~♧Marinette♧~
Objawy nie ustawały. Atak paniki tylko się nasilał. Tikki próbowała jakoś mi pomóc, ale niezbyt skutecznie.
- MARINETTE? JEZUS CO SIĘ STAŁO?! - usłyszałam głos Conrada, który przy szumie w mojej głowie wydawał się być strasznie odległy.
Chłopak od razu podbiegł i chwycił mnie za ramiona, wcześniej delikatnie unosząc mój podbródek tak, abym na niego spojrzała.
- Ktoś ci coś zrobił, dziewczyneczko? - spytał, kojąco gładząc moją skórę, poprzez robienie na niej kółek kciukami.
- Boję się - tylko to zdołałm z siebie wydusić.
Blondyn przyciągnął mnie, zamykając w swoich ramionach. Czułam ciepło jego ciała, kontrastujące z moim przemarzniętym. Zielonooki gładził mnie po plecach, raz po raz powtarzając, że rozumie oraz to zaraz przejdzie, jesteś już bezpieczna.
Pomagało. To naprawdę pomagało. Z czasem mój oddech się unormował, a ja przestawałam panikować. Byłam mu szczerze wdzięczna.
- Dziękuję - szepnęłam, a on rozczochrał mi lekko włosy.
- Nie ma za co, dziewczyneczko. Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierał - odparł, ocierając łzę na moim zapewne czerwonym jak przegniłe pomidory, policzku.
***
U
piłam kolejny łyk herbaty. Strażnik, całe szczęście, jeszcze nie wrócił, więc mogliśmy spokojnie rozmawiać, obrzedając się suchymi herbatnikami na jego kanapie.
- Powiedz mi - przerwałam, aby spróbować ugryźć ciastko. Mimo, iż moczyłam je przez dobre kilka minut w gorącym naparze, to małe gówno wciąż było twarde jak skóra bezdomnych na piętach (nie żebym coś na ten temat wiedziała, to tylko przypuszczenia) I mogło połamać mi zęby - Co ty tu właściwie robisz? I skąd wiedziałeś jak postąpić w takiej sytuacji?
- Odpowiem na twoje pytanie, jak ty odpowiesz na moje, dziewczyneczko - odparł, a ja nerwowo podrapałam się po karku.
- Eee... - zaczęłam - Tak wtedy zareagowałam, bo... Zgubiłam miraculum pszczoły.
Chłopak zakrztusił się cegłą, znaczy herbatnikiem, więc ja musiałam go jakoś uratować. Standardowo, klepiąc po plecach tak, jak robi się to z niemowlakami, które swoją drogą zapewne mają więcej IQ od niego.
- O kurwa - wydusił - Wiesz, że ty i twój lateksowy porno-kotek macie przejebane?
- Wiem.
- Chociaż... - potarł palcami skronie, co wskazywało na ciężką pracę jego upośledzonych komórek nerwowych.
- Co?
- NIE PRZERYWAJ MI! MYŚLĘ!
- No tak, wiem, że pierwszy raz wymaga ogromnego wysiłku i zazwyczaj boli - odpyskowałam, a on wepchnął mi w ustach tę kamienną karykaturę ciastka.
- DAJ MI POWIEDZIEĆ! W sumie to on nie musi się jeszcze dowiedzieć. Jak nie znajdziesz go do jutra, to dopiero powinnaś się martwić. To miraculum, ktoś prędzej, czy później się nim pobawi.
- Może i masz rację...
- Rację, to ja mam zawsze. Ale teraz mam jeszcze pytanie...
- Najpierw moje. Odpowiadaj - zażądałam, a on westchnął, składając dłonie w piramidkę, niczym polski Jarosław Kaczyński. Brakowało jeszcze kota.
- Skąd wiedziałem jak ci pomóc? - zaśmiał się nerwowo - Nie mówiłem Ci tego, a w sumie powinnaś wiedzieć. Masz dwanaście lat i pewnie rozumiesz, że ludzie umierają - przewróciłam oczami na wzmiankę i wieku - Mój ojciec nie żyje, popełnił samobójstwo jeszcze przed moimi narodzinami. Matka od razu mnie oddała do okna życia. Wychowałem się w sierocińcu i w sumie nadal wychowuję, bo nikt mnie nie chciał - ponownie zachichotał, a mi robiło się go coraz bardziej szkoda - Tam ciągle ktoś miewał ataki paniki. Sam tak miałem. Z czasem pomaganie takim obosbom było już automatyczne.
- Jezu...
- Nie, Marinette. Nie żałuj mnie. Nie tęsknię za rodzicami, bo nigdy ich nie miałem. Zresztą jestem zajebiście szczęśliwy! Mam genialnego kumpla, kontakt z superbohaterką, zakochałem się i do tego dowiedziałem się, że... - nagle urwał w połowie zdania, co mnie lekko zdziwiło. Wahał się - Eee... Że będę mógł mieć chomika! Szkoda tylko, iż nie chcę gryzoni.
- Już cię nie lubię.
- DLACZEGO?! BO NIE LUBIĘ PRZYJEBANYCH, UDOMOWIONYCH SZCZURÓW?!
- Tak.
Blondyn uderzył się z otwartej dłoni w czoło, kręcąc swoim pustym łbem z politowaniem.
- Dobra, teraz moje pytanie - powiedział już o wiele poważniej. Tak, jakby radość nagle z niego wyparowała.
- Pod warunkiem, że na moje również odpowiesz - kiwnął potwierdzająco głową.
- Czy to był twój pierwszy atak paniki?
- Skąd takie pytanie? - nie do końca miałam ochotę na takie wyznania.
- Odpowiedz - nakazał, a ja westchnęłam.
- Nie - mówiłam całkowicie szczerze, choć w planach miałam kłamstwo - Od jakiegoś czasu je miewam. Zazwyczaj przez koszmary. To... dość skomplikowane.
- Mów mi, cholera, jeśli coś będzie nie tak. Marinette, to nie jest zdrowe.
- Wiem.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie.
- Masz jakąś traumę?
- Nie, ale czuję się, jakbym miała - znów ogarnęło mnie pieprzone deja vu - Teraz moje pytanie.
- Dawaj.
- Co ty tu robisz? Już sam fakt, że tak często ty bywasz jest dziwny, ale to, iż Fu zostawił cię tu bez opieki...
- Mój dziadek mi ufa - słysząc jego słowa, zachłystnęłam się herbatą. Dusiłam się przez dobre kilka minut, w pewnym momencie już nawet żałowałam, że nie napisałam testamentu.
- KTO KURWA I JAK?! - zawołałam, po incydencie z zatkaniem naparem dróg oddechowych.
- Aaa... Przejęzyczyłem się, ale jak już wiesz... Mistrz to ojciec mojego ojca. Ale to nie jest najmocniejsze, słuchaj...
- Dzień dobry, Biedronko - do pomieszczenia, przerywając niczym Polsat w najciekawszych chwilach, wszedł stary chińczyk.
Ostatni żyjący strażnik miraculów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
OSOBA ZE ZDJ TO MOJA WIZJA MARI W PRAWDZIWYM ŻYCIU
@pandorarora33 CAŁY ROZDZIAŁ DLA TWOJEGO CHRZEŚNIAKA MORDO
#biednawieżaeifflaPOZDRAWIAM, ŹDZISŁAW
CZYTASZ
Us two against the world ~ MLB
Fanfiction"Niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają, mimo wszystko." Minęły dwa lata od pierwszego ataku na Paryż. Zarówno Marinette, jak i Adrien dzięki swoim sekretnym tożsamościom mogą się rozwijać, choć szkoła czasem bywa barierą nie do pokonania. Ich...