Uciekł jak parszywy tchórz z własnych komnat. Chwilę po tym co się wydarzyło, ocknął się i wyrzucił ją mówiąc żeby znalazła sobie coś ciekawszego do roboty niż marnowanie jego cennego czasu. Dorzucił też zdanie w stylu "mam dużo ważniejsze sprawy na głowie niż ty, nie chcę cię tutaj widzieć". Zauważył, że po ostatnim wypowiedzianym przez niego zdaniu w jej twarzy coś się zmieniło. Zmarszczyła czoło i zwęziła lekko oczy ale nie wypowiedziała ani słowa. W jej oczach zebrały się łzy ale on nie zobaczył ich spływających po jej policzkach bo szybko wyszedł trzaskając drzwiami. Odczekał chwilę i kiedy zobaczył jej sylwetkę opuszczającą jego komnaty ruszył szybkim krokiem w kierunku wieży astronomicznej. Potrzebował chwili spokoju. Chciał złapać oddech i musiał pobyć sam ze sobą. Jego czarne szaty szeleściły kiedy pędził i nie zwalniał tempa. Dotarł na sam szczyt. Położył dłonie na barierce i spojrzał w gwieździste niebo, uspokajając przy tym swój szybki i nierówny oddech spowodowany nagłą, niespodziewaną aktywnością. Czuł się bezpiecznie. Sam w ciemności, która pochłaniała go całego. Nie tylko od zewnątrz ale i od wewnątrz lecz nikt o tym nie wiedział. Nikt poza nią. Dlatego uciekł. Uciekł od odpowiedzialności i miłości, którą ktoś chciał mu dać bo prawda była taka, że Severus Snape nie był zdolny do miłości. Nie ważne jak bardzo był jej spragniony. Nie umiał kochać.
*
(Dwa dni później)
Hermiona nie powiedziała nikomu o swojej ostatniej wizji, nawet dyrektorowi. Była pewna, że dyrektor i tak dowie się wszystkiego od Snape'a dlatego milczała. Mimo, że mistrz eliksirów zranił ją ostatnim razem i tak postanowiła działać. Nie ze względu na swoją chorą fascynację i zauroczenie tylko ze względu na jego osobę. Przecież on też jest tylko człowiekiem i żaden człowiek nie wytrzymałby takiej presji jaką miał na sobie on. Dlatego tak go podziwiała. Wielu na jego miejscu po prostu by się poddało a on dalej walczył. Za wszystkich. Hermiona znała tylko część jego historii ale nie chciała nawet myśleć o tych częściach, których nie znała. Zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie są brutalne. Miała mniej niż tydzień na to aby pożegnać się z przyjaciółmi tak żeby się nie zdradzić. Inaczej jej plan legnie w gruzach, czego bardzo by nie chciała. Zamierzała udawać. Chciała omamić samego Voldemorta tak aby jadł jej z ręki. Jeśli tego dokona będzie nietykalna i będzie miała ogromną władzę. Wtedy uratuje Severusa i innych. To jedyny sposób na uniknięcie ofiar w postaci jej przyjaciół. Była ciekawa co planuje Snape. Miał przyprowadzić ją do Voldemorta więc sam też musiał mieć już jakiś plan. Tym razem ona go wyprzedzi. Sama odda się w jego ręce...
- Hermiono wszystko gra? - zapytał Neville siadając obok niej. - Jesteś jakaś nieobecna.
- Wszystko okej, Neville. Zamyśliłam się.
- Ja kiedy za dużo myślę idę na świeże powietrze obejrzeć rośliny. Może ci też to pomoże, no i możemy iść razem jeśli chcesz.
- Dzięki za radę Neville, skorzystam z niej innym razem. Jak się masz? Jak twoja babcia?
- Z babcią wszystko wporządku a ja często bywam w szkoklnych szklarniach. Polubiłem zielarstwo, wiesz? I często przychodzi tam Luna.
- Pomyluna? - zapytała Hermiona.
- Nie nazywaj jej tak! W zasadzie to jest nawet urocza.
- Przepraszam, Neville. Luna.. Podoba ci się?
Policzki Longbottoma oblał szkarłatny rumieniec. Chłopak odwrócił wzrok.
- N-nie, no.. może trochę. - wyjąkał.
- To nic takiego, Neville, naprawdę. Musisz do niej zagadać!
- Wiesz, że jestem w tym kiepski..
- Dasz radę, skoro tam przychodzi to zacznij mówić na jakiś temat z zielarstwa.
- Dobry pomysł. Dzięki Hermiono! Lecę może ją jeszcze gdzieś złapie. - powiedział i wybiegł z biblioteki ignorując nawoływania bibliotekarki.
Hermiona odłożyła ksiązkę i poszła za śladami swojego kolegi. Udała się do lochów gdzie miała ostatnie popołudniowe zajęcia ze Snap'em. Dowiedziała się tego dziś rano kiedy dyrektor powiadomił ją o tym w liście. Weszła do klasy, w której jak zawsze było pusto dlatego od razu udała się do jego prywatnych komnat. Podniosła dłoń i chciała zapukać ale wtedy usłyszała głosy.
- Severusie, błagam cię. On jest tylko chłopcem..
- Nie przesadzaj Narcyzo, poradzi sobie. - powiedział Lucjusz Malfoy.
- Zobaczę co da się zrobić aczkolwiek sytuacja jest mi dobrze znana.
- Skąd o tym wiesz?
- Czarny Pan mi powiedział.
- Jak to Czarny pan CI powiedział? - zapytał zdzwiony Malfoy.
- Skoro tak.. Teraz wiesz jak poważna jest sytuacja.. - wtrąciła Narcyza.
- Owszem wiem.
- Severusie..
- Narcyzo taka jest wola Czarnego Pana.
- Snape ma rację.
- Wiem ale może mógłbyś coś zrobić.. - powiedziała błagalnym tonem.
- Co masz na myśli?
- Wieczystą przysięgę.
Hermiona rozszerzyła oczy w geście niedowierzania.
- Chyba nie myślisz poważnie Narcyzo! - powiedział starszy Malfoy.
- Jest jego ojcem chrzestnym .. Powinien coś zrobić, samo jego słowo nie wystarczy. Tym bardziej jak jest w łaskach Czarnego Pana..
-Ja też jestem!
- Nie tak bardzo jak on i nie kwapisz się do tego żeby pomóc własnemu dziecku. Chcę go tylko chronić!
- Nie powinnaś tego robić. Dobrze wiesz, że nie można nikomu ufać.
- Jak możesz stawiać swoje jedyne dziecko niżej niż tego parszywego..
- Dosyć! - odezwał się Snape, który od dłuższego czasu był cicho. - Pomogę wam ale robię to tylko ze względu na Draco. Jego dobro też jest dla mnie ważne.
Hermiona usłyszała ciche, poirytowane westchnięcie wydobywającę się z ust Malfoya.
- Wierz mi Severusie gdyby nie moja żona, nie byłoby mnie teraz tutaj.
- Wiem Lucjuszu ale mógłbyś pohamować swoją niechęć w stosunku do mojej osoby, sam wiesz wystarczy jedno momje słowo u Czarnego Pana..
- Możemy przejść do rzeczy? - wtrąciła zniecierpliwiona kobieta.
- Oczywiście. Lucjuszu gdzie twoja różdżkża?
- Tutaj.
W pomiezszczeniu zapanowała cisza. Po kilku minutach odezwał się ojciec Draco.
- Czy ty Severusie Snape przysięgasz w ostateczności skończyć to co nieuniknione?
- Przysięgam.
- Czy przysięgasz zrobić wszystko co w twojej mocy aby utrzymać Dracona Malfoya przy życiu nawet kosztem siebie samego?
Cisza. Cisza pełna napięcia opanowała pomieszczenie, w którym znajdowali się czarodzieje. To napięcie wyczuła nawet Hermiona stojąca za drzwiami, która nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć w to jak nisko cenił siebie Severus Snape dokonując takich wyborów.
- Przysięgam. - powiedział, niepewnym głosem.
Ceremonia zakończyła się. Hermiona czuła ogromną magię, która wisiała jeszcze w powietrzu. Odczuwała to każdym skrawkiem swojego ciała. Mogłaby tam zostać do końca swoich dni, mogłaby żyć tylko magią ale nie mogła być tak egoistyczna. Nie chciała stawać się taka jak Voldemort. Bezduszna, pełna władzy i potęgi. Sławy i chwały na wiele wieków.. ale było coś co ona miała a Voldemort nie. Miłość i przyjaźń. Czarny Pan nigdy nie zrozumie co to znaczy poświęcić się w imię miłości bo sam nie wie co to znaczy kochać. A miłość to największa siła, największa magia w dziejach ludzkości bo właśnie dzięki miłości dokonuje sie największych cudów. I ona chciała to poczuć. Chciała być jego cudem.
CZYTASZ
Ostatnie życzenie - SS/HG
FanfictionSiedziała po jego lewej stronie. Po lewej stronie samego cholernego Lorda Voldemorta. Stojący w drzwiach Severus Snape po raz pierwszy w życiu poczuł się niepewnie. - Spóźniłeś się Snape - warknęła Bellatrix. - Daj spokój, Bello. Siadaj Severus...