Rozdział 26

16 1 0
                                    


Marek czekał na moim podjeździe, a jego mina nie wróżyła nic dobrego, przez co obawiałam się jeszcze bardziej.

Co takiego mógł wiedzieć na temat Harry'ego i Jacksona?

Kiedy tylko mnie zobaczył, od razu ruszył w moją stronę. Zatrzymałam go gestem ręki i pokazałam, żebyśmy nie stawali blisko okna. Nie chciałam, aby Harry nas razem zobaczył, bo tylko wybuchłaby kolejna awantura, której w obecnej chwili najmniej potrzebowałam.

– Jednak wyszłaś... – powiedział cicho.

– Tak, ale ostrzegam cię, że jeżeli jeszcze raz zaczniesz oczerniać Harry'ego, to...

– Ja chcę tylko twojego dobra, Simone. – wtrącił się mi w słowo poważnym tonem. – Zrobisz, jak uważasz, ale zasługujesz na prawdę.

– I co tym razem wymyśliłeś? – zakpiłam. – Że Harry jest płatnym mordercą, który ma mnie zabić na zlecenie swojego ojca? A może jest złym bratem bliźniakiem prawdziwego Harry'ego, który...

– Simone, on i Jackson przyjechali tu limuzyną swojego ojca! – podniósł głos Marek.

– Och, daruj już sobie! – prychnęłam. – Harry przyjechał tu rano swoim samochodem, a potem pojechał po Jacksona i paru innych moich znajomych. Widzisz? Tam stoi jego auto. – wskazałam na czerwony samochód zaparkowany koło mojego garażu.

Marek nieco chyba stracił na pewności siebie, więc zaczął nerwowo przecierać ręce, jakby szukał ostatniego, ratującego go, argumentu. Nagle złapał mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.

– Simone, uwierz mi, proszę! – wołał desperacko, potrząsając mną lekko. – Harry Whites był, jest i zawsze będzie oszustem! Jak cała jego rodzina!

Próbowałam się wyswobodzić z jego uścisku, ale Marek trzymał mnie mocno i kontynuował:

– On cię tylko skrzywdzi, zrozum to wreszcie! On tak naprawdę ciebie nie kocha!

– Co ty wygadujesz?! – krzyknęłam, wreszcie wyrywając się z jego uścisku.

– Błagam, uwierz mi! Wiem to wszystko od Eryka Whites'a! – wyznał. – Harry i Jackson współpracują ze sobą! Jackson przyjechał tu skontrolować Harry'ego, czy ten dobrze wykonuje swoje zadanie od ojca! Oni obydwoje...

– DOSYĆ! – krzyknęłam, zaciskając gniewnie pięści. – Przestań wreszcie kłamać!

– Ale ja nie...

– Przestań! – podeszłam do niego i zaczęłam popychać go agresywnie palcem w pierś. – Jesteś o niego zazdrosny i tylko wymyślasz te bzdury, żeby nas ze sobą skłócić! To ty mnie ranisz i to ty jesteś oszustem!

– Co proszę?! – spytał zdenerwowany.

– Niby udajesz mojego przyjaciela, ale najchętniej zagarnąłbyś mnie tylko dla siebie i zamknął w tej swojej złotej klatce! – wytknęłam mu. – Od zawsze taki byłeś – „idealny Mareczek i idealna Simone"! Nasi rodzice byliby wniebowzięci, gdybyśmy w przyszłości wzięli ślub, ale wiesz co?! Wolałabym umrzeć niż znowu chodzić z takim dwulicowym wazeliniarzem jak ty!

Cała aż drżałam z gniewu, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, których nawet nie zauważyłam. Kiedyś może i coś czułam do Marka, ale teraz było to jedynie obrzydzenie i wstręt.

Jak mógł posunąć się aż do takich kłamstw – on, „święty, najgrzeczniejszy i najlepszy Marek" – i móc tak bardzo ranić moje uczucia?!

– Simone, ja... – odezwał się już spokojniejszym tonem i chciał zrobić krok w moją stronę, ale ja odsunęłam się od niego.

Umówieni [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz