Rozdział 21

507 30 5
                                    

*Brian*
Rano obudził mnie denerwujący dźwięk budzika. Już miałem ochotę go zrzucić z pułki ale przypomniało mi się dlaczego wstaje, a właściwie dla kogo. Spałem może 3 godziny ale to w tym momencie było mało ważne, liczyła się Samanta.
Szybko się ubrałem, zjadłem i wybiegłem z domu wprost do auta. Wyjechałem z garażu i z przyzwyczajenia ruszyłem w stronę domu Sam ale już po chwili zawrocilem w stronę szkoły. W końcu przecież to była Samanta, ona nigdy nie opuszczała lekcji, no chyba że ze mną. Na same wspomnienia lekko się uśmiechnąłem, może z początku nie byłem w porządku ale potem już nie potrafiłem udawać kogoś innego.
Dojechałem pod szkołę i zaparkowałem na swoim ulubionym miejscu, a zaraz potem ruszyłem w kierunku placówki. Rozglądałem się dookoła szukając Sam ale w tłumie ludzi jedyne znajome twarze jakie zauważyłem to Rose i Will. Podeszłem w ich stronę ze spuszczoną głową, miałem jeszcze ciutke nadziei, że Sam za niedługo się tu pojawi.

- Cześć, Brian. Opowiadałam Willowi o tym co się wczoraj stało! - Rzuciła tym piskliwym jaskotem Rose.

Spojrzałem na tą wkurwiającą dziewczynę, a zaraz potem na Willa.
Właściwie to po co ona opowiada wszystkim takie rzeczy, czy ta dziewczyna nie umie zamknąć buzi nawet w takiej sytuacji?!

- Opowiadałaś o tym jaką jesteś szmatą i że robisz w chuja nawet swoją jedyną przyjaciółkę?! - Warknąłem na co jej mina od razu zrzędła.

Chwilę mierzyłem ją zabójczym spojrzeniem, każąc jej stąd po prostu iść ale ona zamiast to zrobić, patrzyła na mnie swoimi dużymi oczyma, które dalej nie rozumiały o co chodzi.

- Ej stary, spokojnie. - Rzucił Will klepiąc mnie po ramieniu.

Rozumiem to, że Rose mu się podobała ale czy on był tak samo tępy jak ona?

- Czy ty naprawdę jesteś głuchy i ślepy? Nie słyszysz co ona mówi i robi?

Chyba pierwszy raz w życiu zachowałem się tak w stosunku któregoś z kumpli ale Rose naprawdę przesadzala i miała całkowicie w dupie to jak czuje się Samanta.

- A Ty inteligentny człowieku rzucasz się o jakiś pierdolony zakład, który wygrałem. - Warknął Will, a ja w tym samym momencie straciłem resztki samokontroli.

- To.nie.był.kurwa.tylko.zakład! - Wysyczalem przez zaciśnięte zęby.

- No nie, teraz mi powiedz ze twoją pierwszą miłością została kujonica, która jedyne o czym umie mówić to o równaniach matematycznych i lekturach! - Rzucił kpiąco.

Przypomniało mi się to, że Samanta dalej nie ma pojęcia o tym, że to tylko zakład. Przypomniało mi się to, jak Rose celowo próbowała spieprzyć moją relacje z Sam. Przypomniało mi się to jak Will ją obrażał, a ja mu wtedy towarzyszyłem chociaż jeszcze w ogóle jej nie znałem.
Pchnęłem go w klatkę piersiową, a ten poleciał do tyłu. Może kumple się tak nie zachowują ale nikt kurwa nie będzie obrażał Samanty.

- Nie znasz jej pierdolony idioto! Wolisz brać się za tępe laski, które nie wiedzą o czym ty do nich mówisz wiec odpierdol się od Samanty! - Warknąłem kopiąc go w żebro.

Może nie było to uderzenie w moim stylu ale nie chciałem zrobić mu krzywdy, a jedynie ukarać i kazać się zamknąć.
Odwróciłem się na pięcie w tył i ruszyłem w stronę wejścia do budynku. Naprawdę szastały mną nerwy, a on przegiął wszelkie granice. Ja nie mieszam się w to jakie laski podrywa wiec on niech się odczepi od Samanty.
Szedłem wprost przed siebie gdy nagle ktoś uwiesił mi się na plecach, tym samym mnie przerwacajac. Will długo nie czekając zamachnął się i wykorzystując mój chwilowy szok, mocno uderzył mnie z pięści w twarz. Nie potrzebowałem dużo aby się podnieść i kopnąć go w żebra, tym razem dużo mocniej. Nie spodziewanie Will złapał moją nogę i znów przewróciłem się na ziemię. Ponownie zaczął okładać moją twarz, a ja żebra, ręce, nogi i każdą inną cześć ciała jaką zdołałem trafić.

You are mineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz