*Samanta*
Zapięłam pasy i wyciagnełam z kieszeni telefon. Wszystko było dobre żeby tylko czas w towarzystwie tego kretyna szybciej minął. Juz nawet nie interesowało mnie dokąd jedziemy, marzyłam tylko o tym aby znaleźć się w domu, a jutro wyjść punktualnie na autobus i być w szkole.
Kiedy poczułam, że samochód się zatrzymał uniosłam wzrok z nad telefonicznej gierki i wyjrzałam przez szybę.- Kręgielnia? - Spytałam z delikatnym uśmiechem.
Ta cała gra była tak prosta, że mogłabym w nią grać z zamkniętymi oczyma. Wystarczyło dobrze znać prawa fizyki i umiejętnie je wykorzystywać.
- Owszem - Odpowiedział z szerokim i pewnym siebie uśmiechem.
Zabierając mnie tu, nie miał pojęcia na co się pisze.
- Pokonać Cie to dla mnie zaszczyt. - Puściłam mu oczko i nie czekając na odpowiedź wysiadłam z samochodu.
- Zobaczymy kto tu kogo pokona. - Uśmiechnął się i kliknął przycisk na pilocie od auta, a zaraz potem dorównał mi tempa.
Razem przekroczyliśmy próg kręgielni i jak tylko zmieniliśmy obuwie podeszliśmy do naszego toru. Na twarzy Briana dalej utrzymywał się szeroki, pewny siebie uśmiech. Próbowałam się zachowywać neutralnie ale sama w środku byłam pewna swojego zwycięstwa i juz nie mogłam doczekać się jego przegranej.
- W takim razie zaczynaj, bo już nie mogę się doczekać twojej klęski. - Rzuciłam rozbawiona.
- Nie tak szybko, kochaniutka. - Skrzyżował ręce na piersi.
O co mu znów chodzi? Czy on myśli, że czytam mu w myślach? Uniosłam brew w górę i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienie. Czy nawet głupia gra wymaga jego dziwnych gestów i milczenia? Ta jego cała tajemniczość działa mi na nerwy.
- Jeśli wygram pójdziesz ze mną na kolacje.
- A co jeśli przegrasz? - Parsknęłam śmiechem.
- Nie przewiduje takiej opcji ale wtedy ty możesz coś sobie wymyślić. - Odpowiedział jak zwykle pewnie siebie i chwycił jedną z kul.
Odpowiednio się nachylił i rzucił. Uważnie się przygladałam drodze kuli i już po chwili na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zbił tylko 5 kręgli. Wiedziałam, że pójdzie mi o wiele lepiej.
- Słabiutko. - Rzuciłam rozbawiona.
- Spokojnie, dopiero się rozkręcam. Zobaczymy jak Ci pójdzie. - Odpowiedział pewnie siebie, choć byłam pewna że zżerają go wątpliwości.
Chwyciłam jedną z kuli i widząc, że mi się przygląda poruszyłam zabawnie brwiami. Podeszłam do parkietu i juz po chwili moja kula zbiła całe 9 kręgli.
- Poddajesz się? - Spytałam z szerokim, pewnym siebie uśmiechem.
Czas zmienić rolę kolego!
- Nigdy. - Odpowiedział juz nie tak pewnie i ruszył wyraźnie oburzony po kule.
Wiedziałam, że boi się przegranej co jeszcze bardziej mnie bawiło. W końcu miałam okazję pokazać zadumanemu dupkowi co to jest porażka.
Po kilku rundach gra zrobiła się naprawdę zacięta, a nasze wyniki szły ramię w ramię. Widziałam jego wygasającą pewność siebie i to że za wszelką cenę chce wygrać, co jeszcze bardziej mnie nakręcało aby mu na to nie pozwolić.
W końcu przyszła ostatnia kolejka. Wiedziałam, że mogę wygrać lub przegrać, choć bardziej liczyłam na to pierwsze. Chwyciłam kulę i najlepiej jak potrafiłam rzuciłam ją w kierunku kręgli. Ta chwila przeciągała się w nie skonczonosć, a ja miałam wrażenie jakbym patrzyła na film w zwolnionym tempie. W końcu dotarła na sam koniec i zabrała ze sobą 8 kręgli. Spojrzałam na tablice wyników i nie dowierzałam, za to obok widziałam uśmiechniętego Briana co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
CZYTASZ
You are mine
De TodoOn nie powinien się zgodzić, a ona nie powinna pozwolić mu się zbliżyć. On nie powinien kłamać, a ona nie powinna mu wierzyć. On nie powinien uciec, a ona nie powinna kochać. Czy coś tak przeciwnego ma szansę się dobrze skończyć?