Rozdział 21: Zabawa

119 12 0
                                    

VALENTINO

Czułem jak moje ciało buzuje się w środku z wkurwienia. Nie wiem jak do tego mogło dojść ale przysięgam, że pozabijam wszystkich, którzy stali z skrzywdzeniem mojej śnieżynki. Gdy Celest była wciąż nieprzytomna pod okiem Azary zebrałem chłopaków i postanowiłem wdrążyć swój plan zemsty.

- Idziemy - powiedziałem wskazując na drzwi wyjściowe z baru. James wraz z Raphaelem wstali z krzeseł i ruszyli za mną do wyjścia.

- Jaki masz plan? - usłyszałem głos blondyna, który był po mojej prawej.

- Pozabijać ich wszystkich - warknąłem szukając w kieszeni kluczyków od samochodu. Nie miałem pojęcia dokąd mogła pójść Crystal ale zamierzałem sprawdzić wszystkie pieprzone miejsca w tym mieście.

- Dobra zaczynamy od dziewczyny, ale gdzie ona w ogóle może być?

- Chyba wiem - spojrzałem na Raphaela, który zajmował tylne siedzenia, a ten wskazał głową kierunek na przeciw auta.

Poszło szybciej niż myślałem.

Przed nami szła kuzynka Azary. Pewnie zamierzała dziś pracować jak gdyby nigdy nic. Pewnie nawet nie podejrzewała, że o wszystkim wiemy dlatego czuła się bezpiecznie idąc swobodnie do pracy.

Wyszedłem z auta w szybkim tempie, a następnie z nadludzką prędkością ruszyłem w stronę dziewczyny. W mgnieniu oka złapałem ją od tyłu i zaśliniłem dłonią usta.

- Zabijesz ją tutaj stary?

- Pokaże nam gdzie jest Vincent - odezwałem się czując jak dziewczyna zaczyna się szarpać, ale w żadnym stopniu nie dorównywała mi siłą - Prawda Crystal? - po tych słowach mocno uderzyłem dziewczynę w głowę, a ona po chwili straciła przytomność - Otwieraj bagażnik.

- Robi się - James zasalutował i otworzył tylnią klapę mojego Doga.

- Zabawę czas zacząć.

***

Wjechaliśmy do lasu gdzie umówiliśmy się z Vincentem z komórki Crystal. Napisaliśmy wiadomość, że musi się ona z nim szybko spotkać jednak nie spodziewa się, że zastanie tam również nas. Wyszliśmy z samochodu zabierając dziewczynę z sobą i ruszyliśmy do pustostanu, gdzie mężczyzna już za pewne czekał.

- No w końcu. Ile można na ciebie czekać - jego głos dostał się do moich uszu, a na ustach uformował się szeroki uśmiech. Kazałem zostać chłopakom przed wejściem by ich nie wyczuł.

- Wybacz moje spóźnienie - odezwałem się wreszcie stając z nim twarzą w twarz - Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw przed spotkaniem z tobą.

- Gdzie jest Crystal?

- Wybacz ale nie jestem jej sekretarką - odparłem dotykając ściany, z której schodziła ostatnia warstwa farby.

- W takim razie, jak twoja laleczka kochasiu? - zaśmiał się próbując obrócić sprawy na swoją korzyść, jednak to ja posiadałem coś na czym mu zależało - Jeszcze żyje?

- Ma się wspaniale Vincencie - odparłem z uśmiechem na ustach, a następnie dałem znak chłopakom by weszli do środka z młodą czarownicą - Ale twoja niezbyt - tym razem to ja głośno się zaśmiałem widząc jego przerażona twarz. Mężczyzna ruszył w stronę dziewczyny jednak James był szybszy przykładając mały sztylet do jej gardła.

- Jeszcze jeden krok, a odetnę jej łeb.

Wycofał się.

- Próbujesz teraz mnie ograć bym zostawił twoją śnieżynkę w spokoju - powiedział chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- I chyba idealnie mi to wychodzi.

- I tak ją zabije - odpowiedział opierając się na starym stole postawionym w koncie.

- Więc ja zabiję ją - po tych słowach ruszyłem w stronę czarownicy wyrywając sztylet z ręki przyjaciela. Zamachnąłem się pragnąc przeciąż jej szyję.

- NIE!

- Za późno.

Po tych słowach zrobiłem coś czego w ogóle nie żałowałem. Przeciąłem kręgi szyjne czarownicy, a jej głowa bezwładnie poleciała do moich stóp. Byłem zadowolony, że to ja sprawiłem, że Vincent się załamał.

- Mogłeś z mną nie igrać Vincencie - spojrzałem na jego twarz, która wydawała się pusta jednak ból w oczach go zdradził - Mogło się to skończyć inaczej.

- Pożałujesz tego Vittore.

I już go nie było.

***

Następnego dnia nie poszedłem do szkoły ponieważ wciąż szukałem Vincenta, który przepadł jak kamień w wodę. Nie miałem bladego pojęcia gdzie może być i co planuje. Mój ruch gdy zabiłem tamtą młodą czarownice, rozwścieczył go, a on jest zdolny do wszystkiego.

Siedziałem w barze u Azary wraz z Raphaelem ponieważ James pilnował Celest. Nie mogłem zostawić jej samej gdy ten skurwiel wciąż gdzieś grasuje.

- Znajdziemy go - głos przyjaciela przerwał moje myśli sprawiając, że spojrzałem w jego stronę.

- Niby jak? Już nie mam pomysłów - odparłem, pijąc whiskey z lodem, którą i tak na mnie słabo działa pomimo zaklęć czarownicy.

- On nie wytrzyma długo w ukryciu. Zobaczysz, za niedługo się pokaże.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz dostrzegając imię drugiego przyjaciela. Odebrałem przykładając komórkę do ucha.

- Czego?

- W szkole panuje chaos - jego głos zdawał się być zdenerwowany.

- Co masz na myśli?

- Mam na myśli Vincenta - wytłumaczył, a w mnie aż się zagotowało - Przyjeździe tu jak najszybciej.

- Już jedziemy - powiedziałem i się rozłączyłem.

- Co się stało?

- Vincent wrócił.

***

Dziś będzie jeszcze jeden rozdział!

Do później śnieżynki <3

When Night ComesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz