Akademia zakończyła się po dwóch godzinach, więc zostały mi jeszcze cztery do rozpoczęcia gali dobroczynnej moich rodziców. Postanowiłam iść z Roksaną i Olą do naszej ulubionej kawiarni, aby uczcić rozpoczęcie ostatniej klasy liceum.
Plotkowałyśmy o pierwszakach; jak ludzie z naszej klasy się zmienili przez wakacje; trochę o nauczycielach i tak zleciały nam 3 godziny, po których musiałam wrócić do domu.
Niestety tam nie czekało mnie nic dobrego...
- Świetnie! Mogłaś od razu kupić mi różową sukienkę księżniczki w sklepie z kostiumami na Halloween! - oburzyłam się na moją matkę, widząc sukienkę, którą dla mnie kupiła.
Zdecydowanie wolałam nosić obcisłe lub przynajmniej mniej „puszyste i odstające" sukienki, o czym moja mama doskonale wiedziała, ale jak zwykle musiała kupić mi coś, co nie było w moim stylu. Wybrała dla mnie czerwoną sukienkę z długimi rękawami; łódkowym dekoltem; czarnym, wąskim paskiem w talii i rozkloszowanym dołem zrobionym z delikatnej, przezroczystej koronki. Sięgała mi dokładnie za kolana, więc moje łydki były w całości odkryte.
- Nie ma opcji, że w niej pójdę! - protestowałam.
- Simone, nie rób scen. - westchnęła zirytowanym głosem moja mama. - To tylko jeden wieczór, a poza tym chcę, abyś pasowała do mnie i do taty. Mamy się pokazać jako Harrisonowie.
Moja mama zawsze bardzo dbała o wizerunek i swój wygląd, a nawet powiedziałabym, że miała na tym punkcie lekką obsesję. Nigdy nie widziałam, aby jej jasne, blond włosy były w nieładzie albo żeby pod jej stalowo-błękitnymi oczami widniały jakieś wory. Również jej cera była nieskazitelnie gładka i lśniąca, chociaż moja mama dochodziła do 50-tki.
- Mogę założyć jedną z moich innych czerwonych sukni, które są w szafie. - powiedziałam, a moja mama westchnęła ciężko.
- Skarbie, nie dąsaj się tak. Ja mam podobną, a twój ojciec będzie ubrany w bordowy garnitur. Jeśli ją założysz, gwarantuję ci, że będziesz wyglądać olśniewająco! - przekonywała mnie dalej.
Spojrzałam jeszcze raz na sukienkę, a w mojej głowie podświadomie zaczęły układać się sceny, jak wszyscy młodzi biznesmeni i pracownicy mojego ojca zaczynali mnie obskakiwać, prawiąc mi komplementy. Ponadto wyobraziłam już sobie siebie, jak zakładam do niej czarne szpilki i złote dodatki...
- Dobrze, ubiorę ją, ale tylko na ten jeden wieczór. - odparłam. - Jutro każesz panu Jeffreyowi ją oddać.
- Wspaniale! - ucieszyła się moja mama, ujmując moją twarz w dłonie i pocałowała mnie w czoło. - Jesteś idealną córeczką, wiesz?
Po tych słowach wyszła z mojego pokoju, a ja spojrzałam w lustro na szafie.
„Idealna córka"... Ta, na pewno.
Założyłam szybko sukienkę, zrobiłam mój ulubiony makijaż z „kocim okiem" i dobrałam złote dodatki. Postanowiłam założyć długie, zwisające kolczyki oraz naszyjnik ze złotym serduszkiem.
Włosy rozpuściłam, aby swobodnie opadały mi na ramiona i plecy. Ubrałam czarne szpilki i spakowałam do małej, czarnej kopertówki telefon, czerwoną szminkę, lusterko, kilka miętówek i chusteczki.
Jeszcze raz obejrzałam się w lustrze i musiałam przyznać mojej mamie rację - nie wyglądałam najgorzej (chociaż i tak wolałabym założyć jedną z moich długich, wieczorowych sukni).
Wsiadłam z rodzicami do limuzyny i pan Jeffrey zawiózł nas na galę, która odbywała się w jednym z hotelów mojego ojca.
Jeśli kogoś zastanawiałby wygląd Roberta Harrisona (mojego ojca), to wystarczyło spojrzeć na mnie, ponieważ byłam praktycznie jego damską wersją. Odziedziczyłam po nim prawie wszystko - kręcone, ciemne włosy oraz w takim samym kolorze oczy; ciemniejszą karnację i urodę. Był przystojnym mężczyzną, chociaż miał trochę krąglejszą figurę i nie wyróżniał się jakoś wzrostem, a w dodatku był już po 50-ce.
CZYTASZ
Umówieni [ZAKOŃCZONE]
RomantizmCliché romans, ale czy na pewno? Ona - idealna córka, utalentowana gimnastyczka i szermierka oraz bogata "córeczka tatusia". On - zarozumiały, arogancki i impulsywny student prawa. Tak różni, chociaż znaleźli wspólną cechę - chęć przysporzenia kłopo...