyjaciołom, a ja coraz bardziej się uśmiechałem dobrze wiedząc, że szybko mi się to nie znudzi.

When Night ComesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz