*Samanta*
Rano obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Tupanie, głosy, szepty, jęki. Kiedy do moich uszu dotarł wyraźny dźwięk otwieranych drzwi, otworzyłam oczy, a ku mojemu zdziwieniu przy futrynie stali moi rodzice. W tym samym momencie nie potrzebowałam dużej czasu żeby się rozbudzić i zorientować, że zasnęłam wtulona w Briana, który teraz gdzieś wyparował.- Córeczko! - Krzyknęła mama i ruszyła w moim kierunku aby mnie uścisnąć.
Lekko się uśmiechnęłam i odwzajemniłam przywitanie obojga rodziców jednak w mojej głowie wciąż brzmiało pytanie- Gdzie wyparował czarnowlosy? Bałam się, że moi rodzice mogli go rano wyprosić ale jestem pewna, że wtedy by coś wspomnieli, a oni raczej wyglądali na palajacych energią niż złych.
- Jesteś głodna? - Spytała mama wyrywając mnie z rozmyśleń, a ja ochoczo pokiwałam głową.
Wstałam z łóżka i nasunęłam na nogi kapcie po czym razem z moją rodzicielka ruszyłyśmy do kuchni. Tato poszedł kończyć rozpakowywac torby.
- Nie mogę uwierzyć, że tak się zmieniłaś! - Krzyknęła entuzjastycznie mama po czym przejechała dłonią po moich włosach.
Chciałam coś odpowiedzieć jednak zaraz potem tuż przedemną znalazł się talerz z tostami, a mama siedziała tuż obok uważnie mi się przyglądając.
- Opowiadaj co się u Ciebie zmieniło. Jak w szkole? Masz chłopaka? - Spytała z szerokim uśmiechem, na co moja mina zrzędła.
A może wyprosiła Briana, a teraz próbuje się czegoś dowiedzieć?
- W szkole jak zawsze okej i puki co nikogo nie mam. - Uśmiechnęłam się lekko, biorąc gryza tosta.
Moja mama wróciła do garnków w których właśnie coś gotowała, a ja zaczęłam w spokoju kończyć śniadanie, gdy nagle usłyszałam jak ktoś zbiega ze schodów.
- Cześć! - Rzucił Brian, który właśnie wszedł do nas do kuchni.
Spojrzałam na niego i wytrzeszczyłam oczy, jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. Spodziewałam się tu każdego ale nie jego, czyli moi rodzice musieli wiedzieć że został na noc.
- Co Ty tu robisz? - Spytałam przerażona.
Nawet nie chciałam wiedzieć co się roi w głowach moich rodzicieli i dlaczego mi o niczym nie wspomnieli, a może chcieli być mili bo w końcu dopiero przyjechali?
- Zostałem na noc u Thomasa. - Ciemnowlosy lekko się uśmiechnął i puścił mi oczko, a ja głośno odetchnęłam z ulgą.
Bogu dzięki...
- Może w czymś Ci pomóc? - Wtrąciła się mama spoglądając na nas podejrzyliwym spojrzeniem.
- Właściwie Thomas kazał mi wziąć coś do jedzenie, także byłbym Pani niesamowicie wdzięczny. - Uraczył ją tym swoim nie winnym uśmiechem, a ona podała mu wielki talerz, pełen tostów.
Cały czas się w nich wpatrywałam, obserwując każdy ruch Briana jednak w końcu ocknelam się i wróciłam do jedzenia. Chłopak podziękował i wyszedł z kuchni, a ja po chwili gdy zjadłam również ruszyłam do pokoju aby przebrać się w coś na codzień.
Weszłam po schodach jak zawsze zagubiona w swoich przemyśleniach gdy nagle Brian chwycił mnie za dłoń i wciągnął do łazienki. Chyba przewidział, że będę piszczeć bo skutecznie zatkał mi usta, a po chwili zamknął za nami drzwi.- No cześć księżniczko. - Rzucił nadal mnie trzymając tuż przy swoim ciele i obdarzajac tym rażącym spojrzeniem.
- Myślałam, że już się witalismy. - Odpowiedziałam wrednie się uśmiechając aby zbić mu z twarzy powagę.
- Mówiłem Ci już, że za dużo myślisz. - Puścił mi oczko i delikatnie mnie ucalował w czoło na co cała się zarumieniłam.
Nigdy w życiu bym go nie podejrzewała o ciutke romantyzmu, czy czułości. Brian potrafi zaskakiwać ludzi i to pozytywnie.
- Nie mogłeś zaczekać aż wyjdę z domu? - Spytałam właściwie z ciekawości.
- Nie mogłem tak bez pożegnania. - Lekko się uśmiechnął i chwycił dłonią mój tył głowy, przyciskajac mnie do swojej klatki piersiowej.
Przytulilam się do niego i zamknęłam oczy aby jak najdłużej trwać w tej chwili. Znów jego ciepło, zapach i bicie serca, ta mieszanka jest zabójcza.
Gdy wszystko wydawało się być tak pięknie nagle do drzwi zaczęła się dobijać mama.- Kochanie, otwórz bo musze pranię zabrać. - Usłyszałam zza drzwi i automatycznie oderwalam się od ciemnowłosego.
Spojrzałam na niego i na drzwi, na niego i znów na drzwi. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić.
- Zamknij za mną. - Szepnął Brian i szybko ruszył w kierunku okna z którego zaraz potem wyskoczył.
Odetchnęłam z ulgą i w końcu otworzyłam drzwi kobiecie, która ciągle mnie ponaglała.
Gdy mama wyszła zabrałam się za prysznic i chwile potem wyszłam odświeżona z łazienki.- Sam, mogę Cię prosić? - Złapał mnie za ramię Thomas, chwilę przed tym gdy miałam chwycić klamkę i wejść do swojego pokoju.
Pokiwałam głową na zgodę i ruszyłam za nim, wprost do jego pokoju. Jeśli oczywiście wielką kupę ubrań było można tak nazwać. Nie dowiary, że w ciągu kilku dni zdążył już tak nasyfić.
- Brian musiał pilnie lecieć także kazał mi przekazać, że musisz do szkoły dotrzeć sama. - Rzucił się na łóżko i włączył telewizor, a ja zmarszczyłam brwi i kalkulowalam te słowa.
Przecież jeszcze chwile temu wcale nie wyglądał na osobę której się spieszy, a wręcz przeciwnie.
- A mówił gdzie jedzie? - Spytałam ciekawa, jednak w odpowiedzi brat pokiwał przecząco głową.
Sztucznie się uśmiechnęłam i wyszłam z pokoju mojego brata. Weszłam do swojego i szybko spakowałam się do szkoły, po czym wyszłam z domu wprost na autobus.
Droga samochodem była znacznie szybsza wiec dziś musiałam wyjść z domu dużo wcześniej niż w przeciągu kilku ostatnich dni. Byłam ciekawa gdzie podziewa się Brian i czy się dziś zobaczymy, a nawet nachodziły mnie myśli, że nadal się wstydzi ale postanowiłam puki co zaczekać, niż znów pochopnie go oceniać.
Wsiadłam do pomarańczowego busika i po godzinnej podróży byłam już na miejscu. Ruszyłam w stronę szkoły jednak zaraz przy wejściu dobiegły do mnie krzyki, które odwróciły moją uwagę. Natychmiast ruszyłam za sale gimnastyczną, skąd wydawało mi się to słyszeć. Szłam z chwili na chwilę coraz szybszym krokiem gdy nagle wpadłam na coś wielkiego, a właściwie kogoś. Podniosłam wzrok do góry i spojrzałam na Willa, który lekko się uśmiechnął.- Dokąd tak pędzisz? - Spytał z uśmiechem, jednak moja mina nadal pozostawała nie zmienna.
- Co się tam dzieje? - Wskazałam głową na tyły szkoły, do których on skutecznie mi zagradzał drogę.
- Nic się tam nie dzieje, jakaś kłótnia. - Wzruszył ramionami, jednak wcale mnie tym nie uspokoił.
- W takim razie pójdę ją załagodzić. - Uśmiechnęłam się wrednie i ruszyłam przed siebie jednak Will złapał mnie za łokieć i z powrotem pociągnął w tył.
- Nie musisz. - Warknął, już bardziej zły.
- To nie twój interes co musze, a co nie! - Krzyknęłam i próbowałam wyrwać swój łokieć z jego uścisku jednak on wcale nie zamierzał mnie puścić.
Zaczęłam go bić po klatce piersiowej i nadal się wyrywać jednak wszystko wydawało się bezskutecznym. Kiedy usłyszałam znajomy pisk Rose, od razu uderzyłam Willa prosto w twarz zaraz potem biegnąc w stronę skąd dobiegały głosy.
- Rose, gdzie jesteś? - Krzyczałam ile sił w gardle jednak dziewczyna mi nie odpowiadała.
Dobiegłam w końcu na miejsce, a widząc Briana, Rose i tajemniczego mężczyznę zamarłam.
CZYTASZ
You are mine
RandomOn nie powinien się zgodzić, a ona nie powinna pozwolić mu się zbliżyć. On nie powinien kłamać, a ona nie powinna mu wierzyć. On nie powinien uciec, a ona nie powinna kochać. Czy coś tak przeciwnego ma szansę się dobrze skończyć?