Rozdział 7

571 42 5
                                    

*Samanta*
- Sam, odezwij się... - Powiedział nieco ciszej i chwycił dłonią mój podbródek, kierując mój wzrok na jego oczy.

Przez dłuższą chwilę, bez tchu wpatrywałam się w piwne tęczówki których właściciel nawet nie mrugnął. Miałam wrażenie, że spojrzeniem przeczesuje mnie na wylot, po drodze czytając każdą, nawet najmniejszą z moich myśli.

- Przestań! - Warknęłam i obrociłam swoje spojrzenie, kierując je na budynki szkoły.

Jestem pewna, że jeszcze chwile, a obdarzylabym go szerokim uśmiechem mówiąc, że wszystko w porządku.

- Samanta, to był głupi żart! - Krzyknął ku mojemu zdziwieniu z większym oburzeniem, niż jakim kolwiek poczuciem winy.

- Odczep się! - Rzuciłam i zerwałam się z ławki, szybkim krokiem zmierzając do budynku.

Miałam dość, sklamalabym mówiąc ze swoim zachowaniem ani trochę mnie nie zawiódł. Wczoraj mogłabym z ręką na sercu powiedzieć, że nie jest takim dupkiem jak się wydaje, a dziś nazwałbym go zdecydowanie gorzej.
Ominęłam grupkę rozbawionych przyjaciół Briana i weszłam do środka. Cały budynek jak codzień podczas przerwy sniadaniowej świecił pustkami. Ruszyłam w kierunku sali od geografii i opadłam na ławkę, próbując w jakiś sposób się uspokoić.
Dlaczego zawsze muszę sobie robić przed wczesną opinię na czyjś temat, a potem jak zwykle zostać rozczarowana?

- Samanta! - Krzyknęła Rose, a ja podskoczyłam z przerażenia.

No świetnie, jeszcze jej mi tu brakowało...

- Rose! - Krzyknęłam z udawanym entuzjazmem, próbując odtworzyć zachowanie przyjaciółki.

- Nie sądzisz, że postąpiłaś za ostro? - Spytała siadając obok mnie.

- Czy ty się dziewczyno słyszysz?! - Warknęłam z oburzeniem.

Nawet ona jest po jego stronie?

- Podszedł do Ciebie i próbował pogadać, a ty jak zwykle musiałaś zacząć się dąsać.

No nie. Tego juz za wiele.
Nie czekając na jej dalsze wypowiedzi, które standardowo zamieniły by się w rozprawke weszłam do pustej sali i zajęłam swoje miejsce. Miałam gdzieś czy dostanę za to minusowe punkty, po prostu chciałam spokoju i chwili na namysły. Nim się zorientowałam zadzwonił dzwonek, a klasa wypełniła się uczniami.

Kolejne godziny mijały bardzo nudno, właściwie kilka razy przymierzałam się do opuszczenia szkoły ale to nie było by w moim stylu. Kiedy w końcu nadszedł koniec zajęć opuscilam szkole i ruszyłam w kierunku przystanku. Widziałam Rose, która się za mną rozgladala i Briana, który jak zawsze szedł uśmiechnięty ze swoją gromadką kretynów. Nie miałam ochoty rozmawiać z żadnym z nich wiec gdy tylko przyjechał mój autobus, bez zastanowienia zajęłam w nim miejsce.
Po godzinnej drodze byłam już na swojej ulicy, a po paru minutach stałam przed domem. Otworzyłam drzwi i weszłam wprost do siebie, po drodze mimowolnie zaglądając do salonu. Zaraz, zaraz...
Zawrocilam i wbiegłam do pokoju rzucając się w ramiona mojego brata. Zupełnie zapomniałam, że to dziś rodzice i Thomas mieli wrócić z podróży.

- Nic się nie zmieniłaś, dalej wyglądasz jak gowniarz! - Krzyknął rozbawiony chłopak.

- Co ty nie powiesz? - Przewróciłam oczyma, czym sobie zasłużyłam na dźgnięcie w żebra.

Bez dłuższego zastanawiania oddałam mu i tym samym zapoczątkowałam wojnę na "dźgnięcia". Biegaliśmy jak małe dzieci wtykając palce w swoje żebra, gdy z naszej zabawy wyrwało mnie pukanie do drzwi.

- Ja otworze! - Rzuciłam w kierunku brata i ruszyłam na dół, a następnie wprost przez korytarz do drzwi.

Zlapałam za klamkę i w tym samym momencie z mojej twarzy znikł jakikolwiek ślad uśmiechu.

- Brian? - Zmarszczyłam brwi.

- Nie, królewna śnieżka. Nie zapomniałaś czegoś? - Spytał z tym swoim durnym uśmiechem.

Zaczęłam w głowie przeglądać wszystkie swoje rzeczy i próbowałam się domyślić o co mu chodzi, gdy zza pleców wyciągnął mój telefon. Całkowicie o nim zapomniałam, musiał mi wypaść rano w drodze do szkoły.
Szybko wyrwałam mu z dłoni swoją własność i chciałam zamknąć drzwi jednak przeszkodziła mi męska noga która je blokowała.

- Nie sądzisz, że powinnaś mi się odwdzięczyć? - Spytał rozbawiony i zabawnie poruszył brwiami.

- Co proszę? - Warknęłam.

- Myślałem o jakiejś kolacji na mieście.

- Chyba Ci się coś w głowie poprzewracało! - Rzuciłam i ponownie próbowałam zamknąć drzwi jednak wciąż przeszkadzała mi ta cholerna noga.

Nim zdążyłam zareagować, Brian wszedł do środka i przycisnął mnie do ściany. Ręce ułożył po obu stronach mojej głowy, a jego czoło zetchnelo się z moim. Próbowałam się wyrwać ale bezskutecznie, czułam na sobie jego oddech, spojrzenie i obrzydliwy zapach papierosów z jego ust. Nie pewnie podniosłam wzrok i spojrzałam w te piwną otchłań, która ponownie mnie przeszywała.

- Idziemy dziś na kolacje. - Rzucił aż dziwnie za poważnie, wciąż uważnie mi się przyglądając.

- A c-co jeśli nie? - Odpowiedziałam cichutko ledwo mogąc wydobyć z siebie jakikolwiek głos.

Jego spojrzenie było naprawdę paralizujace i odbierało wszelkie podstawowe umiejętności, których człowiek uczy się od dziecka.

- Nic, bo dziś o dwudziestej będziemy siedzieć w moim samochodzie. - Odpowiedział, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.

Cały czas wpatrywałam się w niego próbując cokolwiek wyczytać ale nic nie zauważyłam, po prostu nic. Jego spojrzenie wciąż wbijało się w moje oczy nie dając za wygraną, a mi tym samym odbierając zdolność mowy. Leciutko pokiwałam głową z nadzieją, że skończy mi się przyglądać i wyjdzie, jednak po chwili jego dłoń znalazła się tuż przy moim prawym, zarumienionym policzku i zaczęła wytaczać kółeczka na mojej skórze.

- Zuch dziewczynka! - Rzucił zadowolony z siebie.

Miałam ochotę jak zwykle zgryzliwie odpowiedzieć ale nadal nie mogłam wyrzucić z siebie słowa.
Nienawidzę jak ktoś mi się przygląda, nienawidzę jak ktoś zwraca na mnie uwagę i nienawidzę osobnika który właśnie przede mną stoi.

- Chcę, żebyś wyglądała jak wczoraj. - Wymruczal po chwili, ciągle paraliżując mnie spojrzeniem.

Nie mogłam nic odpowiedzieć, a jego piwne tęczówki wciąż nie dawały za wygraną, gdy nagle usłyszałam głośne chrząknięcie. Obrociłam się w stronę drugiego końca korytarza gdzie właśnie stał mój brat i uważnie przyglądał się Brianowi.

- Thomas? - Rzucił chłopak i odsunął się odemnie, spojrzenie kierując na moim bracie.

- Brian? - Odparł Thom.

Patrzyłam na nich nie wierząc w to co się właśnie dzieje. Skąd oni się znają i dlaczego nic o tym nie wiedzialam, a może mój brat miał z tym wszystkim coś wspólnego?


You are mineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz