CELEST
Minął tydzień od minionych wydarzeń, a ja w końcu mogłam wyjść na zewnątrz z dala od domu. Dziś był pierwszy dzień szkoły od tamtego pożaru, w którym omal nie zginęłam. Wchodząc do budynku Coldwater High School poczułam coś w rodzaju ulgi ponieważ mogłam odpocząć od tego całego chaosu zwany moją mamą. Od kąt wyszłam z szpitala była strasznie nad opiekuńcza co już zaczynało mnie powoli denerwować. Dziś zanim wyszłam do szkoły spytała mnie chyba z pięć razy czy jednak nie chcę zostać w domu ponieważ mogę się źle poczuć, ale zapewniłam ją jeszcze z dziesięć razy zanim opuściłam dom.
Przez ten tydzień było coś jeszcze bardziej jak dla mnie chaotycznego. A mianowicie moje przyszywane rodzeństwo, które ani razu mnie nie zwyzywało, wyśmiało ani nawet nie kazali mi sobie usługiwać. Jednak wciąż bałam się jakiegokolwiek kontaktu z nimi po tym co mi zrobili. Zamknęli mnie w sali gdzie wybuchł pożar. Zostawili mnie tam. Porzucili na....śmierć. Mogłam tam zginąć gdyby nie....
Valentino Vittore mnie uratował. Wbiegł tam i pomógł mi chodź nie musiał. Ryzykował własne życie dla mnie. Nie mogłam uwierzyć gdy lekarz mi o tym powiedział. Z tego co wiem to wbiegł do płonącej sali dosłownie w kilka sekund po czym wybiegł z niej także w mgnieniu oka. Nie mogłam pojąć tylko jak zrobił to tak szybko. Widziałam nagrania, które nagrali uczniowie. Jego cała akcja trwała dosłownie minutę. Ostatnie co wtedy pamiętałam to to, jak wziął mnie na ręce. Chciałam mu podziękować, że mnie uratował, ale od tamtej pory go nie widziałam. Dzwoniłam, pisałam, ale nic. Dziś w szkole też go nie widziałam, a zawsze jak ja przychodziłam to on już był wraz z swoimi kolegami, a dziś w ogóle go nie widziałam. Może to głupie, ale martwiłam się o niego.
Podeszłam do swojej szafki i zdjęłam plecak z ramienia po czym zaczęłam wkładać do niej niepotrzebne książki.
- Co tam paskudo?! - nagle moja szafka się zamknęła, a na drzwiczkach zobaczyłam dłoń. Mój oddech przyśpieszył ponieważ wiedziałam czyj to głos - Gdzie Valentino?
- N-nie wiem - zająknęłam się, a mój plecak spadł na ziemię ponieważ jednak z dziewczyn wyrwała mi go z ręki i wysypała zawartość.
- Oj dobrze wiesz. Widziałam was razem i wiem, że coś was łączy.
- T-t-to nie prawda...
- T-t-t-to nie prawda - Melody zaczęła naśladować mój głos przez co parę osób dookoła zaczęła się śmiać. Moje poliki zrobiły się czerwone z wstydu, a oddech zaczął mi ciążyć na piersi - Paskudna i do tego jąkała! - głośny śmiech rozbrzmiał w moich uszach, a moje oczy zrobiły się szklane. Poczułam się upokorzona, a najgorsze było to, że nie wiedziałam dlaczego mnie nienawidzą.
- Cortez, pięć kroków do tyłu. Już - nagle obok mnie rozbrzmiał pewien głos, ale nie mogłam go rozpoznać. Czułam przy sobie chłód i obecność kogoś innego. Ciążyło mi to.
- Nie będziesz mi rozkazywał...
- Owszem będę, a tobie radzę się od niej odsunąć i zostawić ją w spokoju. Bo inaczej będę zmuszony powiedzieć o wszystkim Valentino, a dobrze wiesz, że lepiej go nie złościć bo może się to źle skończyć - zerknęłam kątem oka na chłopaka i dopiero gdy się mu przyjrzałam wiedziałam kim był. To Raphael, przyjaciel Valentino. Tylko dlaczego stawał w mojej obronie? - Liczę do trzech, a potem ma cię tu nie być - wszystkie trzy dziewczyny spojrzały na niego lekko przerażone, a on znów się odezwał - Jeden... dwa... - przyjaciółki spojrzały na mnie przelotnie i odwracając się za siebie ruszyły zostawiając nas bez żadnego słowa - Trzy.
- Dziękuję - powiedziałam lecz nie odważyłam się odwrócić ponieważ nie chciałam by ktokolwiek zobaczył moje łzy.
- Spoko śnieżko - jego ręka wylądowała na moim karku, a twarz zbyt niebezpiecznie zbliżyła się do mojej - Posłuchaj, gdybyś potrzebowała pomocy to śmiało do mnie wal. Rozumiesz?
CZYTASZ
When Night Comes
RomanceDziewczyna o białych jak śnieg włosach oraz zielonych jak gęsty las oczach zwała się Celest. Nigdy nie pragnęła być w centrum uwagi innych, ale miała jedno marzenie, o którym myślała od pięciu lat, a mianowicie pragnęła spokoju. Po śmierci ojca, mat...