*Samanta*
Jak zawsze odpalił samochód i ruszył bez słowa, skupiając się na jeździe. W takiej sytuacji to było bardziej niż denerwujące, bo chętnie zaczelabym się z nim wykłócać ale co mogłam zrobić gdy w tej chwili widział tylko siebie i kierownicę? No właśnie.
Cały czas jechał, i jechał, a ja powoli zaczęłam układać w głowie plan zemsty. Nie lubił gdy zabierałam mu papierosy ale ostatnio przestał je przy mnie palić, nie lubił gdy pokazywałam się z nim przy jego gromadce i... No właśnie!- Brian! - Warknęłam, tym samym powodując ze natychmiast zatrzymał auto i skierował wzrok na mnie.
- Nie rób tak gdy jadę, chyba że chcesz zabić naszą dwójkę! - Krzyknął nieźle wkurzony, na co aż miałam się ochotę uśmiechnąć ale to by zniszczyło cały plan.
- Wstydzisz się mnie? - Spytałam z udawanym smutkiem choć widząc jego zdziwione spojrzenie wiedziałam, że zbliżam się do zwycięstwa.
- Nie. - Odwrócił wzrok i ponownie odpalił samochód.
Musze przyznać, że ten człowiek nie potrafił kłamać albo ja zdążyłam dopiero teraz zauważyć kiedy to robi.
- Mam wrażenie, że mnie oszukujesz. - Oparłam głowę o szybę i zaczęłam na niej malować wzroki paznokciami, chcąc wyglądać na jak najbardziej załamaną.
- Sam, no co ty. - Lekko się uśmiechnął i położył dłoń na moim ramieniu, delikatnie je gładząc.
Teraz juz wiedziałam, że nie ma odwrotu, a mój plan musi wypalić!
- Udowodnij mi to. - Spojrzałam w jego stronę i leciutko się uśmiechnęłam.
- Niby jak? - Parsknął, nie odwracając wzroku od drogi.
- Pojedźmy na imprezę, którę dziś robi jeden z twoich kolegów. - Powiedziałam całkiem poważnie, chociaż dużo mnie kosztowało powstrzymywanie śmiechu, który siedział mi na końcu języka.
- C-co?! - Chłopak spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się duże jak pięcio-złotówki.
Wiedziałam, że uwierzył w mój sztuczny smutek i, że teraz prowadzi wojnę sam ze sobą, no i napewno się zastanawia skąd w ogóle wiem o jakiejś imprezie.
- Rose mnie tam zaprosiła ale wyciagnęłeś mnie na kolacje. - Dodałam po chwili z nie winnym uśmiechem, który miał powstrzymać ten zwycięski.
Może i nie byłam fanką imprez ale tym razem chciałam żeby pożałował swojego zachowania.
- Przecież do Ciebie przyjeżdżam, zabrałem Cie na kolacje i odwiozłem Cie do szkoły. To nie starczy?
- Pokaż mi, że naprawdę się mnie nie wstydzisz przed swoimi znajomymi, a nie przed obcymi osobami. - Odpowiedziałam pewnie siebie.
Jego tłumaczenia tez wzięłam pod uwagę w swoim małym, "szatańskim" planie wiec miałam kilka wersji, którymi zmusze go do tej imprezy.
Juz czekałam na kolejne słowa z jego ust, gdy nagle gwałtownie zawrócił i ruszył w przeciwnym kierunku.- Zadowolona? - Spytał ozięble, kierując się w stronę domówki.
- Nawet nie wiesz jak. - Odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, który był wywołany moim małym zwycięstwem.
Następną cześć drogi spędziliśmy w ciszy, on wyraźnie zdenerwowany, a ja radosna jak nigdy. Właściwie myślałam, że pójdzie trochę trudniej ale jak widać przebiegły Brian palant wcale nie był taki inteligentny za jakiego się uważał. Po kilkunastu następnych minutach w końcu dotarliśmy pod żółty, dwu-piętrowy domek z którego grająca muzyka była slyszalna dwie ulice wcześniej. Brian standardowo wysiadł pierwszy i po chwili otworzył przede mną drzwi, podając rękę którą z uśmiechem przyjęłam. Zamknął samochód i ruszyliśmy w kierunku wejścia do żółtego domku.
- Brian! - Pociągnęłam go w tył, w chwili gdy miał chwytać za klamkę.
- Jakieś jeszcze życzenia? - Spytał wyraźnie zirytowany, tym samym napawając mnie kolejną dawką pewności siebie.
- Jedno, a właściwie to dwa. - Powiedziałam z nie winnym uśmieszkiem, starając się udawać całkowicie poważną.
- Już nie mogę się doczekać. - Rzucił w powietrzu i przewrócił oczyma.
- Chciałabym żebyś nie pił, bo musze wrócić na noc do domu i żebyś mnie nigdzie nie zostawiał.
Widząc jego skrzywioną minę miałam ochotę zasmiać mu się prosto w twarz ale zabawa dopiero się zaczynała.
- Oczywiście. - Rzucił krótko i położył dłoń na moim ramieniu, po chwili otwierając drzwi od domu.
Weszliśmy do środka, wprost do salonu pełnego ludzi. Była tu chyba cała nasza szkoła, jak nie uczniowie wszystkich w naszym mieście. Brian od razu wypatrzył swoich kolegów i natychmiast ruszył w ich stronę pozostawiając mnie samą ale po chwili do niego dołączyłam, łapiąc jego dłoń. Spojrzał na mnie zdziwiony na co jedynie się uśmiechnęłam. Musiał się czuć naprawdę dziwnie prowadząc mnie za rękę ale w końcu dostał to na co sobie zasłużył! Wziął głęboki wdech i obdarzył mnie tak sztucznym uśmiechem, że byłam pewna iż w życiu nie zobaczę bardziej udawanego i ruszył w kierunku stojącej w kółku, gromady kretynów.
Przywitał się z nimi, przebijając jakieś dziwne piątki jednak widziałam, że trójka mężczyzn jest bardziej zainteresowana mną niż jego obecnością.- Nie przedstawisz mnie? - Szepnęłam Brianowi na ucho, na co on aż się cały śpiął.
Miałam wrażenie, że zaraz wykipi ze złości jednak ku mojemu zdziwieniu zrobił to o co prosiłam i juz po chwili poznałam Williama, Alexa i Josha. Jeden z nich sięgnął na stolik po dwa drinki i wręczył jednego mi, a drugiego Brianowi.
- Ty nie pijesz! - Warknęłam z uśmiechem, zabierając mu szklankę spod ust.
Juz widziałam, że chce coś powiedzieć jednak powstrzymał się i obdarzył swoich przyjaciół tym głupim uśmiechem. Długo nie myśląc podałam jeden napój Willowi, a po chwili wraz z całą gromadką wznieśliśmy toast.
- Za tych co nie mogą! - Rzuciłam z uśmiechem i puściłam Brianowi oczko, po czym upiłam łyk pomarańczowego trunku.
- Na zdrowie. - Mruknął pod nosem i zmierzył mnie wzrokiem.
Po chwili zajęliśmy miejsce na jedynej wolnej, skórzanej, czerwonej kanapie. Wciąż trzymałam rękę Briana, który teraz był naprawdę wściekły, co na mnie działało pobudzająco. Banda kretynów ku mojemu zaskoczeniu nie odezwała się do mnie złym słowem, chociaż zdawałam sobie sprawę ze po dzisiejszej metamorfozie Rose, nie mieli mi tak właściwie nic do zarzucenia.
Z uśmiechem piłam pomarańczowego drinka co chwile machajac nim Brianowi tuż przed nosem. Uwielbiałam patrzeć na niego gdy był zły i nie wiedział o mojej małej intrydze.
Po kilku godzinach zdecydowałam się na kolejnego drinka, a potem jeszcze jednego wciąż wrednie wymachujac nimi Brianowi przed nosem.- Wracamy? - Spytał znudzony, przecierajac zmęczone oczy.
Właściwie nie dziwie mu się ze chciał wracac, zakładam ze to jego pierwsza impreza którą spędza na trzeźwo i na dodatek z jedną dziewczyną, której napewno nie zaciągnięcia do łóżka.
- Jeszcze tylko spróbuję truskawkowego drinka i możemy jechać. - Puściłam mu oczko i z uśmiechem sięgnęłam po kolejną szklankę alkoholu.
Te wszystkie różne smaki drinków były tak dobre, że chciałam koniecznie spróbować każdy z nich!
CZYTASZ
You are mine
LosoweOn nie powinien się zgodzić, a ona nie powinna pozwolić mu się zbliżyć. On nie powinien kłamać, a ona nie powinna mu wierzyć. On nie powinien uciec, a ona nie powinna kochać. Czy coś tak przeciwnego ma szansę się dobrze skończyć?