Rozdział 7

144 9 0
                                    

W czwartek rano, dzień przed wigilią Hermiona udała się standardowo do lochów. Dyrektor wezwał ją wczorajszego wieczoru do swojego gabinetu aby zawiadomić ją o przedłużeniu współpracy jej i Snape'a. Przez ostatni atak Voldemorta, który odbył kilka dni temu świat czarodziejów stał się bardziej ostrożny i niepewny dlatego dyrektor postanowił zwiększyć ilość zapasów eliksirów, tak na wszelki wypadek. Hermiona nie była zachwycona tym pomysłem ale wiedziała, że to kwestia czasu aż się przyzwyczai. Czekał ją ciężki i jak podejrzewała humorzasty poranek ponieważ to było jej pierwsze spotkanie z profesorem po całej tej sytuacji. Kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Równo o ósmej rano zapukała do drzwi.

—  Wejść.  — usłyszała jego głos po drugiej stronie.

Weszła do klasy, zamknęła drzwi i podeszła do biurka przy którym siedział Snape sprawdzając eseje swoich uczniów. Nie oderwał nosa od rozpoczętej pracy, po prostu ją zignorował i działał dalej. Ona natomiast wciąż stała przed biurkiem, nie wiedząc jak się zachować. Po paru minutach znudziło jej się stanie w jednym miejscu więc wzięła swoją torbę i ruszyła do swojego stanowiska. Tym razem Snape zareagował.

  —  Wydaje mi się, że nie wydałem ci polecenia żebyś poszła do swojego stanowiska.

  —  W zasadzie to nie powiedział pan nic na mój widok więc pomyślałam, że może nie zauważył pan jak weszłam do klasy.

  —  Bardzo dobrze wiedziałem kiedy weszłaś, twoich bujnych kłaków nie da się nie zauważyć.

—  Och, dałby pan spokój.

—  Miałaś już dawno coś z nimi zrobić, mówiłem ci o tym. Nie posłuchałaś mnie.    — powiedział rozgniewany.

—  Może mi pan wierzyć lub nie próbowałam coś z nimi zrobić ale od ciągłego grzebania w kociołku nie mogę ich całkowicie okięłznać. Wydaje mi się, że wie pan coś na ten temat więc dziwi mnie to, że zwraca mi pan uwagę akurat o coś takiego. —  mruknęła posępnym głosem dziewczyna, wracając przed biurko.

Snape spojrzał na nią, zwężając swoje czarne oczy.

—  Dlaczego nie pomyślałaś o jakimś zaklęciu?

—  Próbowałam jednego czy dwóch ale działają za krótko.

—  Zrób coś z tym Granger i bierz się do roboty. Nie będziemy marnować więcej czasu na jakieś pogaduszki.

—  Może mi pan z tym pomoże? Będzie szybciej i zdążymy zrobić więcej..

Wiedziała, że postawiła go w dziwnej sytuacji, sama czuła się nie komfortowo ale prawda była taka, że chciała aby się trochę rozluźnił i nie myślał o tej sytuacji z nią w roli głównej.

—  Czyś ty oszalała? Nie jestem jakimś cholernym fryzjerem! — powiedział podniesionym głosem, wstając z krzesła.

— Tylko jedno zaklęcie, napewno pan jakieś zna wkońcu jest pan tak wielkim czarodziejem..

  —  Nie bierz mnie pod włos, Granger. — warknął i po chwili dodał:

—  Poczekaj chwilę.

Hermiona spełniła jego polecenie. Wyciągnęła różdżkę, którą skierowała w kierunku krzesła stojącego nieopodal i powiedziała, wykonując ruch w powietrzu:

—  Mobiliarbus!

Krzesło uniosło się odrobinę w górę i poszybowało przez klasę w jej stronę. Kiedy mebel był już naprawdę blisko niej i biurka Snape'a dodała:

—  Finite Incantatem.

Owe krzesło spadło z lekkim łoskotem na ziemię. Zadowolona dziewczyna przysunęła krzesło bliżej biurka i na nim usiadła. W tym samym momencie boczne drzwi się otworzyły i do środka wszedł Snape, powiewając swoimi czarnymi, obskórnymi szatami na boki.

—  Co to był za hałas? Nie chciało się ruszyć tyłka po krzesło, co? — zapytał z nutką rozbawienia w głosie.

— Taak, czasami tak mam.. ale nawet nie wie pan jak bardzo jestem wdzięczna za magię. Tyle dobrych rzeczy się dzięki niej wydarzyło.

—  Magia jest piękna sama w sobie ale tylko wtedy kiedy odpowiednio się jej używa. Czasami jest zbyt potężna dla naszych ludzkich umysłów przez co nie możemy sobie z nią poradzić. Teraz zajmijmy się twoimi nieszczęsnymi kłakami. Usiądź do mnie tyłem, Granger.

Dziewczyna po raz kolejny tego poranka zrobiła to co kazał jej profesor. Przesunęła krzesło i usiadła tyłem, nie widząc jego osoby. Poczuła jak Snape rozczesuje jej włosy grzebieniem. Robił to bardzo delikatnie, zapewne nie chcąc sprawić jej przy tym bólu. Na myśl o tym, że Snape umie być delikatny zaczerwieniła się lekko. Zawsze uważała go za stanowczego, upartego i silnego mężczyznę u którego nie ma  miejsca w słowniku na słowo delikatny dlatego  była zaskoczona kiedy przejechał palcami przez pasemka jej włosów.

  —  Zwiąż włosy i powiedz kiedy będziesz gotowa.

Podał jej gumkę i związała włosy w niedbałego koka. Po chwili usłyszała tylko jego ciche mruknięcie:

—  Sleekeazy ulizanna. 

Poczuła jak jej kok robi się mocniejszy i bardziej ulizany. Małe kosmyki włosów dzięki temu zaklęciu, ukryły się same bez jej wysiłków na co odetchnęła z ulgą.

—  Wreszcie wyglądasz tak jak należy. — powiedział patrząc na jej fryzurę.

—  I czuję się o wiele lepiej. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego nie piszą o tym zaklęciu w książkach? — zapytała, stając naprzeciwko niego.

—  Ponieważ Granger, to zaklęcie wymyśliła moja matka.

— Och, że też na to nie wpadłam!

—  I nie wpadłabyś, bo przekazała to zaklęcie tylko osobom bardzo jej bliskim a wiedząc, że interesują mnie eliksiry przekazała i mnie. —  powiedział patrząc pustym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie.

—  Hej profesorze? Co dzisiaj mamy do roboty? — zapytała, próbując oderwać jego myśli od tych ponurych wspomnień.

—  Dwa kociołki Felix Felicis, trzy kociołki eliksiru Wiggenowego, antidotum na niepopularne trucizny i wywar żywej śmierci. Co najlepsze Granger mamy się z tym uporać do popołudnia.

Hermiona poczuła dreszcz przechodzący po jej ciele kiedy usłyszała, że mają zrobić wywar żywej śmierci. Po co Dumbledorowi tak okrutne eliksiry?

—  Dlaczego dyrektor chce żebyśmy robili wywar żywej śmierci? Nie rozumiem..

—  Jesteś taka naiwna Granger. Myślałaś, że jak Zakon walczy ze śmierciożercami? Podając im armotencję? Nie bądź śmieszna dziewczyno. To jest walka o śmierć i życie.

—  Tak, wiem ale myślałam, że Dumbledore ma na to jakieś swoje sposoby..

—  Owszem ma i uwierz mi lepiej będzie jeśli nie dowiesz się jakie to sposoby.

—  Ma pan na myśli, że są o wiele gorsze niż wywar żywej śmierci?

—  Nie do końca. Po prostu nie mieszaj się w to i zajmij się wreszcie robotą! Zacznij od jednego kociołka Felix Felicis następnie zrób dwa kociołki eliksiru Wiggenowego i antidotum na niepopularne eliksiry. Ja zajmę się Veritaserum, wywarem żywej śmierci i resztą z naszej listy.

—  Tak jest profesorze. — powiedziała gryfonka poważnym głosem, spoglądając na niego bez cienia uśmiechu.

Hermiona wzięła swoje rzeczy i ze spuszczoną głową w dół poszła do wyznaczonego stanowiska.
Snape był zmieszany. Myślał, że ona wie o tym co robią w Zakonie, że jej powiedzieli, że ich rozgryzła. Podejrzewałby Wesleya o takie zachowanie ale nie ją. Zauważył, że od kilku dni dziwnie się zachowuje. Jest jakaś rozkojarzona, zupełnie jakby była myślami daleko stąd. Nie miał pojęcia jak dotrzeć do tej dziewczyny dlatego stanowiła dla niego wielką zagadkę. Zagadkę, którą chciał rozgryźć za wszelką cenę.

Ostatnie życzenie - SS/HGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz