Wiem, że dużo opisów ale ten rozdział tego wymaga, no i powrót ciemnowłosego. :)
*Brian*
Leżałem zupełnie zapominając o prawie gołej Rose, a jedynie wpatrując w lśniące od napływających łez oczy Sam. Widziałem jak coraz dłużej nam się przyglądała i jak tysiąc razy przy tym umierała. Chciałem coś powiedzieć ale nie mogłem wydusić z siebie nawet głupiego sory. To nie była ta sama dziewczyna z którą jeszcze kilka godzin temu siedziałem oglądając film. Jej oczy nie pokazywały radości, nie ugiętej postawy ani tupetu, o którym pewnie ona sama nie miała pojęcia, a zamiast tego były bliskie wielkiej, wewnętrznej powodzi.
Samanta wybiegła z pokoju, a ja w tym samym momencie podniosłem się z łóżka i szybko narzuciłem na siebie jeansy i bluzkę. Ruszyłem prosto za Sam, chociaż nie wiedziałem co chce teraz zrobić. Przecież nie mogłem jej powiedzieć "ej, Samancia słuchaj bzykam twoją przyjaciółkę, bo jest we mnie szaleńczo zakochana i szantażuje mnie zakładem o którym się dowiedziała podsluchujac moją rozmowę z Willem, a no tak. Zakład był o to, że przelece Ciebie. To jak? Wybaczysz?". Popsułem wszystko, jak zawsze.
Przepchałem się przez gości i wybiegłem na zewnątrz jednak tam nie było śladu ani jednej żywej duszy.
Znikła, wyparowała...
Oparłem ręce na kolanach i spuscilem głowę w dół, ta cała sytuacja jeszcze do mnie nie docierała. Nie tak chciałem to skończyć, właściwie puki co nie miałem zamiaru wcale, w sumie nigdy bym tego nie kończył. Była jedyną dziewczyną, która nie pchała mi się do łóżka, jedyną która potrafiła mnie wysłuchać i jedyną, której zaufałem, a teraz miałbym jej dać tak po prostu odejść?
Ona nie miała żadnych wad, była cudowna, a ja to zwyczajnie spierdoliłem! Jak zawsze, wszystko, wszyściuteńko!- Nie złapałeś jej? - Spytała tym wkurwiajacym, piskliwym głosem Rose, która najwyraźniej dopiero teraz zdążyła tu dobiec.
W tym momencie mógłbym uderzyć kobietę, a nawet powybijac jej zęby i zakopać żywcem.
Rose była zwykłą szmatą, czerpała z Sam korzyści w szkole, udawała jej przyjaciółkę, a gdy przychodziło co do czego to potrafiła godzinami wymieniać jej wady. Tyle, że dla mnie Sam nie miała żadnych, a Rose zdecydowanie za dużo.- Gówno Cie to obchodzi! - Warknąłem obracając się w jej kierunku.
Jej mina natychmiastowo zrzędła, a ja zacisnąłem pięści aby tylko zaraz nie eksplodować.
- Brian, to tylko Samanta. Powinniśmy dokończyć to co zaczęliśmy. - Rzuciła Rose kładąc rękę na moim ramieniu, którą ja oczywiście natychmiastowo strzepnąłem.
Ten gest musiałem wypatrzeć u Sam, ona ciągle zrzucała moją dłoń.
- Spierdalaj stąd! - Rzuciłem do czarnowlosej, obracając się w kierunku wejścia do domu.
Nie miałem ochoty się bawić ani dłużej oglądać jej fałszywej twarzy. Jedyne co chciałem to wytłumaczyć wszystko Sam, chociaż na samą myśl się wzdrygałem. Miałem resztkę nadziei, że prawda wszystko naprawi ale w tym przypadku to błędne stwierdzenie.
Ominąłem tłum i wróciłem do sypialni, zamykając się w niej tym razem sam. Wzięłem do ręki telefon i od razu wybrałem numer Samanty ale po kilku połączeniach straciłem wszelkie nadzieje, ze odbierze.
Nie wiem czego chciałem od tej dziewczyny ale wiem, że napewno nie tego aby odeszła. Juz nawet nie chodziło o głupi seks, po prostu ufałem jej. Mógłbym z nią rozmawiać i wygłupiać się godzinami, no i zabierać w tyle miejsc, w ile tylko by miała ochotę ze mną jechać. Zresztą nawet gdyby nie miała, pewnie i tak bym ją zmusił.
Jeszcze raz nacisnąłem zielony przycisk na ekranie telefonu i wsluchiwalem się w sygnały, które przyciągały się w nieskończoność.*Samanta*
Wybiegłam przed dom i ruszyłam wprost przed siebie. Skręcałam tam gdzie miałam ochotę, zupełnie nie przejmując się tym gdzie biegnę. Po drodze zaczął padać deszcz, a ja cała przemoknięta, zalewająca się łzami, nadal biegłam dalej.
Brian był palantem ale polubiłam go, przyzwyczaiłam się do niego i zaakceptowałam, a kiedy zaczęłam myśleć o czymś poważniejszym okazuje się, że sypia z moją przyjaciółką. Jak mogłam być tak głupia?! Każdy miał rację, każdy...
Biegłam dalej, gdy nagle poczułam wibracje w torebeczce. Wyciagnełam telefon z nadzieją, że to Thomas i ujrzałam na nim kontakt zapisany "Brianek :*", oczywiście musiał to zrobić w tym samym dniu kiedy rzekomo zostawiłam komórkę w jego aucie. Widząc to wybuchłam jeszcze większym płaczem, właściwie teraz było to skamlenie i prośba. Sama nie wiem o co, po prostu chciałam to wszystko skończyć, przestać czuć tyle sprzecznych uczuć i emocji. Dziś już nic nie miało sensu, a Brian co by nie zrobił, to i tak już się stało i napewno się nie odstanie. Usiadłam na chodniku, po którym właśnie biegłam, zupełnie nie przejmując się czerwoną, a teraz już brązową sukienką, tym ze pada deszcz ani tym, że przejeżdżający obok ludzie w samochodach muszą mieć ze mnie ubaw. Akurat teraz mnie to nie interesowało, właściwie w tej chwili nic mnie nie interesowało.
Kiedy telefon zadzwonił po raz kolejny, a zaraz potem znów, długo nie myśląc wzięłam zamach i rzuciłam nim o płyty chodnika, a ten cały się roztrzaskał. Może nie było to mądre ale przynajmniej miałam chwilę spokoju.
Zauważyłam nadjezdzajacy z dala autobus i szybko ruszyłam na przystanek. Zajęłam miejsce i juz po chwili byłam w domu.
Weszłam do środka i chcąc zostać nie zauważona szybko ruszyłam w kierunku pokoju, nawet nie zauważając, że krok w krok za mną idzie Thomas.- Saman... - Widząc mój wygląd zatrzymał się w połowie słowa i stał jak zamurowany, a ja z powrotem obrociłam się w kierunku pokoju.
- Samanta, zaczekaj. - Dodał po chwili gdy się ocknął, a ja zatrzymałam się przy otwartych drzwiach.
- Coś się stało? - Spytałam leciutko i naprawdę sztucznie się uśmiechając.
Wiem, że pewnie wyglądałam jak klaun ale co miałam powiedzieć, czy zrobić? Podziękować mu i babci za rady, które okazały się słuszne?
- No mi nic ale To...
- To jak wszystko dobrze to pozwól, że pójdę spać. - Przerwalam mu w połowie zdania i weszłam do środka zatrzaskujac za sobą drzwi od swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i przytulilam do twarzy poduszkę. Starałam się zasnąć i zapomnieć o całym dzisiejszym dniu i Brianie ale każda moja myśl krążyła wokół niego wywołując kolejne, i kolejne łzy.
Usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, a po chwili jak ugina się materac. Przez głupią chwilę pomyślałam, że to Brian ale przecież to by było nie możliwe.- Samanta, nie mogę spać gdy słyszę jak płaczesz. - Powiedział Thomas masując lekko moje barki.
- To zatkaj uszy. - Rzuciłam wcale nie zamierzając na niego spojrzeć, a zamiast tego nadal trzymając poduszkę przy twarzy.
- Sam, to ten dupek? - Spytał lekko wkurzony, a ja w tej chwili zamarłam zastanawiając się co powiedzieć.
Nie mogłam przecież opowiedzieć mu o tym co zobaczyłam. Byłam pewna, że Brian by oberwał, a tego nie chciałam. Chciałam zapomnieć ale nie potrafilabym go skrzywdzić, on za to nie miał z tym najmniejszego problemu ale on to nie ja.
- Nie, chodzi o Rose. - Wymamrotałam, a Thomas lekko mnie do siebie przytulił.
- Siostrzyczko nie męcz się tym dziś, posiedzę tu aż zasniesz, a jutro porozmawiamy.
Miałam ochotę powiedzieć żeby wyszedł ale wcale tego nie chciałam wiec zamknęłam oczy i starałam się uspokoić. Byłam zmęczona, było mi zimno, a moje oczy same się kleily, co sprawiło ze nie potrzebowałam dużo czasu aby zasnąć.
CZYTASZ
You are mine
RandomOn nie powinien się zgodzić, a ona nie powinna pozwolić mu się zbliżyć. On nie powinien kłamać, a ona nie powinna mu wierzyć. On nie powinien uciec, a ona nie powinna kochać. Czy coś tak przeciwnego ma szansę się dobrze skończyć?